A+ A A-

Cegła w dobrej sprawie - Medyczna marihuana, Historia hipokryzji - dr Doroty Rogowskiej-Szatkowskiej

W przypadku dostępnej na rodzimym rynku literatury naukowej i popularnonaukowej poświęconej marihuanie możemy już chyba mówić o klęsce urodzaju – w przeciągu ostatnich dwóch lat ukazały się przede wszystkim dwie wyczerpujące pozycje Bogdana Jota (Odkłamywanie marihuany, Marihuana leczy) i tłumaczenie zwięzłego kompendium Mitcha Earlywine’a Zrozumieć marihuanę, jak również parę innych pozycji.

Wrażenie takie wzmacniać może wzmożona obecność konopi w dyskursie publicznym – od głośnej sprawy dr-a Bachańskiego, przez zaskakująco liberalne postanowienie sygnalizacyjne Trybunały Konstytucyjnego, aż po sejmowe wygibasy posła Liroya. Słowem - nie da się ukryć pewnego pozytywnego (?) fermentu w temacie. Choć daleki jestem od naiwnej nadziei, że przynajmniej w tym jednym punkcie dobra zmiana okaże się naprawdę dobra, to jaskółki pierwszych orzeczeń prawnych dotyczących medycznego zastosowania marihuany obiecują już wiele.

W tym klimacie kolejna obszerna pozycja z ambicją wyczerpującego potraktowania tematu leczniczej marihuany tyleż trafia w swój czas, co może pogłębiać wrażenie przesytu, czy wręcz w szumie doniesień medialnych pozostać niezauważona. Takie niebezpieczeństwa grożą oczywiście najnowszej pozycji Krytyki Politycznej – najambitniejszej bodaj na rodzimym rynku próbie podsumowania stanu badań nad medycznymi zastosowaniami marihuany – żywię jednak mocne przekonanie, że nieoceniona wartość merytoryczna Medycznej Marihuany... może zapewnić jej fundamentalną pozycję w polskiej literaturze przedmiotu.

Wydając pokaźne tomiszcze Doroty Rogowskiej-Szadkowskiej Krytyka Polityczna z jednej strony kontynuuje swoją cenną serię pozycji poświęconych narkotykom (Polityka Narkotykowa, Wojny Narkotykowe, Odczarowanie, Dzieci wojny narkotykowej, liczne teksty na narkopolityka.pl), z drugiej – konsekwentnie i otwarcie stoi na stanowisku liberalizacji polityki narkotykowej i redukcji szkód. Zarówno sam podtytuł najnowszego wydawnictwa „KryPy” – „Historia Hipokryzji” – jak i postać autorki nie pozostawiają wątpliwości, że i tym razem dobro pacjentów i użytkowników (w tej kolejności!) weźmie górę nad argumentami zwolenników represji.

Wyraźny punkt wyjściowy mógł zaowocować powstaniem książki pisanej pod z góry założoną tezę, takiego efektu jednak udaje się autorce przez większość czasu uniknąć, brak też Medycznej Marihuanie zacięcia publicystycznego cechującego np. dwie książki Jota. Nie jest też praca Rogowskiej, wbrew podtytułowi, „historią” – ciągłą narracją o zakłamaniu rządów czy firm farmaceutycznych (choć takie wątki, mimochodem, wciąż się w niej przewijają). Większą część tego momentami przytłaczającego tomu wypełnia żmudna, drobiazgowa, do bólu dokładana analiza setek przypadków stosowania medycznej marihuany w leczeniu najróżniejszych dolegliwości. Całość liczy sobie ponad pięćset stron, z czego niemal setkę wypełnia bibliografia, przypisów jest ponad tysiąc – przytaczane liczby budzą respekt i chyba najlepiej świadczą o charakterze najnowszego wydawnictwa Krytyki.

Pisałem kiedyś, bodaj przy okazji omawiania książki Earlywine’a, że z pewnego punktu widzenia najlepszym co mogłoby spotkać marihuanę byłoby uczynienie jej tematem tak nudnym i zwyczajnym, jak to tylko możliwe, innymi słowy - zdjęcie z niej odium ziomalskiej używki i sprowadzenie do pozycji z jednej strony - dyskutowanego na niekończących się konferencjach naukowych leku, z drugiej – śmiesznych papierosków palonych przez nudnych aktorów w wieku naszych rodziców. Przynajmniej ten pierwszy postulat udaje się Rogowskiej spełnić z nawiązką. Jakkolwiek by to paradoksalnie nie brzmiało, udaje się marihuanę uczynić po prostu nudną - i chwała za to! Skuszony tytułem czytelnik liczący na luzacki styl i żarciki o jaraniu szybko odkryje, że najbardziej luzackim fragmentem książki jest listek ganji na okładce (przy okazji – trudniej o bardziej wyświechtany motyw, zlitujcie się już...). Niedostatki street-wisdom w zabawny sposób kontrastują czasami z naukowym stylem i charakterem pozycji – z zupełną powagą traktowane są tu więc miejskie legendy o maczaniu topów w czymkolwiek bądź, dziwaczna informacja, że marihuana zawitała do Polski wraz z transformacją ustrojową, czy zaskakująco nieporadne rozdzialiki o sposobach zażywania konopi, czy ich subiektywnych efektach psychoaktywnych.

To, że Medyczna Marihuana... nie kokietuje stereotypowego ziomala, nie oznacza bynajmniej, że jest pozycją dla każdego – i nie chodzi tu tylko o rygorystyczną formę właściwą publikacji naukowej. Wymownie świadczą o tym także nieco zdawkowe pierwsze rozdziały, zdradzające, że zakładana jest po prostu pewna wyjściowa wiedza czytelnika. Na żart zakrawa rozdzialik „Czym jest marihuana”, po łebkach potraktowana została historia zastosowań konopi (rozdział o zastosowaniach przemysłowych pojawia się dopiero pod sam koniec! – do nieprzejrzystego układu całości jeszcze zresztą wrócę). Prędko jednak dostajemy się do merytorycznego mięcha.

Solidną przystawką przed daniem głównym – rozdziałami o zastosowaniach medycznych – jest bardzo interesująca historia delegalizacji, przywołująca kluczowe momenty tego procesu: począwszy od Konferencji Opiumowej Ligi Narodów, przez rolę niesławnego Anslingera w USA, po rezolucje ONZ. To pierwszy tak dobrze udokumentowany rozdział, stanowi więc zarazem rozgrzewkę, jak i próbkę stylu przed pokaźnymi sekcjami dotyczącymi zastosowań medycznych marihuany.

Nie ma co ukrywać: clou książki to niezwykle rzetelnie potraktowany przegląd publikacji naukowych dotyczących chyba wszelkich możliwych pól medycznych zastosowań marihuany – od tak oczywistych jak jaskra, czy ból, po tak rzadkie i egzotyczne jak fibromiaglia, czy zespół Tourette’a. Szczególnie interesujące są wątki dotyczące zaburzeń psychicznych – jak zespół szoku pourazowego czy depresja, ta ostatnia, może z racji skąpej literatury przedmiotu, potraktowana została jednak nieco zdawkowo. Pojawia się też oczywiście główne pole zainteresowań naukowych i zawodowych doktor Szadkowskiej – HIV/AIDS, tu – w kontekście leczenie objawów wyniszczenia i zaburzeń apetytu.

Oprócz kluczowych rozdziałów o zastosowaniu marihuany w konkretnych przypadkach na szczególną uwagę zasługuje analiza różnic między marihuaną roślinną a patentowanymi przez kompanie farmaceutyczne mieszankami poszczególnych, izolowanych kannabinnoidów. Nie jest niespodzianką, że koncerny farmaceutyczne pełnią tu raczej rolę bohatera negatywnego, choć przegląd badań nad działaniem Sativexu, Dronabinulu, Nabinolu i innych potraktowano rzetelnie.

Pojawia się też obowiązkowy rozdział na temat odkrycia i funkcjonowania układu endokanabinoidowego, zaskakuje jednak jego lapidarność – kwestia ta została potraktowana znacznie bardziej szczegółowo przez Bogdana Jota w jego Marihuana leczy, rzecz tym bardziej zaskakująca, że tu mamy do czynienia z pozycją naukową napisaną przez doktor nauk medycznych, spodziewalibyśmy się więc większej wnikliwości.

Wartą uwagi jest zachowywana konsekwentnie przez autorkę naukowa bezstronność, szczególnie w omawianiu potencjalnych negatywnych skutków używania marihuany, choć, trzeba przyznać, badania nad nimi w większości wypadków okazują się niekonkluzywne. Analiza wyników badań, obok samej tytanicznej pracy ich zgromadzenia, jest zresztą jedną z najmocniejszych stron książki: autorka z wprawą posługuje się krytyką metodologii, odsiewając badania niechlujne, obliczone na udowodnienie z góry założonej tezy (jak głośne podduszanie rezusów celem udowodnienia szkodliwości dymu), czy po prostu nierzetelne. W podsumowaniach wyników badań jak refren pojawia się fraza „potrzebne są dalsze badania...”, co zresztą z właściwym sobie humorem celnie wypunktowuje profesor Vetulani, autor przedmowy do książki.

Niejako mimochodem, między kolejnymi, czasami wręcz żmudnymi, wyliczeniami kolejnych medycznych casusów i badań pojawiają się fragmenty historii – perypetie NIDA, powstanie DEA, docierająca aż do Sądu Najwyższego batalia o uznanie praw pierwszych pacjentów... Opowieść ta wyłania się jednak raczej przy okazji i, jej kolejne odsłony rozsiane są między rozdziałami stricte medycznymi. W podobnie niespodziewany sposób napotykamy też (wyśmienity!) rozdział o pierwszych komisjach badających efekty długotrwałego zażywania marihuany, od kolonialnych Indii począwszy. Tu dochodzimy do głównego problemu z książką.

Dość szybko odkrywamy, że Medyczna marihuana... nie jest bynajmniej porywającą książką do poduszki. Lektura „ciurkiem” może być zajęciem raczej dla specjalistów – lekarzy (bądź znudzonych korespondentów gazetek o ganji :)), większości zaś czytelników książka posłuży raczej jako bezcenne źródło bibliograficzne, bądź też przegląd ciekawych przypadków, słowem - rzecz do czytania raczej wyimkami niż w sposób ciągły.

Przyznam – zagadką dla mnie pozostaje na przykład struktura całości, czy następstwo rozdziałów, włącznie ze zdawkowym potraktowaniem takich kwestii jak historia zastosowań innych niż medyczne, czy mechanizmu działania marihuany w ogóle. Brakuje mi też też jednolitej, spójnej narracji i wyrazistych konkluzji – rzecz zrozumiała, wziąwszy pod uwagę naukowy charakter pozycji, zawarta w podtytule obietnica „historii hipokryzji” wydaje się jednak pozostać niespełniona. Czuć to wyraźnie w nieco zdawkowym zakończeniu książki – oddano co prawda głos przeciwnikom marihuany w jakiejkolwiek postaci, spróbowano także zarysować po krótce sinusoidę de/legalizacji, próby te jednak są zaskakująco skromne jak na tak ambitną (i obszerną!) pozycję.

Wrażenie pewnej „dowolności” (by nie powiedzieć – chaosu)pogłębia dodatkowo pewna nieprzejrzystość, cechująca szczególnie pierwszą część książki: wydawca zdecydował się wyróżnić co ważniejsze obserwacje większym drukiem, co w połączeniu z zastosowaniem osobnych kapsułek z tekstem i osobliwego podwójnego systemu przypisów tworzy wrażenie pewnego zagubienia. Podobne zabiegi oczywiście nieco rozbijają monotonię litego, naukowego tekstu, równie dobrze w takiej funkcji sprawowałyby się jednak tabele czy wykresy, których, niestety, brak. Jako „pomoce wizualne” pojawiają się tylko wklejone w środek książki kolorowe infografiki, powielone zresztą na serii pocztówek towarzyszących wydawnictwu – zgrabne, komunikatywne i sympatyczne, jednak – niewystarczające.
Na szczęście książkę opatrzono funkcjonalnym indeksem nazwisk i przydatnym wykazem stosowanych skrótowców, choć trochę ułatwia to orientację w tekście.

Powyższe zarzuty można łatwo oddalić, do czego zresztą zachęcam czytelników, po prostu zmieniając tryb lektury – tak, by Medyczna marihuana... była nie tyle liniową historią, ale raczej przydatnym, wyczerpującym kompendium. Usprawiedliwszy w ten sposób swoisty „modularny” charakter całości, wciąż pozostajemy bowiem w posiadaniu bezdyskusyjnie najobfitszego i najdokładniejszego z dostępnych w kraju źródeł. Nie wątpię zarazem, że książka Rogowskiej może stać się zarówno nieortodoksyjnym podręcznikiem akademickim, jak i, choć sama pazura polemicznego pozbawiona, skutecznym orężem dla zapalonych (beng! pierwszy żart o jaraniu dopiero w siódmym akapicie, niech nam ktoś powie, że nie dojrzewamy!) wojowników o legalizację. Przede wszystkim jednak stanowić będzie bezcenną pomoc dla potencjalnych pacjentów i ich lekarzy.

Artykuł z #59 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


Robert Kania

Oceń ten artykuł
(2 głosów)