A+ A A-

MMM 2010 oczami Spliffa

Tegoroczny Marsz Wyzwolenia Konopi odbywał się w szczególnym momencie. Władza wreszcie zaprezentowała przynajmniej projekt liberalizacji narkoprawa, dawno obiecywany; ta sama władza coraz intensywniej pracuje nad delegalizacją wszelkich smart dragów, tzw. „dopalaczy", metodą „na Kononowicza": nie będzie niczego;
wreszcie, nie dalej jak tydzień wcześniej zbrojne ramię władzy zadało śmierć przez zastrzelenie niewinnemu człowiekowi, w środku dnia, w środku miasta. 29.05.10 po MWK policja spałowała w centrum grupę pokojowych i nieuzbrojonych ludzi, z których część brutalnie zatrzymała i gnębiła środkami prawnymi i bezprawnymi.

Marsz zapowiadał się skromniej niż zwykle, z mniejszą ilością atrakcji; afterparty w M25 organizowała odrębna ekipa powiązanych ludzi. Celem pochodu był za to Sejm, powrócono do zarzuconej tradycji. Co prawda w soboty polityków tam nie ma, ale robi tak wiele manifestacji. Organizatorzy rozdawali przypadkowym przechodniom i samym zainteresowanym duże ilości swojej gazety konopnej i próbowali zbierać podpisy pod własnym projektem ustawy.

Tym razem pogoda była piękna. Ludność przybyła równie licznie co rok temu. Sporo osób z głębi kraju, Lublina, Podkarpacia itd. Tegoroczne szacunki policyjne wydają się dość realistyczne: 5 tys. Przedstawiciele wspomnianej instytucji pojawili się znacznie mniejszymi, niż zwykle siłami, nie tworzyli szpalerów. Być może jednym z powodów takiej decyzji była nieobecność grupki narodowców, których musieliby dla ich bezpieczeństwa odizolować. Nieco tajniaków też rzecz jasna przyszło, przeważnie łatwych do rozpoznania: prawie wszyscy goście wydarzenia to młodzież do dwudziestego roku życia. Zapach palonego ziela był wyczuwalny, nie obyło się bez rewizji i zatrzymań (oficjalne dane: 15 os., wobec niemal pięćdziesięciu w 2009). Kadzidła kolekcjonerskie, owszem, również palono chętnie.
MMM 2010
Z czterech ciężarówek dobiegała muzyka jungle, hip-hop i ragga. Należały one do ekipy głównej, często w strojach armii konopnej, oraz do polskich sponsorów, oferujących smarty czy fajki. Przemówień i skandowania było mało, trochę brakowało ciekawych przebrań, bębnów. Trochę ciekawych transparentów, np. „obóz narodowo-rolniczy domaga się wolnych konopi" (nawiązanie do zeszłorocznych kontrmanifestantów), „Donek wracaj do swoich". Do tego tradycyjne „zamień dilera na rolnika", „Bóg stworzył konopie, człowiek alkohol", „wolność dla konopi", trochę wykrzykiwanego „sadzić, palić, zalegalizować" i stadionowego „kto nie skacze, ten z policji". Przyszło też UPR z flagą. Ponad godzinę od zbiórki tłum wyruszył, blokując na pewien czas główne ulice, rozlewając się i rozciągając na dużą odległość. Grali Wujek Samo Zło, Hemp Gru, metrowcy i koledzy i inni np. Junior Stress. Na Placu Trzech Krzyży, tak jak wcześniej, marsz napotkał ceremonię ślubną, śpiewając bardzo głośne sto lat. Trafiliśmy wraz z rozciągniętym czołem pochodu pod Sejm, gdzie pierwsi już zaczynali bez przeszkód okupować trawnik na piknik. Reszta nadciągnęła po ok. pół godzinie, chyba okrężną drogą. Tam lawety pozostały wraz z tłumem, wśród muzyki, czas był zarezerwowany i służby (zgromadzone dość nielicznie) nie przeganiały. Całość miała wyraźnie bardziej zabawowy i młodzieżowy charakter, niż kiedykolwiek.

Wydarzenia, które nadały marszowi rozgłos miały miejsce po nim, rozpoczynając się właśnie na pikniku pod Sejmem. Pewna osoba na platformie zapaliła publicznie skręta z prowokacyjnie pytając o chętnych do aresztowania. Podobno joint zawierał zresztą zioła legalne. Funkcjonariusze postanowili spróbować zatrzymania, ludzie trzymali i zasłaniali zagrożonego, któremu w końcu w szarpaninie nic się nie stało. Wg niepotwierdzonych informacji ktoś używał w walce kamieni. Nasz informator wyczuł również woń gazu z osobistego miotacza, nie jest jasne od której strony. Następnie policjanci zatrzymali inną osobę i w liczbie około ośmiu-dziesięciu zaczęli się przeciskać przez tłum, by zapakować pojmanego do „suki". Ludzie ruszyli za nimi domagając się uwolnienia. Przy Placu Trzech Krzyży małe siły przeszkodziły w kontynuacji pochodu. Ktoś rzucił hasło, żeby iść którędy indziej na komendę na ul. Wilczą.

Do pierwszej grupy pod komisariat doszła druga, ponoć ok. 100-150 osób. Początkowo policjanci mieli zamknięte drzwi i do czasu przybycia posiłków byli zablokowani. Uczestnicy Marszu ograniczyli się do presji psychicznej, słownej, nie miał miejsca fizyczny atak. Na miejsce z czasem zaczęły zjeżdżać się furgony z mundurowymi, podczas późniejszej pacyfikacji było ich około 100-150, specjalnie wyposażonych do tłumienia zamieszek, kaski, tarcze, etc. Najpierw jednak odblokowano wejście. Ludzie wołali o uwolnienie zatrzymanych. Pojawiające się czasem obraźliwe hasła antypolicyjne nie robiły żadnego wrażenia; furię funkcjonariuszy wywoływali ci, którzy najgłośniej wykrzykiwali radykalniejsze treści. Ze służbowych megafonów padały wezwania do rozejścia się i rozwiązania nielegalnej rzekomo manifestacji (później niektórzy uczestnicy, bo trudno tu mówić o organizatorach, powołają się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego dopuszczające spontaniczne zgromadzenia w reakcji na wydarzenia aktualne). Tłum, niespodziewając się chyba na poważnie represji, wołał do policjantów „jesteśmy bezbronni".

Po około 1,5-2 h protestu, po próbie „zawinięcia" chłopaka, który krzyknął, że oni tak samo palą trawę i są uzależnieni oraz po tym, jak ludzie złapali go za ramiona chcąc obronić i schować, funkcjonariuszom puściły nerwy i zaczęli pałować. Jak widać na filmach, bili jak popadnie, niezgodnie z przepisami (nawet gdyby było to dopuszczalne i zgodne z prawem, używać pałek można tylko w ograniczony sposób, np. nie do bicia w głowę), również drobne dziewczyny. Nie powstrzymywało ich też filmowanie zajścia. Jednym z chłopaków policjant rozbił witrynę cukierni, zadając mu rany od szkła. Większość osób rozbiegła się. Na posterunku zostało 19 ludzi. Ostatecznie dwie otrzymały zarzut znieważenia policjanta na służbie, reszta mandaty 100 PLN za „nielegalne zgromadzenie". Nie obeszło się bez wymuszonego kasowania zdjęć i filmików z aparatów i telefonów, wyzwisk i brutalnego traktowania. Wypuszczali w nocy, po dobrych kilku godzinach. Ogółem zatrzymano 35 osób (reszta jeszcze na Marszu i przed nim, za „posiadanie”).Atak policji na  pokojową manifestację !

Rzecznik policji Maciej Karczyński powiedział prasie, że manifestanci (w liczbie ok. 300) próbowali odbić zatrzymanych i zaatakowali sami przy próbie legitymowania. To dość typowe, na szczęście nikt nie dostał równie typowego fałszywego zarzutu napaści na policjanta. Wielkie media przeważnie opisywały pałowanie jako „przepychankę" bądź „szarpaninę" z policją. Były też drobniutkie wyjątki. Relacji pojawiło się więcej niż zwykle, w tym sporo w drukowanych gazetach oraz telewizjach. W prawicowej prasie opisy były zatytułowane np. „Protest z marychą" czy „Narkotyki na Marszu Wyzwolenia Konopi" (Życie Warszawy, Rzeczpospolita Warszawa, Dziennik Gazeta Prawna), same teksty przeważnie suche: odbyło się, 5 tys. osób (Dziennik Polski podał 2 tys.), cel taki i taki, x zatrzymań, w tym y nieletnich. W Super Expressie wyraźnie negatywny tekst „Prawo do zniszczenia", przyznający jednak, że narkobiznes rośnie, a policja atakuje głównie konsumentów. Moje Miasto Warszawa zamieściło neutralne informacje zarówno po imprezie, jak i przed nią. TVN Warszawa zamieścił dość obiektywną relację, aczkolwiek skupioną na utrudnieniach w ruchu miejskim i nazywając również „szarpaniną" policyjną pacyfikację spokojnego, bezbronnego zgromadzenia. Agorowa gazeta.pl była dość obiektywna, padło słowo „przepychanki", ale i „policja ma swoją wersję" – alternatywną, jako jedyny korporacyjny środek przekazu zamieścił też wersję pokrzywdzonych. Podano, że w MWK udział wzięło „wg różnych źródeł od dwóch do 10 tys. osób. Cytowano niezależny serwis informacyjny Indymedia – i to właśnie kolektywowi polskiego Indyka i twórcom zamieszczonych materiałów najmocniej dziękujemy za relacje, filmy (Obin) i zdjęcia. Na drugi dzień w TVN Warszawa w programie „Miejski reporter" wystąpiło dwóch zwolenników zniesienia represji wobec konsumentów. Jednym z nich był współorganizator MWK, którego raz po raz wyświetlano pod innym imieniem i nazwiskiem. (Drugi to ordynator oddziału psychiatrii sądowej w Tworkach, widać było, że się z nami zgadza, ale boi się powiedzieć coś choć trochę „nieostrożnego", udawał, że nie wie, że alkohol jest gorszy, ale i tak twardo opowiadał się za depenalizacją; dyskretnie przychylny był też prowadzący dziennikarz). W SMSowej sondzie padło 65% głosów za legalizacją. Program dobry, choć niemal nie odróżniano legalizacji od legalizacji czy nieścigania „posiadania na własny użytek", wielka szkoda.

Wg niepotwierdzonych informacji Marsz zorganizowano po raz pierwszy także w Szczecinie. Było tam kilkadziesiąt osób z paroma transparentami, flagą Holandii, muzyką, pokrzykujących do megafonu. Przeszedł z Bramy Portowej przez centrum, bez żadnych zakłóceń.
 

[Dziękujemy za informacje i materiały Dużemu Darkowi, Obin.tv oraz Indymediom Polska i innym]
Oceń ten artykuł
(0 głosów)