Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 780
A+ A A-

Psychomotoryczność na celowniku

Posypujemy gorliwie głowy popiołem, tak że widać tylko czubki wydłużonych od kłamstw nosów. Nadajemy przy tym poważny ton bijąc się mocno w piersi. A wszystko przez to, że w ostatnim „Spliffie” opisując działanie narkotestów, przy okazji ukazując kolejną ułomność w polskim prawie w tym względzie, zasugerowaliśmy, że nasi stróże prawa nawet nie zaczną odpowiadać na nasze pytania. Tymczasem policjanci stanęli na wysokości zadania. Stąd popiół na głowy nasze.

Z Komendą Główną Policji rozmawia się trochę tak, jak z niewidzącą osobą o kolorach. Niby pytać można – w końcu matecznik prawa i porządku. Z drugiej strony tamtejsze biuro prasowe instruuje dziennikarzy, jak to należy robić. Taka prosta bowiem czynność okazuje się w policyjnej centrali czymś jednak szczególnym. Głodny wiedzy dziennikarz winien w pierwszej kolejności wykazać się stróżom prawa, dla jakiej redakcji w ogóle pracuje. Inaczej niebieskie mundury nie będą skłonne do rozmów.

Nas to absolutnie nie zrażało. Szczerość ze strony KGP musiałaby wykazać brak logiki, a na to zgody oficerskiej szarży być nigdy nie może. Stanęło więc na tym, że posyłamy pytania i jednocześnie pracujemy nad tekstem.

Już po druku, na maila „Spliffa” przyszła bardzo obszerna odpowiedź, podpisana: nadkomisarz Piotr Bieniak, zespół prasowy Komendy Głównej Policji. Żarty się skończyły, a nasze sugestie jakoby stróże nie odpowiedzieli na niewygodne pytania – po prostu były krzywdzące i niesprawiedliwe.

Przypomnijmy: w poprzednim, materiale przyjrzeliśmy się polskiemu prawu i poczynaniom policjantów w przypadku ustalania, czy kierujący jest (był) pod wpływem substancji psychoaktywnej. Staraliśmy się również uzmysłowić, iż istnieje zasadnicza różnica między „byciem pod wpływem”, a „po zażyciu”. Że właśnie w przypadku substancji psychoaktywnej owe rozróżnienie ma kluczowe znaczenie.

Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia z 11 czerwca 2003 r. w sprawie wykazu środków działających podobnie do alkoholu oraz warunków i sposobu przeprowadzania badań na ich obecność w organizmie ( Dz. U. Nr 116, poz.1104 ze zm.), urządzenia i materiały używane do badania śliny powinny posiadać świadectwo dopuszczenia wydane przez Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dr Jana Sehna w Krakowie – czytamy w nadesłanych przez oficerów prasowych policyjnej centrali odpowiedziach.

Nie żebyśmy się chcieli czepiać na siłę, ale żywimy przy tej okazji spore nadzieje, że polscy policjanci zdają sobie sprawę, iż marihuana (i wiele innych substancji psychoaktywnych) nie działa podobnie jak alkohol – co w naszym bezczelnym mniemaniu stawia pod znakiem zapytania cytowane rozporządzenie ministra. Z resztą nie ma sensu walczyć z wiatrakami. Wszak każdy polskim minister wychowany jest na związkach etylowych więc potem wszystko wrzuca do jednego worka (tak jak były minister zdrowia z ramienia PiS – Piecha, który publicznie porównywał chemiczne – sic! – właściwości marihuany i morfiny).
Owe błędne założenie alkoholu i szeregu substancji do niego podobnych pokutuje w dalszych odpowiedziach.

Art. 135 ust. 1 lit.a ustawy z dnia 20 czerwca 1997 roku Prawo o ruchu drogowym stanowi, że policjant zatrzyma prawo jazdy za pokwitowaniem w razie uzasadnionego podejrzenia, że kierujący znajduje się w stanie nietrzeźwości lub w stanie po użyciu alkoholu albo środka działającego podobnie do alkoholu – czytamy dalej w słowach podpisanych przez nadkomisarza Bieniaka.

Mamy więc do czynienia z podobną de facto sytuacją, jak w przypadku nowelizacji Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która pozwala jednemu człowiekowi (prokuratorowi) decydować wedle własnego widzimisię, czy w danej sprawie wszczynać postępowanie, czy nie. Decydująca jest głównie skłonność beneficjenta poczynań prokuratorskich do rozmów z organem przesłuchującym. Teraz okazuje się, że to policjant drogówki wedle własnej opinii ma prawo zatrzymać nam prawo jazdy. Jak tylko podejmie podejrzenia, że kierowca jest pod  wpływem alkoholu lub substancji podobnie działającej.

Nadkomisarz Bieniak stara się rozwiać nasze wątpliwości i pisze:

W wyroku z 7 lutego 2007 r. (VKK 128/06) Sąd Najwyższy orzekł, że stanem pod wpływem środka odurzającego jest taki stan, który wywołuje – w zakresie oddziaływania na ośrodkowy układ nerwowy, zwłaszcza zakłócenia czynności psychomotorycznych – takie same skutki jak stan nietrzeźwości po spożyciu alkoholu. Od tego stanu odróżnia się stan po użyciu środka działającego podobnie do alkoholu, a więc i środka odurzającego, który – w zakresie skutków – jest równoważny stanowi po użyciu alkoholu. Stan taki jest znamieniem wykroczeń określonych w art. 86 § 2, 87 § 1 i 2 oraz 96 § 1 k.w.

Biorąc powyższe pod uwagę kreśli nam się w głowie taka hipotetyczna wątpliwość: natężając naszą wyobraźnię zobaczmy kierowcę, któremu podczas jazdy pechowo wyrywa obie ręce. Chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, co do jego zakłóconych czynności psychomotorycznych. „No to pewnie ćpał jakie świństwo” – pojawi się w niejednej policyjnej głowie szatańska myśl.

Wróćmy na ziemię: wczoraj na imprezie zapodaliśmy skręta. Dzisiaj jesteśmy za kółkiem. Smutny pan z drogówki daje nam znaki, że pilnie chce z nami rozmawiać. Nic takiego się nie stało. Na liczniku magiczne 50 nieprzekroczone, pasy zapięte, światła włączone, komórka – żeby nie kusiła – schowana. Spokojnie zatrzymujemy się i rutynowo przygotowujemy do oczywistego dialogu. Pech polega na tym, iż nasz przykładowy funkcjonariusz pomylił dociekliwość z psychozą. Tak bywa. Pan w mundurze, mimo negatywnej odpowiedzi na hipotezę: „pan pił?”, stwierdza jednak zakłócenie naszych czynności psychomotorycznych. Jego wiedza o narkotykach i substancjach psychoaktywnych ogranicza się jedynie do teiny, ale ma w ręku coś innego: atrybut władzy w postaci narkotestu. Ów przyrząd wskazuje, że wczoraj paliliśmy. Wychodzący przez wysokie czoło sierżanta paradygmat pokazuje nam niezbicie, że rozmowa o różnicy między „pod wpływem”, a „po spożyciu” nie ma najmniejszego sensu.

Rzecz jasna, konsekwencje tak stwierdzonych zakłóceń w naszej psychomotoryczności są dla nas co najmniej przykre. Nawet jak wszystko odkręcimy będzie nas to sporo kosztować. I czasu i pieniędzy. Nie daj Boże, że jesteśmy osobą publiczną. Wtedy musimy wzrok koncentrować na tytułach prasowych typu: Narkoman za kierownicą.

Nadkomisarz z biura prasowego KGP na początku wyjaśnia, że: w 2012 r. KGP zakupiła 9300 szt. narkotesterów, których cena jednostkowa brutto wynosiła 48,60 zł. Tanio więc jak barszcz, a idea, by na naszych ulicach było jak najmniej zakłóconych psychomotorycznie – jak najbardziej przecież wzniosła i słuszna. Co z tego, że prawo jest mgliste. Że dla polskich policjantów „pod wpływem” i „po spożyciu” to to samo. A nawet, jak co trzeci z nich rozumie tę subtelną różnicę? Co z tego? Przecież to nie wina policjantów. Oni robią to, co im każe prawo. Nie mają wyboru. Dlaczego więc oni mają cierpieć za to, że polskie prawo kolejny raz udowadnia swoją głupotę?

Polskie prawo kolejny raz pokazuje niekonsekwencje i wręcz dziecinną słabość. Nieprecyzyjność staje się już cechą charakterystyczną legislacyjnych zapisów w kraju nad Wisłą. Tylko nie o brak logiki między poszczególnymi literami chodzi. Ta słabość bije w samych obywateli – ich prawa ogranicza, z nich robi ofiary. Prawda, Panie Nadkomisarzu?

Artykuł z 46 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


(Barbara Grzeszcz)

Oceń ten artykuł
(5 głosów)