A+ A A-

Blame Canada?!

Nie dalej jak w lutym i marcu zdzieraliśmy gardła i podeszwy na ulicach Warszawy i Wiednia, by wesprzeć uwięzionego przyjaciela, rolnika i przetwórcę konopi przemysłowych Andrégo Fürsta. Dziś pora przypomnieć innego „zielonego świętego”, Marca Emery’ego, którego proces reżyserowany po drugiej stronie oceanu dobiega końca.
Męczenników naszej największej represjonowanej mniejszości nigdy nie brakowało, jednak Marc stanął przed perspektywą ekstradycji na żądanie amerykańskiej służby specjalnej DEA i spędzenia reszty życia za kratami u Wujka Sama. Z powodu... dystrybucji ziaren konopnych.
    A raczej za prawnie usankcjonowaną działalność polityczną (sic) na rzecz legalizacji, co dosłownie ujął bezczelny oficjalny (!) komunikat Drug Enforcement Administration of USA. Wszystkie właściwie zarabiane pieniądze, miliony dolarów, przeznaczał na pomoc represjonowanym i ruchy wolnościowe, nie posiadając nawet własnego samochodu ani willi. Trafił na listę 46 największych przemytników narkotykowych świata, choć pracował najzupełniej oficjalnie i płacił również miliony dolarów podatku.
    Razem z Księciem Zioła zażądano głów dwojga jego współpracowników, M. Rainey-Fenkarek i Grega Keitha Williamsa, by go złamać; młodej, 34-letniej Michelle, cierpiącej na chorobę Crohna, leczonej zresztą konopią, zagroziła śmierć w więzieniu.
    Obecne konserwatywne władze Kanady gorąco zapragnęły skorzystać z okazji i usłużnie wydać rodaka, aby pozbyć się człowieka niewygodnego, który co gorsza potrafił skutecznie zamieszać mętne wody szerokiej sceny politycznej. Teraz aż 58% Kanadyjczyków sprzeciwia się ewentualnej decyzji rządu (Strategic Counsel/Angus Reid polls).
    Zarzuty to spisek (ang. conspiracy – a przecież wszystko było jawne) w celu dystrybucji i przemytu marijuany oraz pranie pieniędzy z marijuany. Dlaczego zarzutu prania pieniędzy nie usłyszał również kanadyjski rząd, dający tym „brudnym interesom” uwierzytelnienie przez ponad 10 lat pobierając milionowe podatki????
    Dotąd nikt w kraju nie zażądał zaprzestania tak zbrodniczego procederu, nasiona od niego polecało pacjentom Ministerstwo Zdrowia, gazetę Cannabis Culture prenumerowało dosłownie każde z 305 biur poselskich na przestrzeni ośmiu lat; parlamentarne komisje zapraszały Emery’ego jako eksperta. Mężowie stanu zabiegali o jego obecność na wiecach wyborczych, partie przyjmowały dotacje na reklamę; w jego mieszkaniu, w wywiadzie przed kamerami stworzonej przez Marca Pot TV, prosił o poparcie najpoważniejszy kandydat wielkiej New Democratic Party na premiera, Jack Layton.
    Haniebne służalstwo dzisiejszych decydentów i paniczny strach przed nieposłuszeństwem wobec Wielkiego Brata czyni teraz Marca Scotta Emery’ego dosłownie symbolem suwerenności, której bronić boją się rządzący konserwatyści.    
    Kiedy rozpoczynał swoje starania o legalizację w 1990, do więzienia można było trafić nawet za samo poruszanie tematu konopi. Jakiej pracy i jakiego ryzyka wymagało wywalczenie niezwykle szerokiego zakresu wolności w ciągu piętnastu lat, na czym polegały właściwie te działania oraz co dokładnie udało się osiągnąć – możecie przeczytać w szczegółowej historii działalności ME, również na łamach tego numeru.
    Emery to głośny działacz libertariański, nie tylko konopny: obrońca wolności obywatelskich, wolności wypowiedzi; współtwórca kilku partii, sam odnosił lokalne sukcesy. W 2002 r. zdobył piąte miejsce w wyborach na prezydenta Vancouver, uzyskał kilka procent głosów, więcej niż dalszych jedenastu rywali razem i prawie pięć razy więcej niż szósty kandydat. Był też sponsorem większości ruchów legalizacyjnych na kontynencie i wielu na świecie. Jego postać i manifest dobrze zna każdy tamtejszy dziennikarz, wśród niezliczonych rodzimych, amerykańskich, meksykańskich i światowych mass mediów, które użyczyły mu miejsca, znalazły się m.in. CNN, TIME, ABC News, The Economist, USA Today, Sunday Times of England, Asian Wall Street Journal, Rolling Stone. Wpływowy „główny” Wall Street Journal  10.XII.1995 poświęcił mu całą frontową stronę.
    Marca Scotta Emery’ego zatrzymano 29 lipca 2005. Formalnie Amerykanie zażądali dożywocia dla całej trójki, od początku jednak mówiło się o wyroku 10-20 lat. Wyszli za kaucją, od tamtej pory wciąż trwa rozgrywka prawniczo-polityczno-medialna. Obrona domaga się przede wszystkim rezygnacji ze ścigania Grega i chorej Michelle, starając się równocześnie o odbywanie przez Marca kary w kraju, podczas gdy nie ustaje lobbing, by całkowicie odrzucić możliwość wydalenia do USA.
   
DEA – go away

    Kazus ME (lub BC3, całej trójki bohaterów) dostarczył wiele pracy prawnikom, a i prasa tradycyjnie podnosi niezliczone argumenta przeciwko ekstradycji. Sam Emery zwraca uwagę, że ugięcie się przed zewnętrznymi żądaniami będzie zaproszeniem amerykańskiej Wojny z Narkotykami do ich kraju w całej okazałości, ponieważ przemysł obejmuje nawet pół miliona osób i wart jest 7 do 15 mld dolarów, z czego olbrzymia część jest powiązana z amerykańskim konsumentem. I wszyscy ci ludzie mogą tak samo zostać uznani za zorganizowane gangi, oskarżeni o „spisek” i „pranie narkotykowych pieniędzy”. Przywołał dobitny przykład paranoi w USA, w Oklahomie małżeństwo Mike Smith i Yvonne Toy zostało wtrącone na 30 i 15 lat do więzienia za swoje wspólne 200 roślin.
    Jak wskazują ministerialne raporty, w Kanadzie większość nawet wielokrotnych gwałcicieli, sprawców napadów i rozbojów z bronią w ręku spędza za kratkami poniżej 3 lat, a 15-20 – jedynie mordercy i terroryści. Handel ziarnem konopi nie został co prawda nigdy dozwolony, ale nie jest karany: przez 35 poprzednich lat skazano zaledwie dwie osoby w drodze „wyjątku, który potwierdza regułę”, a w tamtejszej kulturze prawniczej rola ukształtowanego precedensu jest potężna. Ta druga osoba otrzymała w 2000 r. od Najwyższego Sądu Kanady zaledwie 200 dolarów grzywny.
    Już po aferze z Emerym w świadomości sędziów pojawiła się myśl, że sprzedaż i wysyłka na teren USA być może zasługuje jednak na sankcję pozbawienia wolności. Ale 7.III.2008 Sąd Apelacyjny British Columbii wymierza za podobny występek miesiąc bezwarunkowo i rok pod nadzorem kuratorskim dla innego mieszkańca stanu. Sąd  nazwał karę surową (tak!), choć krótką. I wtedy pośród obserwatorów nie brakowało rozczarowanych.
    Dwa dni wcześniej, 5.III. osiągnięto porozumienie: ugoda sądowa 10 lat pozbawienia wolności w zakładzie umieszczonym na terytorium Kanady, przedterminowe wyjście możliwe najwcześniej po połowie odsiadki i wolność dla dwojga współoskarżonych. Nieoczekiwanie rozstrzygnięcie przełożono na 9.IV: rząd nie zaakceptował ugody sądowej.
    Nie wiadomo, czemu… wiodąca kampanię medialną Jodie Emery obawia się, że chcą uwolnić się od niewygodnego działacza. Nawet rodzima prokuratura wytknęła, że ósma Poprawka do Konstytucji USA, obejmująca wszystkich sądzonych, nie tylko obywateli,  zabrania „nadzwyczajnych i okrutnych kar”. Dla Amerykanów powoływanie się na ich Poprawkę do Konstytyucji oznacza to brak dobrej woli miejscowych oskarżycieli odbywających negocjacje. Dla opinii publicznej – wystarczający powód, by definitywnie odrzucić cały ich wniosek (naginają własną ustawę zasadniczą dla potrzeb politycznych). Jak można uznać odwoływanie się do Konstytucji za złą wolę ? I co zrobi ostatecznie władza ? Uważa się, że tak daleko posunięta polityka tchórzostwa ugodzi w szacunek wobec prawa jako takiego znacznie bardziej niż lata dekryminalizacji wprowadzonej półoficjalnie w miejsce uznania realnie funkcjonującej legalizacji.
    Dziś nawet lata ‘90 mogą wyglądać na złotą epokę, ale gdy starzy i schorowani będziemy leczyć się konopiami, pokolenie naszych dzieci surowo osądzi służby stworzone przez obłudnych polityków do represjonowania społeczeństw. I wmawiania im, że biorą pieniądze, by dbać o ich dobro, ich zdrowie, pomyślność, moralność. Dość inkwizycji trzeciego tysiąclecia.
 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)