A+ A A-

Jak najtaniej dojechać do Amsterdamu? Sprawdziliśmy!

Tegoroczna zima, chociaż pod względem temperatury nie aż tak sroga, jak by można było przypuszczać, z pewnością była jedną z najdłuższych w ostatnich latach. Deficyt dni słonecznych osiągnął apogeum. Tym bardziej zalotne spojrzenia w kierunku Niderlandów ślemy, gdzie nawet jak słońce za chmurami, to człowiek i tak jest promienisty. Postanowiliśmy sprawdzić, ile nas ta energia będzie kosztować, planując na przykład holenderski weekend. Możliwości jest sporo, warto z nimi się zapoznać, dbając zwłaszcza o swój portfel. Poczytajcie…

Wymarzony przez wielu Amsterdam położony jest ponad 1000 kilometrów od kraju nad Wisłą. Niby dużo, ale przecież niewiele więcej pokonują rok w rok rodziny z dziećmi wyruszając z południa Polski nad nasz Bałtyk. Co ciekawe, już po wprowadzeniu zmian w holenderskim prawie (W niektórych miastach, głównie tych przygranicznych do coffee shopów wstęp mają tylko posiadacze kart stałego klienta. Nie dotyczy to obecnie Amsterdamu, stan na luty 2014) ów kierunek wcale nie stał się mniej modny.

Chcąc sprawdzić nasze globtroterskie możliwości, najpierw dokonajmy pewnych ustaleń. Umawiamy się, że do holenderskiego miasta wyruszamy w dwie osoby: my i towarzysz. Dalej: chcemy w Amsterdamie pobyć co najmniej trzy dni, co wskazuje konieczność załatwienia dwóch noclegów. To także w pewnym sensie determinuje bardziej przychylny lub mniej czas podróży.

Z takimi założeniami zaczynamy poszukiwania najlepszej, optymalnej drogi do własnych marzeń. Naturalnie nasze rozważania zaczynamy od własnych czterech kółek. W takim przypadku, zgodnie z wcześniejszymi uzgodnieniami, koszt dzielimy na dwie osoby: kierowcy i pasażera. Przyjmujemy (wiemy, że trochę zbyt optymistycznie), że nasz samochód spali w tej podróży ok. 7 litrów benzyny na 100 kilometrów. Na potrzeby obliczeń zakładamy odległość 1100 km (mocno zależne od tego, gdzie w Polsce mieszkamy). Tym samym w jedną tylko stronę „zje” (zaokrąglając nieco) 80 litrów benzyny. Załóżmy, że na stacjach w kraju nad Wisłą litr kosztuje nas ok. 5,7 zł. Taki rachunek daje końcowe prawie 500 zł. W jedną stronę, na dwie osoby. Tak więc na twarz wyprawa do Amsterdamu i z powrotem kosztuje własnym środkiem transportu jednego człowieka kosztuje pół tysiąca złotych.

Rzecz jasna możemy założyć, że w Polsce do baku lejemy mało, a wypełniamy go niemiecką benzyna, ciut od naszej tańszą. Różnice w ostatecznym wyniku będą raczej kosmetyczne, a biorąc pod uwagę możliwość zatrzymania się po drodze, wypicia kawy, zjedzenia kanapki na stacji benzynowej – wręcz znikome. Pięćset złotych wydatku na samą podróż planując tylko wypad weekendowy to sroga propozycja, która może zniechęcać. Oczywiście, wyliczenia zmieniają się, jeżeli do auta weźmiemy dajmy na to jeszcze dwóch znajomych. Wtedy płacimy 250 zł za podróż w dwie strony. Dalej ciut drogo. No i czas podróży. Niemieckie autostrady ułatwiają życie, ale wehikułem czasu nie są. Co najmniej 8-9 godzin trzeba zarezerwować w jedną stronę.

Bierzemy pod lupę inny środek transportu: samolot. Chociaż jest kojarzony ze zdecydowanie większymi cenami, to nie może być opcją automatycznie odrzucaną. Zwłaszcza, że co chwile bombardowani jesteśmy reklamami tanich przewoźników. I rzeczywiście, nie trzeba zbytniej orientacji internetowej, by znaleźć połączenie samolotowe za dosłownie kilka złotych. Na bieżąco znajdziemy takie połączenia np. z Oslo lub wszędzie tam, gdzie dane linie lotnicze przeżywają deficyt pasażerów. Przecież samoloty nagle nie stały się latającymi fundacjami charytatywnymi. Przewoźnicy muszą walczyć o każdy grosz. Biorąc pod uwagę dzisiejszą nieciekawą sytuację gospodarczą – teraz tym bardziej walka o klienta (pasażera) jest jeszcze bardziej brutalna. Co więcej: większość przewoźników przeżywa gehennę ze swoimi pracownikami, którzy (i trudno im się dziwić) chcą po prostu zarabiać więcej, a na pewno nie mniej. Marzą im się też gwarancje zatrudnienia. I to jest tak naprawdę przyczyna pojawiania się tanich ofert. Bo za taką należy brać możliwość wylotu i przylotu ze stolicy Norwegii za raptem 60 zł. Tylko takimi ruchami marketingowymi przewoźnik może starać się, by kolejne przeloty w danym kierunku nie były aż tak puste, jak do tej pory.

Niestety, Amsterdam do takich kierunków nie należy. Cały czas po prostu nie traci na popularności, więc szukanie tanich połączeń do stolicy Holandii jest znacznie utrudnione. Co jednak nie znaczy, że niemożliwe. By poszukiwania zakończyć sukcesem, należy przyjąć kolejne założenie: termin naszej podróży jest nam de facto obojętny, co pozwala dokonywać rezerwacji z co najmniej kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Planując w maju możemy wyjechać w listopadzie. Ale czego nie robi się dla poświęcenia. Skoro jest szansa na mniejsze odchudzanie naszego portfela, to warto wstrzymać marzenia na jakiś czas.

Nie chcąc popadać w kryptoreklamę oznajmiamy, iż rzeczywiście z takim wyprzedzeniem poszukiwania tanich lotów do Amsterdamu mają jak najbardziej sens. Taki bilet wraz z opłatami lotniskowymi może nas kosztować (najczęściej przewoźnicy „dobijają” ceną za bagaż podręczny) nawet 250-300 zł. W jedną stronę. Suma co najmniej kuszącą i mająca nad samochodem niebagatelną przewagę. Otóż zyskujemy czas. Wszak autem musimy mówić (patrząc na podróż w dwie strony) o co najmniej 20 godzinach. Czyli musimy na to poświęcić cały dzień. Samolot to znacznie mniej. Nawet licząc czas konieczny na dostanie się i wydostanie z lotniska, to dalej (w te i z powrotem) ok. 6-7 godzin. I chociaż jednostkowo dalej musimy wydać ok. 600 zł na podróż, to w takim wariancie wiemy, że na zwiedzanie holenderskiego miasta zostaje nam zdecydowanie więcej czasu. Wtedy planowanie początku podróży na piątek i jej zakończenie w niedziele – ma jak najbardziej sens. W przypadku samochodu – mocno się to burzy, a bez zerwania co najmniej jednej nocki się nie obejdzie.

Samolot daje jeszcze jedną możliwość. Wszak nie musimy jako docelowego wybierać lotniska w Amsterdamie. Eindhoven też nie jest złe. A wybór połączeń staje się od razu bogatszy. Wtedy jednak musimy doliczyć jeszcze koszty połączenia z samym Amsterdamem. Tutaj nie ma co wybierać. Najlepszą opcją jest pociąg. Cena: 8 euro, co jakoś drastycznie nie zmieni całościowych naszych wydatków.

Samolotem jest więc niekiedy taniej nawet niż samochodem, a do tego dochodzi bardzo drogocenny argument: czas. Na tym nie koniec. Wszak został jeszcze pociąg. I tutaj niespodzianka. Już w zeszłym roku PKP reklamowało wszem i wobec uruchomienie bezpośredniego połączenia kolejowego z Amsterdamem. I rzeczywiście: z Poznania do Amsterdamu pojedziemy jednym pociągiem (nie ma sensu tak naprawdę analizować połączeń z przesiadkami, tutaj PKP proponuje nawet ich 8). Wystarczy wsiąść do niego na głównym dworcu w Poznaniu, zapłacić za bilet 29 euro (ok. 130 zł) i poświęcić 12,5 godziny – tyle bowiem trwa owa podróż. Co ciekawe połączenia z Polski są po godz. 21. Więc trochę tracimy czasu, a trochę nie. Cena daje do myślenia i to mocno. Taki wariant bowiem pozwala za 260 zł odbyć podróż marzeń w dwie strony. W porównaniu z samochodem, czy samolotem – to zdecydowanie najtańsze rozwiązanie.

Czy jest jakaś inna możliwość. Pewnie! Chociażby rozpocząć podróż np. w Pradze, przysposabiając się przy okazji do amsterdamskiego klimatu. Po pierwsze jednak do stolicy Czech też musimy jakoś dojechać, też sięgając po to do własnej kieszeni. Po drugie w przypadku połączeń lotniczych jest podobna zasada co u nas. Z dużym wyprzedzeniem można znaleźć w miarę tanie połączenia. Na szybko mamy podobny wynik, co u nas. Lot z Pragi do Amsterdamu kosztuje ponad 800 zł. W jedną stronę.

Na naszym rodzimym podwórku zostają jeszcze co najmniej dwie możliwości. Pierwsza to autokar. Tutaj możliwości jest coraz więcej. Przewoźnicy szybko analizują, które trasy im się opłacają. Te w kierunku Holandii nadal takimi są. Zdecydowanie pozytywem takiego rozwiązania jest możliwość prawie dowolnego wyboru miasta, z którego rozpoczniemy swoją podróż: Warszawy, Krakowa, Katowic, Wrocławia, Bydgoszczy, czy Białej Podlaskiej, ale także z: Przemyśla, Rzeszowa, Tarnobrzega, Dębicy, Sanoka, Jasła, Starachowic, Kielc, Pszczyny, Ustronia, Cieszyna, Prudnika, Opola, Włocławka, Piotrkowa Trybunalskiego, Łomży, Gdańska, Gdyni, Puław, Gniezna, Olsztyna, Piły, Elbląga, Suwałk, Koszalina czy Szczecina. Inna sprawa, że autokarem możemy trafić do wielu holenderskich miast, niekoniecznie Amsterdamu. Co jednak nie powinno być powodem do zmartwień. Wręcz odwrotnie. Koszty wyprawy autobusem (są zależne od wyboru przewoźnika i miasta wyjazdu) są porównywalne do tych za pociąg z Poznania. Tylko, że to co kolei zapłacimy w dwie strony – autobusowemu przewoźnikowi w jedną. Czas podróży porównywalny do tego samochodem. Do pociągu nie ma co porównywać.

Na koniec opcja bodaj najtańsza, możliwe, że nawet najkrótsza (nie licząc samolotu). To sposób, dzięki któremu przez lata holenderską ziemię odwiedziło wielu Polaków. Chodzi rzecz jasna o autostop. Nie sposób tutaj wyliczyć dokładnych kosztów. Takie rozwiązanie ma jednak zdecydowanie jeden minus (może być to przez niektórych odbierane jako zaleta). Otóż jest to podróż trudna do przewidzenia. Przede wszystkim pod względem czasowym.

Biorąc pod uwagę, że jeden nocleg kosztować nas będzie od 30 do 50 euro, to na wyjazd, na samym starcie, potrzebujemy ok. 200 zł na dwa noclegi i najmniej 260 zł na podróż. W 500 zł – rzecz jasna przy wyborze połączenia kolejowego – mamy szansę się zamknąć. I zacząć ciułać pieniądze na rzeczywisty cel podróży, co bez problemu przekroczy tzw. koszty wstępne.

Weekendowy wypad w poszukiwaniu słońca i nie tylko, to z pewnością nie tania sprawa. W sumie pieniądze należy liczyć od tysiąca złotych w górę. I chociaż matematyczne cyfry będą mówić naszej świadomości, że gra chyba jednak nie jest warta świeczki, to po upartej realizacji podróży z pewnością zmienimy zdanie.

Nie zrażajmy się więc. Przeciwnie! Sami szukajcie jeszcze innych sposobów dotarcia do Holandii. A nawet jak będziecie tymi poszukiwaniami już bardzo strudzeni, to w najgorszym razie pomyślcie o zdecydowanie tańszej i krótszej podróży do czeskiej Pragi. Tam też świeci nam słońce.

Potrzebujesz przewodnik po Amsterdamie ? Przeczytaj ten artykuł

Artykuł z 46 numeru Gazety Konopnej SPLIFF 



(Barbara Grzeszc)

Oceń ten artykuł
(3 głosów)