A+ A A-

Mszyce – nie taki diabeł straszny

Po ośmiu miesiącach zimowej zawieruchy aura jeszcze trochę się z nami podrażniła, po czym postanowiła łaskawie wynagrodzić wcześniejsze cierpienia jednym z najcieplejszych lat. Cieszą się miłośnicy lejącego się z nieba żaru, ale powodów do satysfakcji mają też sporo amatorzy domowych hodowli, dla których odpowiednia temperatura, a z pewnością stosowne nasłonecznienie mają kluczowe znaczenie. Warto jednak radość trzymać na uwięzi, gdyż natura może zaskoczyć i lepiej być na to przygotowanym.

Nawet ci, którzy u siebie do tej pory nie widzieli nawet cienia botanicznego zacięcia i domowe hodowle pozostawały tematem najbliższym podróży kosmicznych i teleportacji (abstrahując od zwykłych niebezpieczeństw hodowli, czyli intensywnego zapachu, który w połączeniu z występującą w społeczeństwie zawiścią może mieć przykre skutki prawne), pod wpływem tak słonecznych wakacji zaczęli przynajmniej o tym myśleć, interesować się. Trudno się dziwić. Na takim słońcu, jakie dosłownie smażyło nas w lipcu i sierpniu rośnie wszystko. W takich warunkach trzeba być wyjątkowym leniem i na przykład poskąpić roślinie wody, by nie odnieść sukcesu. Na miarę swojego doświadczenia, ale jednak.

Bywa też tak, że nawet jak mamy wśród swoich sprzymierzeńców tak znakomitą pogodę, a też naszej staranności nie można niczego zarzucić, to jednak stajemy przed niebezpiecznym zagrożeniem, które nie raz już gasiło hodowlany zapał.

Chodzi o mszyce. A także bardzo często towarzyszące im mrówki, gustujące w wydzielinie mszyc. Pozbycie się jedynie tych pierwszych – co niestety jest faktem zbyt często pomijanym – nie oznacza końca dla drugich. Przeciwnie, możemy ze sporą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że po pierwszym zwycięstwie przyjdzie nam stoczyć kolejną bitwę. I kolejną. Chyba, że zajmiemy się także mrówkami.

Podstawowe pytanie brzmi jednak, co robić, gdy na swojej wymarzonej roślinie zobaczymy bezskrzydłe, wolno pełzające owalne owady, pokryte białą lub żółtawą wydzieliną woskową? Bo tak właśnie wyglądają mszyce. Przede wszystkim nie wpadać w panikę i z góry nie skazywać swojej hodowli na stratę. Najpierw, zanim zaczniemy się zastanawiać nad wyborem broni na szkodniki, należy nasz krzak przesunąć w nieco chłodniejsze miejsce. Tak, by też mieć nieskrępowany do niego dostęp, gdyż leczenie będzie wymagać staranności i cierpliwości. Wszystkie roztwory trzeba delikatnie umieszczać na roślinie pędzelkiem.
Farmaceutyczna chemia rzecz jasna może nam przyjść z pomocą. Na rynku nie brakuje stosownych specyfików, takich jak np. Provado AE, Confidor 200 SL, Mospilan 20 SP. Wtedy tak naprawdę wystarczy umiejętność czytania ze zrozumieniem dołączonej do preparatu ulotki oraz stosowanie się do podanych wskazówek. Może być jednak tak, że krzak rośnie na balkonie, ogródku działkowym osoby, która albo chce być proekologiczna i chemie przy każdej możliwej sposobności omija szerokim łukiem, albo też osoba, która ma złe doświadczenia z lekami i boi się, że ich chemicznych skład będzie miał wpływ na jakość późniejszej konsumpcji. Mimo wszystkich zapewnień, że takiego niebezpieczeństwa nie ma lub jest znikome. I w takim przypadku hodowca absolutnie nie stoi na przegranej pozycji. Naturalne środki nie dość, że są co najmniej równie tak skuteczne, jak te chemiczne, to dodatkowo umożliwiają działania, które przy wyborze farmakologii nie są po prostu możliwe. Chodzi nie tylko o leczenie, ale również o zapobieganie.
Warto równolegle przy głównym sadzeniu dokonać dodatkowo kilku innych – właśnie z myślą o mszycach. Są bowiem rośliny, które skutecznie je odstraszają: cebula, czosnek, lawenda, mięta, a także cynamon. Musimy pamiętać, że mszyce ubóstwiają duże zgromadzenia roślin tego samego gatunku, znacznie trudniej rozprzestrzeniają się, przy roślinach rozproszonych. I nie traćmy czujności. Posadzenie obok mięty nie będzie gwarantem absolutnym. Mszyce i tak się mogą pojawić. W takim przypadku ochronny parasol sił natury wystarczy otworzyć jeszcze mocniej i sięgnąć po jeden ze sprawdzonych preparatów. Wśród nich są chociażby:

# preparat z czosnku – wyciąg (200 g roztartych nasion zalać 10 l wody i pozostawić na 24 godziny) oraz wywar (wyciąg gotować przez 20 minut). Stosuje się je bez rozcieńczania, także przeciwko innym szkodnikom oraz chorobom roślin;
# preparat z cebuli – wywar (75 g pociętej cebuli zalać 10 l wody i gotować przez 30 minut) stosuje się bez rozcieńczania, również przeciwko chorobom grzybowym;
# preparat z mniszka lekarskiego (mleczu) – wyciąg (400 g liści zalać 10 l wody i zostawić na trzy godziny) stosuje się bez rozcieńczania; niszczy również inne szkodniki;
# preparat z pokrzywy – wyciąg (1 kg roślin zebranych przed kwitnieniem zalać 10 l wody i pozostawić na 24 godziny) stosuje się bez rozcieńczania. Skuteczny jest także oprysk z gnojówki (1 kg roślin zebranych przed kwitnieniem zalać 10 l wody i pozostawić na dwa-trzy tygodnie, aż roztwór stanie się klarowny). Fermentujący roztwór trzeba codziennie mieszać. Żeby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu, należy do niego dodać 500 g dolomitu. Gnojówkę z pokrzywy trzeba przed użyciem rozcieńczyć, mieszając 0,5 l roztworu z 10 l wody.

Z pewnością mszyce są wyzwaniem, zwłaszcza dla początkujących hodowców. Nie warto przy tym jednak ich demonizować. Nasza skuteczność w walce z nimi z pewnością będzie postępować równolegle z naszym hodowlanym doświadczeniem.

Artykuł z 48 numeru Gazety Konopnej SPLIFF

(Barbara Grzeszcz)

Oceń ten artykuł
(0 głosów)