A+ A A-

DUBSKA Love & Culture

Co jakiś czas dopytuję Dubska ekipę, czy mają jeszcze zwyczaj grać na ulicach. W Berlinie oczywiście, bo gdzieżby indziej. Tak mi się zestarzała wyobraźnia, że nawet w snach i fantazjach nie jawi mi się rege w publicznej przestrzeni.

O muzyce tej pisał Chris Salewicz, że wywołuje całą gamę uczuć, od miłości do nienawiści. U nas ten obieg jest raczej jednobiegunowy, o czym najlepiej świadczy medialna obecność. Mieć pretensję do korporacji, że nie poświęca jej uwagi, to też jeden z przejawów takiego obiegu. Zamiast tego Dubska tworzą inną rzeczywistość. Tak jak to kiedyś było powiedziane, sami musimy stworzyć swoją tradycję, byśmy mieli do czego odwoływać się i odnosić w osobistej historii. Inaczej to niemożliwe raczej. Przykład Dubska jest tym bardziej wymowny, że gdy spojrzeć na to, co robią, możemy odkryć coś na kształt metody, jaka towarzyszy im od początku. Dość wspomnieć, że byli pierwszym rege składem, który pojawił się na liście przebojów Trójki od czasu debiutu formacji Izrael, całe pokolenie przed Kamilem Bednarkiem. Można więc dojść do wniosku, że konsekwentnie realizują swój projekt, korzystając z tej metody.

Nie bez znaczenia jest tu też rola publiczności. To właśnie ona reaguje jako pierwszy odbiorca tej muzyki. Grając ją na ulicach Dubska wiedzą i widzą, co wywołuje rezonans i co pozostawia obojętnym. Mogą też sobie pozwolić na eksperymenty, jakie w zamkniętej przestrzeni nie byłyby możliwe. Czyniąc kulturę podobną sobie sytuują się bliżej fanaberii niż konwencji, choć kanon znają jak mało kto. Czerpiąc z niego jak z regementarza składają wyrazy i zdania, metafory i frazy swojego przekazu. Znakomicie to widać, gdy jako parę do tej płyty dobierzemy Illegal Boys. To jakby druga strona dawnego winyla, której posłuchać można w internecie. Przykład na to, że nic nie istnieje samo, bo ma zawsze coś do pary. To, co gramy, jest tym, czego słuchamy i odwrotnie. Taka para pomaga i pozwala zachować właściwy balans i proporcje. A z tego, co mi wiadomo, nikt nie posługuje się taką para–metodą. Znakomicie się ona sprawdza na koncertach, gdy program staje się czymś więcej niż uniwersalne medium uczuć i emocji, wrażeń i refleksji. Transformacja jednych w drugie to proces fragmentaryczny i chwilowy, nie pozbawiony jednak konsekwencji, z powodu których rozpoznajemy rege jako kulturę. Edukacyjna funkcja takiej struktury, jaką tu próbuję opisać przy pomocy Dubska stanowi możność dla tych wszystkich aktów, które daremnie czekają partycypacji. Nie znaczy to jednak, że stanowić może wzór i schemat, tak łatwo przechodzący w stereotyp. Kultura miłości budzi się do życia w każdym pokoleniu od nowa. Muzyka rege istnieje już dłużej niż Polska Ludowa. Może już czas najwyższy, by na dobre zagościła w podręcznikach nowej epoki.

Artykuł z 49 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


@udioMara

Oceń ten artykuł
(0 głosów)