A+ A A-

Kwaśne sny

Historia lat sześćdziesiątych, ówczesnej kontrkultury i jej organicznego związku z psychedelikami na czele z LSD została już tak przeorana przez popkulturę, narosło wokół niej tyle mitów, półprawd i banalnych stereotypów, że każda bardziej wnikliwa, wzbogacona o analizę kontekstu próba jej syntezy jest na wagę złota.

Wśród gąszczu pozycji pisanych z perspektywy bezkrytycznych apologetów psychedelii (bądź równie zaślepionych jej przeciwników) wyróżnia się na szczęście kilka pozycji, które wykraczają poza garść uproszczeń i popkulturowych obrazków, oddając chemiczny romans Kolorowej Dekady z jego pełną złożonością. Bezsprzecznie do ich grona należą klasyczne już Acid Dreams – wydana po raz pierwszy w 1986 drobiazgowa analiza złożonego zjawiska, którym stało się w latach sześćdziesiątych LSD, zarówno za sprawą obranej metody, jak i uzyskanych efektów w pełni spełniająca oczekiwania zrodzone przez swój podtytuł – The Complete Social History of LSD: The CIA, The Sixties and Beyond.

Dwójka dziennikarzy śledczych – Martin Lee i Bruce Shlain wykonali przede wszystkim ogromną robotę przy przekopywaniu się przez odtajnione archiwa Centralnej Agencji Wywiadowczej (przede wszystkim dotyczące niesławnej operacji MK-ULTRA), co znalazło odbicie w kształcie i ogólnej wymowie liczącej bez mała trzysta pięćdziesiąt stron książki. Podobnie jak w bliźniaczym (ale chyba mniej ambitnym) opracowaniu Storming Heaven (zob. Spliff #28) Acid Dreams za punkt wyjścia bierze lata pięćdziesiąte i słabo znaną historię wieloletniej fascynacji służb specjalnych LSD. Pierwsza połowa książki opisuje więc korzenie kolorowej dekady przez pryzmat nieco innego podejścia do psychedelików – pozbawionego misjonarstwa kwasowych guru z Millbrook, za to mocno naznaczonego zimnowojenną paranoją i chemicznym wyścigiem zbrojeń. Szczególnie interesująca jest właśnie ta zmiana perspektywy – wyzbyta przesądów o „zbawczej” roli kwasa opowieść o Trudnym Dziecku doktora Hofmanna zyskuje w ten sposób odświeżający, nowy wymiar i czyta się ją nieomal jak historię alternatywną, zwłaszcza, że i w drugiej części książki autorzy nie tracą z pola widzenia poczynań służb specjalnych. Ta metoda jest stosowana w sposób świadomy i jasno zadeklarowana w czytelnym wstępie – według Lee i Shlaina dopiero takie uzupełnianie się optyk wywiadowczo-rządowej i kontrkulturowe może dać pełen obraz burzliwej szóstej dekady dwudziestego wieku.

 Najciekawiej się robi, gdy dwa światy – wywiadowczy i hippisowski – na różne sposoby zazębiają się. Autorzy zwracają uwagę na zastanawiającą, nieomal sekciarską atencję, jaką LSD darzyli agenci CIA w połowie lat pięćdziesiątych (LSD miało być „ostatecznym narkotykiem”, a nawet Serum Prawdy, w pewnych momentach psychedelik rekomendowano do zażycia wszystkim pracownikom Agencji, a tych, którzy byli już z jego działaniem dobrze zaznajomieni, określano w wewnętrznych notkach mianem „oświeconych agentów”), śmiało upodabniając opis harców pracowników wywiadu do rozprężenia Haight-Ashbury. Lekkomyślność eksperymentujących z kwasem agentów jeży zresztą czasami włosy na głowie – drobiazgowo opisany jest splot wydarzeń, który doprowadził do samobójstwa Franka Olsona (najbardziej znanej ofiary „nieświadomki”), ale i inne incydenty w rodzaju niesławnej operacji „Midnight Climax” (tajne burdele w San Francisco ze sporym zapasem LSD i lustrem weneckim na wyposażeniu). Podobny mechanizm przenikania się światów (i sposobu ich opisu) działa też w drugą stronę – istotna część drugiej połowy Acid Dreams – poświęconej kontrkulturze – traktuje o jej nadzorowaniu przez CIA, a także o podejrzanych indywiduach wywodzących się wprost z niej – na czele z ambiwalentnym Bractwem Wiecznej Miłości (zwanym też „Hippisowską Mafią”).CIA
    
Narracja Acid Dreams wyraźnie oparta jest na śledzeniu kilku kluczowych postaci sceny psychedelicznej lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Co ciekawe – mniej uwagi poświęcono „oczywistym” Leary’emu, Alpertowi, czy Keseyowi, uwypuklając za to rolę indywiduów mniej znanych, ale równie ciekawych. W konsekwencji mamy przyjemność śledzić losy figur tak interesujących i wielowymiarowych jak kwasowy misjonarz i wojskowy kapitan Hubbard, imprezujący z LSD agent antynarkotykowy George White, sponsorujący Leary’ego milioner Tommy Hitchcock, prototyp narkotykowych guru Arthur Kleps, czy w końcu powiązany ze służbami specjalnymi genialny chemik odpowiedzialny za większość podaży LSD pod koniec lat sześćdziesiątych Ronald Stark (arcyciekawa figura!). Przy okazji uderza też ambiwalencja wszystkich tych postaci – co pomaga uzmysłowić sobie jak bardzo odległą od czarno-białego konfliktu naiwnych hippisów i złowrogiego establishmentu historią były perypetie kwasu lizergowego i kontrkultury. Oprócz ich atrakcyjności wydaje się też, że wybór takich, a nie innych centralnych postaci opowieści podyktowany został bardzo trzeźwym założeniem – otóż w dwadzieścia lat po Lecie Miłości (i tym bardziej obecnie!) mnóstwo już o latach sześćdziesiątych zostało powiedziane, i utrwaliło się w serii popkulturowych klisz – dlatego, zamiast po raz setny rozwodzić się nad Prankstersami czy Learym lepiej dać głos innym bohaterom i naświetlić historię w inny sposób.

Koncentracja na kilku kluczowych postaciach nie skutkuje na szczęście w analizie Shlaina i Lee osunięciem się opowieści w plotkarstwo i żonglowanie anegdotkami – przytaczane (owszem, czasem aż nazbyt drobiazgowo) losy kluczowych figur pełnią raczej rolę egzemplum, a zjawiska, które za nimi stoją, także doczekały się wnikliwego opisu. Zgodnie z tą zasadą w pierwszej części książki poznajemy bogaty kontekst funkcjonowania CIA w jej początkach (agencja została założona w 1947 r.), następnie kanały dystrybucji LSD w erze przedhippisowskiej, paradygmaty naukowe stojące za zaszufladkowaniem potężnego psychedelika jako środka „psychozomimetycznego”,czy odrębne pomysły, jakie na wykorzystywanie halucynogenów miała armia (np. rozpylanie ich w formie gazowej w metrze, niepocieszony był generał William Creasy, który nie dostał zgody na przetestowanie tej taktyki w rzeczywistych warunkach w Nowym Jorku). W drugiej z kolei części drobiazgowo potraktowano model dystrybucji kwasu w Haight-Ashbury, związki artystów z substancją (na arbitralnie wybranym przykładzie Dylana, ale i w klasycznej wersji Beatlesów), funkcjonowanie środowiska San Francisco Oracle i związki LSD z wyłonieniem się Nowej Lewicy. Szczególnie ta ostatnia kwestia, której poświęcono cały osobny rozdział zasługuje na szczególne uznanie – oprócz przybliżenia działalności Yippiesów i Weathermenów daje bowiem szczegółowy wgląd w sytuację polityczną końca szóstej dekady, pozwalając lepiej zrozumieć paroksyzmy jej schyłku – takie jak zamieszki w Chicago. Nieco zdawkowo potraktowano tylko początek lat siedemdziesiątych i dalsze losy głównych protagonistów (za wyjątkiem Leary’ego, którego ucieczkę z więzienia, pobyt w Algierii i miotanie się w Europie opisano szczegółowo – i z wyraźną satysfakcją), ale wynika to po prostu z konsekwentnego trzymania się założonych ram czasowych.

Podobnie jak pewien niedosyt towarzyszący opisowi lat siedemdziesiątych, irytować może ograniczenie geograficzne. Co prawda autorzy deklarują koncentrację na kolebce psychedelicznej kontrkultury, ale czasami robią jednak wycieczki za Ocean – wzmianki o Londynie, Włoszech czy zażywaniu LSD na wojnie w Wietnamie (have fun) są jednak wyraźnie zdawkowe, nie wspominając już o całkowitym pominięciu krajów zza Żelaznej Kurtyny (a chociażby Czechosłowacja zasługiwałaby na kilka słów). Te drobne niedociągnięcia rekompensuje jednak ogrom pracy badawczej, jaką dwójka dziennikarzy włożyła w resztę analizy, jak i w przygotowanie obszernej bibliografii (niestety podanej tylko zbiorczo pod koniec, choć niektóre momenty aż proszą się o przypis).

Pomimo wspomnianych niedociągnięć, trzeba jednak przyznać, że Acid Dreams jest najbardziej wyczerpującą dostępną syntezą tej niezwykłej dekady i roli, jakiej w tumulcie lat sześćdziesiątych odegrał król psychedelików. Szczególnie cenna jest odważna autorska perspektywa, unikanie banalnych obserwacji i wytartych ścieżek, a także spora doza autorskiego dystansu. Przy tak drobiazgowej analizie i ogromnych (spełnionych!) ambicjach wyrażonych w tytule brakuje może nieco bardziej rozbudowanego zamknięcia i syntetycznej oceny roli LSD, autorzy jednak najwyraźniej poskromili swój temperament polemiczny, skupiając się na roli kronikarzy epoki – z tego jednak zadania wywiązali się znakomicie.

Artykuł z 51 numeru Gazety Konopnej SPLIFF

Robert Kania

Bruce Shlain, Marin Lee: Acid Dreams: The CIA, LSD, and the Sixties Rebellion . Groove Press 1986 (reedycja 1992), 345 stron.

Oceń ten artykuł
(1 głos)