A+ A A-

POD GWIAZD! WęŻOWNIKA

Zapytany o to, co to za film, odpowiadam, że taka etiuda, czym wywołuję uśmiech na twarzach pytających. Ponad sto minut (w kinowej wersji godzina z kwadransem), to dużo więcej, niż zwykło się wymagać dla takiej formy. Tak samo dziwnie i zastanawiająco brzmi odpowiedź, że to wideo–klip. Ilustracja do piętnastu piosenek i pięciu muzycznych fragmentów, utrzymana w jednej fabularnej konwencji. Jej osnowę stanowi jedna z niesamowitych opowieści Stefana Grabińskiego. Na niej oraz na opowiadaniu Maszynista Grot oparł swój scenariusz Tomasz Budzyński.
 
On jest też współreżyserem całości, wraz z Łukaszem Jankowskim. Jako producent występuje Stowarzyszenie Niewidzialna Armia. W roli głównej zespół Armia w różnych składach oraz zaproszeni do aktorstwa goście grupy. W ten sposób całość zyskuje walor zbiorowej kreacji. Zaczynam od dźwięków i kończę na obrazie. I nie jestem w tej wizji samotny. Są też inni, tacy sami i podobni, swoi i inni swoi. Między nimi snuje się bohater, Maszynista Grot, knując swą samozagładę. Nie jest w tym sam. Pomocą służą mu kolejne spotkania. Na karciany kolor mówi poduszka i jest to akceptowane. Szuka miejsca, gdzie mógłby przepaść. A wraz z nim jego teczka, w niej kapusta, buraki, sól i książka. Domyślam się, że to symbole. Metafory, wymagające skupienia. Wystarczy mgnienie oka, by odczytać tytuł na okładce. Potem się okaże, że to również nazwa jednej ze stacji, na której peron nie może trafić Maszynista Grot. Zatrzymuje pociąg albo przed, albo za. Jakby wiedział, że gdzieś tam jest przejście, czy raczej przejazd do innego świata, dostępny tylko pociągom. Trochę tu wieje grozą, lecz bardzo subtelnie. Bo nie wiadomo, jak mu współczuć. W problemach wspólnoty uczestniczy, lecz nie do końca, przez co animuje, porusza, aktywuje to, co niewidzialne i niewidoczne.

Mówiąc o tym filmie, chcąc nie chcąc, mimowolnie i bezwiednie porównujemy z nim inne realizacje, oparte na na opowieściach  Stefana Grabińskiego. Można o nich pamiętać, ale niekoniecznie. Cóż bowiem mogą mieć wspólnego ze sobą trzy odległe i obce sobie światy? Pojęte symbolicznie tworzą nową tradycję odczytywania znaczeń, zawartych w minimalnej dawce migotliwych wrażeń. Oniryczne obrazy, magiczne przestrzenie, brzmienie poprzedzające muzykę. Trójka perkusistów, grająca ten sam rytm i każde po swojemu, to jeden z tych elementów dramaturgii, który nam pozwala odnaleźć wiodącą nić fabuły. Żadnej w tym nauki. Nawet język nie stanowi przeszkody. Bo choć dobiegają do nas różne słowa, trudno z nich ułożyć anegdotę, choć zapewne niejedna mogłaby powstać. Ostatecznego montażu dźwięków i obrazów dokonuje odbiorca. Bez niego nie ma sensu dopytywać o intencje. Zrozumie coś, albo i nie. Nie ma przecież obowiązku, by na to patrzeć i tego słuchać. Jest potrzeba, żeby przekraczać granice gustów i upodobań, lecz istnieje bariera uwarunkowań, które, aby je znosić, trzeba mieć siłę. I mądrość, jako wehikuł, którego motorem jest miłość.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)