Logo
Wydrukuj tę stronę

Substancja. Historia LSD, Alberta Hofmanna

Trwa druga wojna światowa. Młody, niespełna 40-letni chemik w zaciszach szwajcarskich laboratoriów szuka wraz z innymi współpracownikami zatrudnionymi przez ten sam koncern farmaceutyczny nowego leku kardiologicznego. Już takie badania prowadził, w 1938 r., ale je zostawił. Teraz wrócił. Przypadkowo, podczas syntezy kwasu lizerginowego „uchwycił” nieznaną wcześniej substancję, którą dodatkowo, zupełnie nieświadomie częściowo wchłonął.

Tak zaczyna się jedna z najbardziej nieprawdopodobnych historii, znakomicie pokazana przez Martina Witza w filmie „Substancja. Historia LSD Alberta Hofmanna”, który obecnie przypominany jest publiczności na kanale Planet.

W ciągu niespełna 90 minut poznajemy historię substancji, która tuż po odkryciu jej niezwykłych właściwości zainteresowała psychiatrów i psychologów na całym świecie. LSD było po prostu lekarstwem. I o jej pozytywne właściwości, prezentując to przede wszystkim na sobie, walczył do ostatnich swych dni (dożył 102 lat; zmarł w 2008 r.) Albert Hofmann.

Być może zresztą jego ideały się ziszczą. Szwajcaria w 2007 r. zezwoliła na przeprowadzenie psychoterapeutycznych doświadczeń na pacjentach nieuleczalnie chorych na raka oraz cierpiących na inne śmiertelne choroby. Kolejne lata więc mogą przynieść naukowe potwierdzenie powtarzanych przez Hofmanna hipotez.

Zanim jednak do tego dojdzie warto ten film po prostu zobaczyć. Z jednej strony będziemy mieli szansę poszerzyć swoją wiedzę (wszak nie wszyscy na przykład wiedzą, że tak naprawdę LSD ma pochodzenie bardziej naturalne niż chemiczne), a z drugiej zobaczymy jak kolejny raz kwestia dostępności danej substancji lub też jej kryminalizacja (LSD zdelegalizowano w USA w 1966 r.) to nic innego, jak jedynie sprawa czyichś interesów i po prostu zysku. Szkodliwość bardziej występuje jako wyimaginowana płachta, którą można przykryć każdą racjonalność. W przypadku zaś LSD nie bez znaczenia są argumenty mówiące o pozytywnym działaniu.

„Substancja. Historia LSD Alberta Hofmanna” to bez wątpienia ciekawa podróż. Dobrze, że scenarzyście i reżyserowi jednocześnie Martinowi Witzowi udało się ubiec nieubłagany czas i zdążył porozmawiać z samym Hofmannem, tuż przed jego śmiercią. To niewątpliwy walor tego obrazu. Ale z pewnością nie jedyny.

Artykuł z 48 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


(bg)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)
Copyright 2013 Spliff | Strony internetowe Trojka Design