A+ A A-

Rave pod palmami

W 1987 r. Koh Pha Ngan była jeszcze dziką wyspą. Przyjeżdżała tu niewielka liczba Backpacker’ów delektując się pięknem i spokojem tego miejsca. Jeśli ktoś chciał skorzystać z urządzeń jak telefon czy internet, trzeba było wsiąść w łódź i popłynąć na sąsiadującą, większą Koh Samui.

Teraz praktycznie w każdą pełnię (z wyjątkiem pory monsunowej) odbywa się tu rave zwany Full moon party. Samą imprezę zapoczątkowała mała grupa przyjaciół spotykająca się na niewielkim cyplu w południowo-wschodniej części wyspy, obok  malutkiej wioski Haad Rin. To właśnie w tym miejscu na plaży o nazwie Haad Rin Nai, znajdującej się  po zachodniej stronie cyplu, miało miejsce pierwsze Full moon. Podobno powodem wyboru był bardziej niesamowity, niż gdzie indziej, widok pełnej blasku luny. Mały sound system zasilany z samochodowego akumulatora oraz kameralna atmosfera to już historia. Tak samo jak zażywane w tamtych czasach magic mushrooms.                                                                                        
 
Teraz jest to spory kurort nawiedzany przez dziesiątki tysięcy ludzi, głównie młodych, z całego świata. Ta każdej z cyklicznych imprez pojawia się od 10 000 do 30 000 osób. Zmianie uległo też miejsce, gdzie odbywa się główna część imprezy. Had Rin Nok znajduje się po przeciwnej stronie wąskiego cyplu. Dużo większa plaża z widokiem na wschód słońca. Jest obecnie pełna klubów mających swoje własne sound systemy. Można tu znaleźć prawie każde rytmy: house, drum & base, trance, rege... wszystko zależy od klubu. Do największych i najbardziej komercyjnych należą np. Cactus bar czy Drop in, gdzie zawsze jest tłum (oraz dodatkowe atrakcje jak dość cyrkowe zabawy z ogniem).
Rave pod palmami
Warto zajrzeć do Vinyl club lub Zoom club, gdzie leci głownie psy-trance i techno. Jungle i drum&base można posłuchać w miejscach typu The Orchid. Jeśli ktoś lubi house, najlepiej znaleźć się w okolicach Big boom bar. Jedno jest pewne, znajdziecie tu dużo różnej muzyki i jeszcze więcej zakręconych ludzi. Jeśli chodzi o używki, to jest oczywistym, iż krążą one tu wszędzie, a przynajmniej 70% bawiących się poprawia swój nastrój przy ich użyciu. Należy jednak z tym uważać. Tajlandia „posiada” bowiem karę śmierci nawet za taki narkotyk jak ecstasy. Policja zaś jest bardzo aktywna w tym temacie, ze względu na duże dofinansowanie z amerykańskiego budżetu DEA. Za każdego schwytanego obcokrajowca, któremu udowodni się posiadanie większej ilości narkotyków, funkcjonariusze dostają specjalne premie. Skłania to do wielu nadużyć, a nawet przypadków podrzucania dragów. Co prawda tu, na Koh Pha Ngan, jest to traktowane z pewnym przymrużeniem oka, ze względu na specyfikę i intratność samej imprezy. Musiano by aresztować pół wyspy. Inaczej jest choćby w Bangkoku, gdzie bardzo łatwo wpaść w pułapkę, choćby kupując gandzię od kierowców Tuk tuk (nazwa moto rykszy). Często bowiem współpracują oni z policją.

Gdy kupujesz od nich woreczek ziółka, już za rogiem może cię spotkać policja, zawiadomiona przez kierowcę-dealera. Takich sytuacji na Kho Pha Ngan nie ma. Popularność Full moon party sprawiła, iż nie tylko mała Haad Rin, ale cała wyspa co miesiąc zaczyna tętnić przy świetle księżyca. Łącznie z sąsiadującą dużo większą Fire ShowKoh Samui, gdzie znajduje się nawet lotnisko. Tak też można tu dotrzeć. Przylatując z Bangkoku, Phuket czy Singapuru. Innym, tańszym i ciekawszym sposobem jest podroż pociągiem, do którego należy wsiąść na stacji Hua Llamphong znajdującej się na Chinatown w Bangkoku. Stamtąd jedzie się do Sura Thani lub Chumpuon. A dalej bez problemu małym busem do przystani, gdzie czeka łódź zabierająca  prosto na Koh Pha Ngan.
Na samej wyspie jest wiele wspaniałych miejsc, jak choćby ukryte głęboko w dżungli wodospady. Drogi od pewnego czasu są głównie asfaltowe. Można więc wynająć skuter i podróżować samemu po całej wyspie, lub jeśli ktoś woli, skorzystać z jednej z wielu łodzi, dzięki którym można zobaczyć wyspę od strony morza.

Full moon party to niesamowicie miłe przeżycie, w jeszcze bardziej niesamowitym miejscu. Polecam jednak szczególną ostrożność, zwłaszcza po zażyciu rożnych substancji. Dobrym pomysłem jest pozostawić paszport i wartościowe rzeczy dobrze ukryte, zabierając ze sobą jedynie ksero dokumentu. Sami Tajowie są bardzo przyjaźni i dobrze nastawieni do turystów. Przemoc zdarza się naprawdę rzadko. Ale oczywiście złodziei nie brakuje. Ważne jest też, by wybrać odpowiednią porę roku na odwiedziny tego miejsca. Nasze lato, czyli lipiec-sierpień nie jest tu bowiem sezonem. Wtedy zaczyna się pora monsunowa. Deszcze potrafią padać z przerwami gdzieś do października. W grudniu zaś przychodzi zima. Oczywiście tajska zima to najniżej 15º C (niemniej jednak dla samych Tajów jest to już poważny spadek temperatur, można wtedy zobaczyć ludzi poubieranych podobnie jak u nas w duże mrozy) Ciepło wraca z końcem stycznia, przynosząc dobrą aurę na odwiedzanie pięknych wysp w Zatoce Tajskiej.       
Oceń ten artykuł
(0 głosów)