A+ A A-

Rozmowa z Krzysztofem Lewandowskim, właścicielem wydawnictwa Latawiec, buddystą - cz. 2

(patrz wywiad część 1 ) Chciałbym jeszcze zapytać o wcześniejszą książkę, którą wydałeś, a dotyczącą innego środka psychoaktywnego – LSD. Autorem tej pracy był twórca tej substancji, Albert Hofmann, wybitny chemik oraz członek komitetu noblowskiego. Kiedy ukazała się w Polsce i z jakim się spotkała odzewem? W 2001 r. Nie było większego odzewu, kilka recenzji i właściwie wszystko. Ale ponieważ nakład cały się rozszedł, myślę, że miała jakiś wpływ na kształtowanie świadomości.

Tytuł „LSD, moje trudne dziecko” sugeruje pewnego rodzaju podsumowanie doświadczeń z tym środkiem...
Albert Hoffman mówi o problemach, jakie były z tym tematem związane w latach 60-tych i 70-tych, ale wiele z nich wynikało z mistyfikacji, dokonywanych przez media na fali kampanii przeciw marijuanie. Również LSD oskarżano o różne rzeczy, których nie wywołuje, dlatego było tak trudnym dzieckiem. Z drugiej strony w książce opisywane są sesje z LSD z udziałem bohemy artystycznej Niemiec i Szwajcarii i w zasadzie cała wymowa tej książki jest taka, że były to bardzo cenne doświadczenia dla umysłu. Może nie dla każdego, ale dla takiego, który jest zainteresowany poszukiwaniami głębszych stanów swojej świadomości. Zwłaszcza dla artystów, naukowców i ludzi działających w obszarze kultury. Z opisu sesji, jakie Hofmann odbywał z innymi osobami,  wymienionymi z nazwiska (a są to znane osoby), też płynie w zasadzie jeden wniosek – ten mianowicie, że LSD to nie diabeł wcielony, jak przedstawiają. Oczywiście powoduje chwilową zmianę świadomości, ale ona potem coś wnosi do życia. To nie jest narkotyk, który się zażywa dla przyjemności, ale dla pogłębienia świadomości. Równie dobrze mogą to być stany intelektualne, jak i emocjonalne, czy też stany doświadczeń zmysłowych albo też pozazmysłowych.

Czy nie jest tak, że LSD odeszło trochę w cień, zostało jakby wyparte przez inne środki?
Tak, bo to nie dla homo ludens. Żyjemy w świecie, gdzie ludzie chcą mieć przyjemne doznania. Nie zażywa się po to, aby miło spędzić z kolegami czas w jakimś lokalu. Wymaga zupełnie innego anturażu, pewnego skupienia. Bardzo często powoduje, że ludzie w ogóle się ze sobą nie kontaktują w czasie takiej sesji. To jest po prostu intymne, indywidualne doświadczenie. Warto też zauważyć, na co zwracał uwagę Albert Hofmann, że sesja z LSD wymaga bardzo starannej aranżacji, że wszystkie elementy są istotne, na przykład wygląd wnętrza czy zewnętrza, a zwłaszcza towarzystwo, w jakim się środek zażywa. Chodzi o to, aby nie byli to ludzie spanikowani czy depresyjni, bo tacy wniosą do sesji atmosferę grozy i paniki. W dobrym towarzystwie i dobrym anturażu jest to pogłębione doświadczenie z samym sobą.

Czy można powiedzieć, że to środek syntetyczny?
Nie, synteza to jest drugi etap, niejako wtórny. Pierwszym był wyciąg ze sporyszu, który sam w sobie jest silną trucizną. Myślę, że świetnie znali tą metodę przekształcania sporyszu w LSD (i takie są też teorie etnografów) starożytni Grecy. Misteria eleuzyjskie były oparte na spożywaniu płynu o nazwie kykeon. Zażywali go w starożytnych czasach praktycznie wszyscy dostojnicy Rzymu, Grecji i innych krajów basenu Morza Śrówziemnego. Do Eleusis odbywały się pielgrzymki do roku 395 n.e., czyli do czasu zburzenia świątyni przez katolików.

Jak widać katolicy mają długa tradycję walki z pewnymi środkami psychoaktywnymi, jak sądzisz, czemu?

Jak twierdzą buddyści, halucynogeny są w istocie dehalucynatorami, pozwalającymi otrząsnąć się z wszelkich ideologii masowych, z codziennej halucynacji, w której tak wygodnie Kościół przebywa. Jedną z tych pierwszych, antycznych, powielanych także przez współczesne media, była halucynacja monoteizmu, będąca w istocie ideologią monopolu władzy centralnej. Narkotyki odłączają ludzi od tej ideologii, przynajmniej na chwilę, która ma wpływ na dalsze życie.

Wspomniałeś o planach wydania książek o grzybach psylocybinowych, a także o ayahuasce. Mógłbyś powiedzieć coś więcej właśnie o niej?
Ayahuasca to szamański środek leczniczy i obrzędowy. Zapewnia pełną wizji podróż wgłąb siebie, trwającą minimum pół doby. Dawniej udział w ceremonii z ayahuascą wymagał od zainteresowanych takim doświadczeniem nie lada zabiegów: podróży do Ameryki Południowej i zaskarbienia sobie życzliwości Indian, w których tradycji leży wykorzystanie tego środka. Dziś prawdziwi szamani przyjeżdżają do Polski i organizują tutaj ceremonie. Ayahuasca to silny transgresor, przenoszący człowieka w inny wymiar doświadczeń. Ponieważ nie znajduje się na liście prohibicyjnej, może być wwożony legalnie do naszego kraju.
Przebieg ceremonii nadzoruje szaman, który powinien wiedzieć, co się dzieje z jego pacjentami. W Amazonii seanse lecznicze odbywają się w chatach czy szałasach, z dżunglą pod bokiem,  gdzie prawdziwi szamani zanurzają się na kilka miesięcy podczas swoich szamańskich inicjacji.

Co oprócz przeżycia odmiennego stanu świadomości daje takie przeżycie?
Sam nie brałem udziału w ceremonii z ayahuascą, więc mogę dać relację wyłącznie z drugiej ręki. To głębokie, uduchowione, jak twierdzą. Osobiste, u każdego odmienne i nie za bardzo nadające się do werbalizacji.  Wydaje się, że działanie środka jest mocno zindywidualizowane, gdyż dotyka samej istoty problemów, z którymi boryka się pacjent, a te u każdego są inne. Myślę, że dociera się w ten sposób do źródła własnych lęków i stanów depresyjnych, które są przyczyną chorób fizycznych. Ayahuasca działa więc zarówno na poziomie mentalnym, jak i fizycznym, przywraca zdrowie.

Są na to jakieś dowody?
Jest to stara praktyka znachorska na terenie Ameryki Południowej, więc z pewnością terapia jest w wielu wypadkach skuteczna, zwłaszcza w chorobach o podłożu psychosomatycznym. Podobną do szamanów amerykańskich funkcję pełnili u nas znachorzy, babki, czarownicy i uzdrowiciele, posiadający dużą wiedzę na temat własności leczniczych naszych rodzimych roślin. Warto pamiętać, że tej mikstury (w rzeczywistości ayahuasca to mieszanina dwóch składników) nie używa się w celach zabawowych.

Czy twoim zdaniem narkotyki mogą zmienić świat poprzez zmianę świadomości?
Myślę, że zmiana świata jest ustawiczna, a motorem większych skoków świadomości były i będą modyfikatory świadomości, medytacje, kontemplacje i narkotyki. Obecne wyzwania, przed jakimi stoimy, związane z koniecznymi przemianami paradygmatu, wymagają otwartości na zmiany i  porzucenia stereotypów, w jakie wpędzają nas nauka i media. Rozsądne korzystanie z dehalucynatorów, jakimi są narkotyki, może ten trudny proces tylko ułatwić.

Znasz osoby medytujące, które nie zażywają żadnych środków psychoaktywnych?

Myślę, że jest wiele takich osób, choć z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że środkami psychoaktywnymi są także nasze jedzenie, rozmaite zioła czy lekarstwa przez nas przyjmowane. Zależy od tego, jak zdefiniujemy narkotyk.

Ty stawiasz na komplementarność medytacji i narkotyków?

Uważam, że umysł pozbawiony lęku, a „podkręcony” środkami psychoaktywnymi jest w stanie głębiej wniknąć w jakiś problem naukowy, techniczny czy filozoficzny.

Wracając do książki Abla, nie sądzisz, że powinna ona trafić do wszystkich naszych parlamentarzystów?

Napisana ją profesor, specjalista od toksykologii i położnictwa, który dokładnie przestudiował temat i przedstawia go nieemocjonalnie. Wszystkie tezy bardzo dokładnie dokumentowane, podawane są źródła. Jest to praca naukowa, a nie popularyzująca narkotyk. Chłodny obiektywizm, który przejawia autor mógłby przyczynić się do zmiany postaw wielu polityków, jeśli oczywiście zapoznają się z tą pracą.

Czy myślisz, że jest w Polsce szansa na zmianę prawa w tej materii?

Myślę, że jest nawet taka konieczność. W Polsce jest bardzo duża grupa ludzi używających środków psychoaktywnych i właściwie nie wiadomo, z jakiego powodu tak duża grupa ludzi ma się czuć obywatelami drugiej kategorii. Myślę, że politycy już czują, że należy zmienić prawo, że jest ono anachroniczne i że te zmiany powinny nastąpić szybko.

Dlaczego Twoim zdaniem tak mało ludzi, znanych osób przyznaje się do palenia marijuany, o innych używkach już nie wspominając?

Ludzie niechętnie przyznają się nie tylko do marijuany, także do nadużywania wina czy piwa. Nie ma się czemu dziwić, bo to już sfera prywatna każdego człowieka, na przykład co je na kolację, albo co pije do tej kolacji. Tak samo to, co ludzie wdychają, to też jest ich prywatna sprawa. Nie każdy chce ze swoimi prywatnymi sprawami wychodzić na szersze forum. Mimo to, w Polsce w ostatnim czasie daje się zauważyć dynamiczny rozwój dyskursu na temat marijuany. Parę lat temu nie podejmowano żadnych polemik, obecnie są już czasopisma poświęcone tylko temu tematowi. Jest to monogłos drugiej strony, więc mimo, iż nie ma w nim prawdziwej wymiany argumentów, to jednak na zasadzie przeciwwagi ludzie wychodzą z ukrycia, przyznają się do tego, że znane są im doświadczenia tego rodzaju. Myślę, że i prawdziwy dyskurs wkrótce się nawiąże.

Coraz więcej ekspertów jasno opowiada się za depenalizacją, nawet w Monarze nie brakuje takich specjalistów, lekarze też opowiadają się za zmianą przepisów prawnych, a mimo to politycy ignorują te głosy...

Ignorują z niewiedzy i z lęku. Niewiedza jest powszechna, bo nie wydaje się w Polsce książek, które traktowałyby temat narkotyków bez emocji, informując społeczeństwo o możliwych zagrożeniach i możliwych korzyściach wynikających z ich zalegalizowania. Jednak ludzie konfrontują się coraz szerzej z absurdem obecnego podejścia, zwłaszcza gdy prawo narkotykowe liberalizuje się w innych krajach. Polacy oglądają się na innych, więc zmiana w zbiorowej świadomości odnośnie narkotyków musi nastąpić. Jestem optymistą i sądzę, że mamy szansę na amnestię dla skazanych za zażywanie/posiadanie.

Często spotykamy opinię, że mamy prohibicyjne prawo, ponieważ zwyczajnie wiele grup interesów na tym zarabia, łącznie z policją?

Można tutaj wystąpić z mocnym pytaniem do polityków, dlaczego popierają świat podziemny, a nie popierają większych wpływów do budżetu. Konopie są rośliną wykorzystywaną do bardzo wielu celów i z każdego takiego zastosowania mogą wpływać do kasy państwa podatki, podobnie jak płyną z alkoholu, tytoniu czy innych towarów. Można uparcie pytać, dlaczego w wypadku narkotyków politycy oddają pole rosnącemu rynkowi podziemnemu, a nie wykorzystują tego pola dla prowadzenia rzeczywiście humanitarnej działalności uświadamiającej obywateli o skutkach nadużywania substancji psychoaktywnych i ewentualnego leczenia tych, którzy nie będą umieli skorzystać z tej wiedzy.

Tyle, że spory rdzeń naszego społeczeństwa jest zorientowany dosyć konserwatywnie i siłą rzeczy jest niechętny podejściu liberalnemu...
Niewątpliwie ma to związek z tym, że Polska jest w większości krajem katolickim. To, że w Czechach praktycznie zalegalizowano miękkie narkotyki, jest elementem kultury naznaczonej potężnymi historycznymi wpływami Jana Husa i protestanckiej reformacji (dziś kultury niemal świeckiej – red.). Z jakiegoś powodu Kościół boi się pootwierania umysłów w wyniku zażywania narkotyków. Kształtują świadomość inaczej i prawdopodobnie trudniej byłoby oddziaływać na umysły wiernych, gdyby były zalegalizowane, utrzymać monopol (czy też quasi-monopol) wiary. Na ile tak jest, możemy jedynie snuć domniemania, bo nikt chyba nie prowadził badań w tym kierunku.

Jakie według Ciebie byłoby najlepsze rozwiązanie, jeżeli chodzi o używki i narkotyki?
Ja bym zalegalizował wszystkie, bo sztuczne są podziały na miękkie i twarde narkotyki. Jednym z najsilniejszych i najbardziej szkodliwych narkotyków jest alkohol, który w ogóle nie jest postrzegany jako narkotyk. Byłbym zatem za radykalnym podejściem, eliminującym całe podziemie narkotykowe i uwalniającym policję, sądy i więzienia od marnej pracy. Oczywiście być może nie jest teraz możliwe całkowite zlikwidowanie świata podziemnego narkotyków i sprowadzenia wszystkich środków psychoaktywnych, tak jak to było dawniej, do aptek. Jeżeli nawet takie rozwiązanie jest dziś niemożliwe, to warto przyjąć rozwiązanie częściowe, ale szybkie. Przede wszystkim należy wypuścić z więzień wszystkie osoby skazane za posiadania narkotyków. Uważam, że osoby odsiadujące kary więzienia za posiadanie narkotyków To nie przestępcy kryminalni, a więźniowie sumień.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)