A+ A A-

Growing w PRL

Jak radzili sobie miłośnicy MJ w czasach, kiedy o sklepach z gatunkowymi pestkami słyszano jedynie historie z Zachodu, dilera trzeba było szukać ze świecą a o Internecie nikt nawet nie marzył? Dzisiejszy grower ma do wyboru dziesiątki technik, szeroki asortyment akcesoriów do uprawy indoor, dostęp do profesjonalnych nawozów  i niemal niewyczerpanych informacji - fotorelacji z upraw, setek stron internetowych, sklepów i grup dyskusyjnych. 30 lat temu nie było tak lekko. O partyzanckiej uprawie w Polskiej Republice Ludowej, stosowanych technikach i podejściu ówczesnej Milicji Obywatelskiej opowiada śląski weteran – chilum.

„Za siedmioma górami, za siedmioma lasami.... My wiedzieliśmy o tyle o ile, ale Oni nie wiedzieli nic, prawie nic. My próbowaliśmy co rok osiągać jakiś plon. Plon naszej w sumie dużej ignorancji, jeśli chodziło o uprawianie konopi. Nie było Netu (który kochamy ;-P) i jedyne autoryzowane źródła wiedzy stanowiły podręczniki ogrodnictwa oraz powielana w setkach egzemplarzy "Botanika konopi".

Krążyły niepotwierdzone na tamten czas metody zwiększania plonu, polepszania jego mocy. Przeprowadzane na podstawie nie sprawdzonych informacji i przeprowadzane, też w sposób najdalej, pewnie od właściwego. Jak próby np. kiszenia stuff`u jak kapusty, czy dodawanie do potraw. Raczej intuicyjnie, niż naukowo działaliśmy. Jesienią... pojawił się sensacyjny materiał, od Kobry... takie rozmowy, codziennie coś nowego. Nie spotkałem się i nie słyszałem o szczególnym przygotowywaniu, konkretnym podłożu, nawozach, szukaniu spotu na nowy sezon. Podsypywaliśmy kurzy nawóz, czy krowi. Ot, całe nawożenie...

Nie słyszałem natomiast o dodawaniu czegokolwiek. Palących wtedy była można rzec garstka, większa garść. I ta garść wymieniała się np. nasionami, które, wiadomo, podstawa. Na tamte lata (70/80) dobre nasiona to było coś. Ludzie wracali z Himalajów, z innych wypraw – a z nimi przybywały nasiona z Indii, Nepalu, niewidomego pochodzenia. Dawały natomiast high, którego nie odnalazłem po tych wszystkich latach.

Tamtym czasem niczyjej uwagi nie zwracał cały ogródek, od strony ulicy wypełniony krzakami konopi. Co roku, do 84r, kiedy zaczęły się kłopoty. Do tego czasu, Oni się nie zajmowali ziołem.

Oni szukali heroinistów, wszystko jedno, producent, grzejnik... byle dużo. Zioło ich nie interesowało, do stopnia takiego, że kiedy mogło być podstawą do odwieszenia wyroku, zostało zignorowane i skonfiskowane.

Mało kto znał zapach zioła, nie powodowało odwracania głowy każdego mijającego. Z czasem propaganda, polityka doprowadziły do stanu obecnego, kiedy dyskutuje się o ustawie zabraniającej koszulek z liściem ganji... Wtedy ogród z ziołem nie był problemem. „

 

(chilum)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)