A+ A A-

Butelka z wiadomością z paryskich katakumb

Wcześniej, tak przed dwudziestoma laty, byłem jednym z katafili, to znaczy należałem do grupy tych, którym sprawiało przyjemność i frajdę, wędrować kanałami i katakumbami paryskiego podziemia.

Czasem wybierałem się razem z moim przyjacielem. Znajdowaliśmy sobie spokojne zakątki, w których paliliśmy i zalewaliśmy się w trupa. Wtedy byliśmy jeszcze młodzi i szaleni. Podczas jednego z naszych wielu zejść do kanalizacji poznaliśmy typa o imieniu Merlin. Miał długie blond dredy, tak jak my regularnie przesiadywał na dole i naprawdę był jak z innej planety. I wtedy, pewnego wieczoru na początku roku zeszliśmy jak zwykle do katakumb przez właz w Pontault-Combault, z którego korzystaliśmy najczęściej.
Musieliśmy mieć się na baczności, żeby nie przyłapały nas gliny z IGC (Inspection general des carriees, oddział specjalny paryskiej policji zajmujący się zapobieganiem niepowołanym wejściom do paryskich kanałów).

Po dotarciu na dół znaleźliśmy ulotkę od Merlina, która razem z plastikowym korkiem znajdowała się w butelce po szampanie. Korek był hermetycznie zamknięty, a w jego wnętrzu znajdował się skarb.

Misja korek
Trzeba dodać, że wtedy było w modzie rozdawanie ulotek w katakumbach. Ludzie chowali je w różnych miejscach, a kto był dostatecznie cwany, potrafił znaleźć wydruk czy kopię, zanim się rozpuściła (w tunelach zawsze było bardzo wilgotno). Niektórzy ludzie gromadzili zbiory i wystawiali swoje skarby, które zgromadzili na przestrzeni lat, w Internecie. Wśród nich można było znaleźć historię, rysunki, hasła aktywistów, zdjęcia i wiele innych rzeczy, które czasem niestety zbyt łatwo lądowały w śmieciach. Na ulotce Merlina napisana była informacja skierowana do wszystkich fanów konopi w katakumbach. „Drogi ogrodniku, zasadź kilka z tych nasion, a będziesz szczęśliwy”, tak mniej więcej brzmiał ten tekst, w końcu minęło już 16 czy 20 lat. We wnętrzu korka znalazłem dziesięć nasionek. Oczywiście niemożliwością było ustalenie ich pochodzenia, jakości i gatunku. Można powiedzieć, że były to takie nasiona-niespodzianki. Wtedy miałem już w domu mały kącik do uprawy indoor oraz ogródek na zewnątrz o powierzchni ok. dwóch metrów kwadratowych. Zasadziłem te tajemnicze nasiona do ziemi i otrzymałem męskie pyłki, które skrzyżowałem z żeńską rośliną z mojej uprawy indoor. Efekt tych zabiegów zasadziłem potem w moim boxie. I tak po jakimś czasie mogłem uprawiać i zbierać pierwsze żeńskie rośliny mojej tajemniczej odmiany. Wreszcie po raz pierwszy zapaliłem płody nieznanej odmiany. Trawa miała trudny do zidentyfikowania smak, które jednak był przyjemny, prawie ostry i bardzo charakterystyczny. Na początku nie byłem w stanie go zdefiniować. Wreszcie udało mi się wyizolować jedną z wielu nut smakowych i już wiedziałem: pieprz.

Smak był raz silniejszy, raz słabszy, ale zawsze dał się jednoznacznie wyczuć. Następnie ponownie zasadziłem kilka nasion z hybrydy. Czyli z moich własnych roślin, które i tak były już mieszanką Shiva Skunk i Super Skunk skrzyżowanych z tajemniczymi nasionami. Dobrze troszczyłem się o te rośliny, podcinałem je podczas wzrostu, żeby lepiej rosły, delikatnie odginałem łodygi, mocując je do siatki, żeby każdy pęd dostał tyle światła, ile się da. W ten sposób chciałem polepszyć jakość moich zbiorów.

Jednocześnie tuż przed rozpoczęciem kwitnienia odciąłem sadzonki i postawiłem je pod kwitnącymi roślinami doświetlając je świetlówkami, tak żeby dobrze się rozwijały. Po ośmiu tygodniach odciąłem na próbę trzy małe pączki i metodą ekspresową wysuszyłem je w przeciągu dwóch/trzech dni, aby już móc zacząć się cieszyć z efektów mojej hybrydy. Moje latorośle były już niemalże dojrzałe.

Totalna katastrofa
Dokładnie tydzień przed rozpoczęciem zbiorów zdarzyła się katastrofa. Ktoś z mojego domu dał plamę i gdzieś się włamał. Nie chcę nikomu robić z tego powodu wyrzutów, ale koniec końców to właśnie przez niego pewnego dnia o 6 rano gliny stanęły przed drzwiami z nakazem rewizji. I nawet nie chodziło o rośliny. Dopiero co cudem udało mi się uniknąć aresztu. Zabrali wszystko, ale ponieważ nie przyszli z mojego powodu i nie mieli nakazu aresztowania, a ja nie byłem wcześniej karany za posiadanie konopi, udało mi się z nimi wynegocjować, że zostanę w domu, jeśli po południu pokażę się na komisariacie policji. I tak też zrobiłem. Gdyby chcieli wsadzić mnie do więzienia, zabraliby mnie już rano. Gdy potem przyszedłem na komisariat, kilku gliniarzy szeptało ze sobą. „Czy to on?” – „Tak, to on”. Udałem jednak, że nie słucham, cała sytuacja była dla mnie zbyt głupia. Policjantka, która mnie przesłuchiwała, skarżyła się na zapach w swoim biurze. Stały tam, tuż za nią, wszystkie rośliny, zajmując całe biuro głównego komisariatu paryskiego okręgu Pontault-Combault. Bidulka. Chyba nie czekała, aż jej przytaknę. Glinom nie chodziło o nic innego, jak o to, żeby ukraść mi moje pociechy. Z uśmiechem na ustach poczęstowałem ich bajeczką jakobym przywiózł nasiona ze sobą z urlopu i dopiero zacząłem uprawę (tak naprawdę mój ogródek indoor i outdoor miał już trzy lata). Utrzymywałem, że nie jestem profesjonalistą, a rośliny rosną po prostu same z siebie. Moje całe wyposarzenie było straszne i dziwi mnie, że w ogóle zabrali je ze sobą. Naprawdę wciskałem im kity i zapewniałem, że robię to tylko po to, żeby nie kupować nie wiadomo czego na ulicy. Ale jeśli uważają, że jestem przestępcą, to niech i tak będzie. Przed rozprawą zafarbowałem sobie włosy na zielono. Tak naprawdę chciałem je utlenić, ale jakoś się nie udało. Wyraźnie było widać zielone plamy na moich włosach, które właściwie miały być żółte albo koloru blond. Wyrok brzmiał trzy miesiące w zawieszeniu oraz grzywna w wysokości 3000 franków, z których do tej pory nie zobaczyli ani centa. Dalej paliłem i to nawet więcej, co brało się stąd, że jakość palonych przeze mnie wyrobów spadła, ponieważ nie mogłem sam uprawiać. Niektórych nasion nie znaleźli, ponieważ były za dobrze schowane. Ale nigdy ich już nie zasadziłem. Raz, gdy akurat wróciłem ze Szwajcarii, eksperymentowałem z nasionami, które dostałem od przyjaciela. Szybko jednak się poddałem po tym, jak pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem. Pomyślałem: „Kij z tym!”. Nie miałem już więcej ochoty się w to bawić.

Artykuł z 47 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


Rafi

Oceń ten artykuł
(1 głos)