A+ A A-

Gandzia babcia

Tegoroczny (2013) Marsz Wyzwolenia Konopi w Warszawie, oprócz tysięcy zwolenników i szeregu znakomitych gości, odwiedziła absolutnie wyjątkowa osoba – Gandzia Babcia. 76-letnia aktywistka konopna Arlene Williams, która brała udział w manifestacjach z Martinem Lutherem Kingiem, przyleciała na marsz specjalnie z Nowego Jorku! Ciepła, otwarta i pełna życia, gandzia babcia zaprzyjaźniła się z połową ruchu legalizacyjnego w Polsce, drugą połowę adoptując jako swoje przyszywane gandziodzieci/wnuki. Specjalnie dla „Spliffa” kilka słów podziękowania i zachęty do dalszej aktywności od Gandzia Babci.

W pierwszej kolejności chciałabym podziękować Przemkowi, który wyszedł z inicjatywą i zaprosił mnie do udziału w waszym corocznym marszu. Ale nie tylko jemu – wy wszyscy, którzy mnie tak ciepło przyjęliście i sprawiliście, że poczułam się jak w domu, zasługujecie na moją ogromną wdzięczność. Nigdy żadnego z was nie zapomnę. Wasze śmiechy i uśmiechy, entuzjazm, przekonanie, determinacja, oddanie i niesłabnąca wiara w osiągnięcie celu zostaną ze mną na zawsze...

Wróciłam do Stanów z odnowioną siłą do działania. W chwili, gdy piszę te słowa, wyglądam z okna mojego nowojorskiego mieszkania na 36. piętrze i widzę magię, która za dnia przeobraża się w czystą energię. Momentami mam wrażenie, że jeśli tylko trochę się postaram i wtężę wzrok, mogę dojrzeć was wszystkich i moje serce, które zostawiłam z wami w Polsce. Brak mi słów, żeby wyrazić swoją wdzięczność i podziw dla tego, co zobaczyłam w Warszawie – język jest zbyt ubogi, by móc przekazać wam to, co czuję. Udział w Marszu Wyzwolenia Konopi był dla mnie prawdziwym wyróżnieniem – było to bowiem najlepiej zorganizowane wydarzenie konopne, w jakim kiedykolwiek brałam udział lub o którym słyszałam. Potrzebujemy takich umiejętności w Nowym Jorku. Potrzebujemy waszego zarażającego wszystkich wkoło entuzjazmu.

Jestem przekonana, że uda wam się osiągnąć legalizację, o którą walczycie. Wierzę, że cannabis stanie się legalne na całym świecie. Wierzę, że jesteśmy w stanie to zrobić. Wierzę, że właśnie to robimy, że robimy to znakomicie i będziemy to robić aż dotrzemy do totalnej legalizacji.
decydowałam się na przyjazd do Warszawy po rozmowie z moim synem – nie byłam pewna, czy przyjąć zaproszenie i chciałam usłyszeć jego opinię. „Jeśli nie teraz, mamo, to kiedy?!” –  powtarzał do skutku. Nie bez znaczenia był też fakt, że mam polskie korzenie. Jestem Amerykanką z pierwszego pokolenia, moi przodkowie urodzili się w Polsce. Jestem też rówieśniczką prohibicji – urodziłam się 5 miesięcy przed Marijuana Federal Tax Act, ustawą, która zdelegalizowała marihuanę w Stanach. Przed wyjazdem myślałam, że najbardziej emocjonalnym momentem pobytu w Polsce będą odwiedziny w Krakowie i Lubiczu, skąd wywodzą się moi przodkowie. Dopiero kiedy weszłam na platformę jednego z marszowych autobusów piętrowych, poczułam, że to jest ten moment. Spoglądałam przed siebie i jedyne, co widziałam, to ludzie – niewiarygodne morze ludzi, które stale rosło wraz z kolejnymi falami waszych zwolenników. To było niesamowite. Oczywiście wiem, że część z nich przyszła tylko, żeby sobie zapalić w fajnym towarzystwie, rozumiem to – to samo dzieje się na wszystkich konopnych imprezach na całym świecie. Jednak nie wątpię, że w którymś momencie nawet oni zrozumieli, że są częścią historii, że celem takich manifestacji jest edukacja i uświadamianie, m.in. o gigantycznych kosztach archaicznych przepisów. Te koszty ponoszą wszyscy, nie tylko palacze – z powodu wojny z narkotykami traci każdy podatnik i mam nadzieję, że takie wydarzenia jak to pomogą dotrzeć do ludzi i zlikwidować tabu i stygmatyzację cannabis.

Nie chodzi o to, żeby się skopcić, a o prawo do tego. Mamy mnóstwo pracy przed sobą – to jeszcze nie koniec i potrzebujemy siebie nawzajem, bez wyjątków. Cannabis nie ma uprzedzeń, to bardzo pokojowa roślina z szeregiem pozytywnych atrybutów. Tak więc potrzebujemy się nawzajem wszyscy – młodzi i starzy, biali, czarni i kolorowi, Ziemianie i Marsjanie, hetero, LBGT i niezdecydowani – nasza siła drzemie w naszej mnogości, w tym jak jest nas wiele. Musimy się wszyscy chwycić za ręce dookoła świata i uczynić nasz głos słyszalnym, musimy wyjść z zadymionych wygodnych mieszkanek i głośno sprzeciwić się prohibicji. Musimy być odważni i solidarni z tymi, którzy gotowi są na wiele poświęceń w imię walki o zmianę prawa... zaczynając od siebie, od miejsca gdzie stoisz, od twojego najbliższego otoczenia. Nawet najmniejszy wysiłek, najdrobniejsze się liczą. Nie mamy magicznej różdżki, ani zaklęcia, które sprawią, że prawa, które zakazują nam cieszyć się naturą, znikną, że zniknie stygmatyzacja, mity i stereotypy, które otaczają cannabis. Jako prababcia, osoba, która pokonała raka piersi i wieloletnia aktywistka konopna jestem żywym przykładem, że można i trzeba walczyć. Mam nadzieję doczekać legalizacji i wierzę, że będziemy jeszcze mieli okazję na legalnego bucha z każdym z was. Do następnego razu!

Artykuł z 47 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


(Arlene Williams, NYC)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)