A+ A A-

Niepalikot

Narobił szumu, zapowiedział palenie zioła w sejmie, a na koniec wykpił się kadzidełkiem o zapachu cannabis. Palikotowy happening po raz kolejny przykuł jednak uwagę mediów na  absurdy prohibicji.

20 stycznia Ruch Palikota złożył długo zapowiadany projekt (tymczasowej i niejako roboczej, mamy nadzieję) nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Wydarzeniu towarzyszyć miała prezentacja absurdalności obecnych przepisów w postaci wypalenia jointa w jednym z sejmowych pokoi. Pomimo skrótów myślowych większości mediów, właściwie Palikot w żadnym momencie nie mówił o tym, że owego skręta zapali właśnie on, a „jeden z naszych ludzi”. Niewykluczone, że konsumpcji miał oddać się jeden z aktywistów, którzy profilaktycznie nie zostali w ogóle wpuszczeni do budynku. I tu leży największy sukces tej nie do końca udanej akcji – paranoja, jaka towarzyszyła całemu wydarzeniu, była tak nieproporcjonalna do wagi planowanego „przestępstwa”, że sytuacja stała się wręcz komiczna. Marszałek Sejmu Ewa Kopacz postawiła na nogi całą straż marszałkowską i zawiadomiła prokuraturę z powodu „podejrzenia o zamiarze popełnienia przestępstwa”, które jej własny rząd określa jako czyn znikomej szkodliwości społecznej. Kolejnym atutem było nagłośnienie organizowanego przez Wolne Konopie palenia jointów pod sejmem. Smuci natomiast fakt, że wydarzenie, które miało jedynie uświetnić przedstawienie projektu ustawy, wybiło się na pierwszy plan i całkowicie przyćmiło meritum. Żadna z medialnych relacji i zapowiedzi nie poświęciła uwagi proponowanej zmianie przepisów. O tym, że zrobił z siebie błazna, można było usłyszeć ze wszystkich stron. Ale czy da się inaczej? Zdroworozsądkowe argumenty np. Balickiego nigdy nie zdobyły takiego zainteresowania mediów. Zarzucono Palikotowi, że odstawił szopkę i robi z sejmu cyrk. Jakby nie mógł zająć się „poważniejszymi sprawami”. Takimi o wadze państwowej. Brzozami w Smoleńsku, na przykład.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)