A+ A A-

Czy polityka może być racjonalna ?

"Ilu Polaków rocznie ginie bezpośrednio przez alkohol? 10 tys. A po marihuanie? Zero". Balicki o "racjonalnym" prawie "Ilu Polaków rocznie ginie bezpośrednio przez alkohol? 10 tys. A po marihuanie? Zero". Balicki o "racjonalnym" prawie
19 czerwca w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego odbyła się konferencja z okazji Światowego Dnia Walki z Narkotykami (26.VI), zorganizowana przez Program Światowej Polityki Narkotykowej Instytutu Społeczeństwa Otwartego.
    Open Society Institute został założony przez George’a Sorosa; promuje demokrację, poszanowanie praw człowieka, reformy społeczno-ekonomiczne i budowanie społeczeństwa obywatelskiego; finansuje Fundację Batorego i wspiera szereg pozarządowych inicjatyw.

    Konferencja odbyła się pod hasłem: „Czy polityka może być racjonalna? Tak, polityka narkotykowa”. Trwała około dwóch godzin, w części pierwszej wystąpili: Kasia Malinowska-Sempruch – główny organizator, Dyrektor Programu Światowej Polityki Narkotykowej OSI, Justyna Lewandowska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, poseł Marek Balicki oraz prof. Krzysztof Krajewski, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Druga część należała do przedstawicieli użytkowników narkotyków i tworzonych przez nich stowarzyszeń (łódzki Feniks, warszawski Jump 93, krakowskie Wyzwolenie, Monar w osobie Jacka Charmasta, Polska Fundacja Polityki Narkotykowej Transformacja).
    
    Tę ostatnią reprezentował oczywiście przebywający od kilku dni na wolności Artur Radosz, wycieńczony głodówką protestacyjną i dla jej podkreślenia klasycznie ubrany w aresztancki pasiak. Przypomnijmy, rozpoczęty w więzieniu protest głodowy był desperacką próbą przełamania impasu, w którym się znaleźliśmy – temat polityki narkotykowej do dziś nie doczekał się debaty w mass mediach, a ustawodawcy w swych poczynaniach (i zaniechaniach) kierują się czy to własnymi uprzedzeniami, czy to koniunkturalizmem. Drastyczna forma zwrócenia uwagi na niezwykle istotny, a zarazem uporczywie ignorowany, trudny temat, miała doprowadzić do przynajmniej dyskusji, do podjęcia problematyki przez posłów i dziennikarzy.

    Tematy omawiane najobszerniej na konferencji to stygmatyzacja, wyrzucanie użytkowników niedozwolonych substancji poza nawias społeczeństwa, łamanie wobec nich podstawowych praw człowieka przez służby państwowe, represje za posiadanie niewielkich ilości tych substancji na własny użytek – kwestia celowości i skuteczności takiego podejścia oraz porównanie z podejściem innych państw, wreszcie – dostęp (a raczej brak) do terapii substytucyjnych, np. metadonem, dla chorych uzależnionych od opiatów, umożliwiających im normalne, zdrowe funkcjonowanie bez dalszego brania morfiny, kompotu czy brązowej heroiny.

    Zagadnienia opiatów interesują zapewne czytelników Gazety Konopnej Spliff najmniej, ze zrozumiałych względów, jednak to ta nieliczna mniejszość społeczna jest w najtrudniejszej sytuacji, jest najokrutniej dyskryminowana; poza tym główny nurt opinii publicznej stawia nas z nimi w jednym rzędzie i nasze kwestie są, jeśli już w ogóle są omawiane, razem; to uzależnieni od heroiny przykuwają największą uwagę ONZ, służb zdrowia i decydentów: szczególnie wobec faktu, że parlamentarzyści prawdopodobnie nieprędko przestaną uważać konopie za narkotyk, ich sprawa niesie i nam nadzieję na depenalizację posiadania tzw. narkotyków na własny użytek. Nadzieję, która teraz znów odżywa, w związku z ostatnimi pracami nad wiadomą Ustawą.

    Wśród zgromadzonych panował bezwzględny konsensus co do tego, że Ustawa w swym obecnym kształcie NIE Przeciwdziała Narkomanii, a populistyczne zaostrzanie kar, szczególnie wobec szeregowych użytkowników, zamiast jakiegokolwiek pożytku przynosi niezmierzone szkody społeczne (oraz ekonomiczne). Represje „za posiadanie” w Polsce dają się porównać jedynie z krajami typu Białoruś, nawet mocno restrykcyjne Bawaria czy Francja wydają się być znacznie rozsądniejsze.

    „Argument” dbania przez państwo o zdrowie obywateli jednym zdaniem ośmieszył były Minister Zdrowia M. Balicki, postulując delegalizację soli kuchennej, substancji będącą jedną z głównych przyczyn nawet połowy przedwczesnych śmierci w naszym kraju (poprzez nadciśnienie, zawały serca, wylewy i inne choroby układu krążenia).

    Przedstawicielka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka ukazała jaskrawy kontrast zaleceń instytucji europejskich, powszechnych praw człowieka i obywatela oraz konstytucji z ponurymi praktykami oficjalnych polskich służb. Nagminnie naruszane jest prawo każdego człowieka do życia – karetki często po prostu nie przyjeżdżają do osób podejrzewanych o stosowanie nielegalnych używek; w placówkach są one traktowane w sposób nieprofesjonalny i poniżający, naruszający prawo do równego dostępu do usług medycznych, prawo każdego człowieka do zdrowia; policja po aresztowaniu nie kontaktuje się z lekarzem, stwarzając zagrożenie, co więcej, powszechnie poddaje przesłuchaniom uzależnionych w stanie „na głodzie”, co można uznać za ewidentne torturowanie (prof. Krajewski: chociaż każdy wie, że np. pijanego nie wolno przesłuchiwać). W szpitalach łamie się prawo do prywatności, niejednokrotnie rozpowiadając, że dana osoba zażywa narkotyki. W więzieniach dostęp do metadonu jest jeszcze trudniejszy niż na wolności, a w kobiecych nie ma go nigdy – podczas gdy międzynarodowe umowy zabraniają, by kara (jakakolwiek) była znęcaniem się.

    Krzysztof Krajewski, profesor prawa, przedstawił pokrótce wyniki prowadzonych w Krakowie badań nad statystykami procesów karnych o posiadanie niedozwolonych środków. Przytaczane przez niego źródła oraz samo opracowanie zebranego materiału poświadczają, iż obecne prawo nie jest ani sprawiedliwe, ani tym bardziej skuteczne, a wbrew zwolennikom szerokiej penalizacji Policja nie ściga teraz lepiej dilerów, lecz, „po najmniejszej linii oporu”, samych niemal konsumentów.

    Zaledwie jedna piąta stwierdzonych przypadków posiadania wyszła na jaw w wyniku działalności operacyjnej. Ok. 50% to rutynowe patrole, a ok. 10% – kontrole drogowe. Ofiarą padają zwykli konsumenci. Policja ma dzięki nim wyższą wykrywalność, ale mniej czasu i ludzi na poważne problemy. Handlarze nie wpadają w sposób przypadkowy. Wpadają więc rzadko, w drodze wyjątku. Policja i prokuratury wiedzą, że nie ich łapią, zaledwie w kilku procentach spraw wnosiły o areszt. 37% to siedemnastolatkowie, a niemal 90% miało poniżej 25 lat. To też wskazuje na nikły udział dilerów w badanej grupie.
    
    Heroina i kokaina to jedynie parę procent tych spraw. Około 50% to konopie – czyli aparat ścigania ma bezsensowne priorytety, albo nie ma ich wcale i działa wyłącznie w sposób przypadkowy.
Zaledwie 7% „sprawców posiadania” konopi miało przy sobie więcej niż 20 gramów, co mogłoby wskazywać na zamiar wprowadzenia do jej do obrotu. Ponad połowa miała mniej niż 1g! W ich przypadku takie prawdopodobieństwo jest minimalne. Poniżej 3g, ilości z reguły ignorowane przez restrykcyjne państwa Unii Europejskiej, miało łącznie aż 79%!

    77,8% materiałów prokuratorskich i 93,6% wyroków sądowych nie zawiera żadnych ustaleń co do prawdopodobnego celu posiadania zakazanej substancji (czy na handel, czy do konsumpcji), czyli wymiar sprawiedliwości nie zbytnio dba o logikę, sens czy sprawiedliwość kary, stopień szkodliwości społecznej, korzystając z możliwości taśmowej produkcji wyroków bez głębszych refleksji. Uzasadnienia do wyroków sporządzane są rzadko, a mimo najczęściej niezwykle skromnych ilości posiadanego środka raczej wyjątkowo czyn jest kwalifikowany przez sąd do ust.3 art. 62, tzw. wypadek mniejszej wagi – tylko 22,2 % spraw za 1 gram lub mniej!
    
    Aż w 49,1% spraw nastąpiło skazanie bez rozprawy (art. 335 kpk), w 8,3% padł wyrok nakazowy (jeden sędzia, bez udziału obrony ani oskarżenia), warunkowe umorzenie postępowania zastosowano w 14% przypadków. Tylko co trzeci oskarżony miał obrońcę, choćby z urzędu. Biegli psycholodzy, psychiatrzy, toksykolodzy na ogół nie są powoływani.

    72,8% skazań to pozbawienie wolności. Ok. 10% skazań to kara bezwzględnego więzienia, bez zawieszenia. 21% – tylko grzywna, 7% – ograniczenie wolności. Ok. 2/3 skazań z zawieszeniem połączono z karą grzywny. Kierowanie na leczenie zdarzało się niezwykle rzadko, w kilku procentach, a często akta spraw nie zawierały nawet informacji, czy sprawca zażywa.

    Ponad 50% skazanych na pozbawienie wolności otrzymało wyrok powyżej sześciu miesięcy, ok. 10% – ponad 1 rok. Z jednej strony widać, że sądy nie stawiają konsumentów na równi z handlarzami, z drugiej strony – zdają się rozdzielać między użytkowników odpowiedzialność za dilerów. Przewaga relatywnie niskich wyroków nie zmienia faktu, że za używanie idzie się do więzienia. Przy ilości cannabis do 1g, pozbawienie wolności orzeczono w ponad 70% spraw. W prawie 20% było to powyżej 6 miesięcy. Bez warunkowego zawieszenia w prawie 14%.
 
    Kolejna odsłona konferencji, po lunchu, przyniosła prezentacje problemu od strony najbardziej zainteresowanych – użytkowników tzw. narkotyków. Wystąpiło m.in. kilka stowarzyszeń tworzonych przez leczących się, obecnie trzeźwych narkomanów, głównie uczestników terapii substytucyjnych, Artur Radosz oraz pan Władek (prosi o nieujawnianie nazwiska) z Gdańska, którego wieloletnie starania o substytucję pozwalają nazwać weteranem.

    Zwolennicy leczenia nałogu opioidowego za pomocą metadonu i buprenorfiny wskazywali jednomyślnie na kilka patologicznych zjawisk: zamykanie narkomanów do więzień, gdzie bynajmniej nie mają szansy przestać, brutalne traktowanie przez policję, utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych, których potrzebują przecież bardziej niż większość ludzi, wywołany kryminalizacją strach użytkowników narkotyków przed pracownikami socjalnymi i zdrowotnymi, wreszcie – ignorowanie tej metody leczenia oraz programów redukcji szkód przez państwo.
    Te, jeżeli w ogóle zauważa potrzebę stworzenia możliwości terapii uzależnień, to najczęściej jest skłonne popierać wyłącznie ośrodki typu MONAR. Idea zamkniętych społeczności, gdzie ludzie, którzy zerwali z nałogiem pomagają wydostać się z niego chorym, przy twardych regułach przyjęcia i surowym reżimie wewnątrz odpowiada subiektywnym gustom urzędników, wojewodów, ministrów... Nikt nie kwestionuje skuteczności i potrzeby istnienia takich szkół. Ignorowanie substytucji tylko dlatego, że wygląda mniej efektownie i górnolotnie, jest jednak karygodnym błędem!
    Nie każdy może sobie pozwolić na dwu- czy trzyletnią izolację, np. jeśli jest rodzicem. Substytucja pozwala także uratować życie wielu, którzy nie byli w stanie utrzymać się w ośrodkach typu monarowskiego, bo np. uzależnienie było zbyt silne. Przyjmujący preparaty zastępcze nie odczuwają ani głodu narkotycznego, ani odurzenia. Mogą normalnie żyć i tworzyć, pracować, płacić podatki, wrócić do życia społecznego. Bardzo wielu (spośród tych nielicznych, którym przyznano substytucję) również angażuje się jako aktywiści, pracownicy socjalni itp.
    W krajach zachodnich dąży się do 100% dostępności takich programów, i właściwie nigdzie dostępność ta nie spada poniżej 30-40%. U nas jedynie kilka procent potrzebujących, przy bardzo ostrych warunkach, dostaje taką szansę. W dodatku zdarzało się, że oficjalne ośrodki zamawiały najdroższe preparaty, kilkukrotnie ograniczając tym samym liczbę pacjentów. Sami skazujemy swoich współobywateli na śmierć na ulicy.

    Duże poruszenie zebranych wywołała opowieść p. Władka. To prosty człowiek w średnim wieku, robotnik-stoczniowiec, uczestnik Sierpnia. Znał „wynalazców” kompotu. Mimo wielu prób nie był w stanie wygrać z heroiną. Kiedy w ślad za synem rozpoczął korzystanie z internetu, dowiedział się o istnieniu substytucji. W rodzimym województwie nie znalazł możliwości pomocy, postanowił spróbować w dalekim Krakowie. Udało się przerwać branie. Kiedy nie dawało mu się zdobyć substytutu, musiał kupować go za wielkie pieniądze na czarnym rynku, wkraczając znów symbolicznie w półświatek dilerów i biorących. Opisywano tę historię w pomorskich gazetach. Spotykał się z obojętnym podejściem „widziały gały, co brały”, na co smutno odpowiada, że ten, kto jest chory, bo pali papierosy, nie musi się obawiać żadnej dyskryminacji. Stoczniowiec w prostych słowach dokonał miażdżącej krytyki polityków i urzędników odpowiedzialnych za ignorowanie ważnego problemu społecznego, uznanych metod jego rozwiązywania i bezmyślne oraz od lat przeciwskuteczne próby załatwiania wszystkiego środkami siłowymi, za pomocą policji, prokuratur i więzień zamiast edukacji, profilaktyki i lecznictwa.

    Również przejmująco zabrzmiała historia Artura Radosza. Ten niestrudzony, wieloletni aktywista, który w karierze współpracował już z wieloma parlamentarzystami, urzędnikami europejskimi i fundacjami z trzeciego sektora, za posiadanie 0,8g konopi został osadzony na ponad miesiąc w zakładzie karnym niczym pospolity kryminalista. Stracił dobrą pracę informatyka-programisty (już po raz trzeci z winy prohibicji) oraz mieszkanie. W kryminale podjął głodówkę protestacyjną, domagając się podjęcia przez polityków i mass media debaty na temat zasadności dalszego skrajnie represyjnego podejścia. Kilka lokalnych mediów i m.in. TVN zamieściło króciutkie wzmianki na ten temat, natomiast szmatławy Super Express w pogoni za tanim poklaskiem najmniej wykształconych czytelników w kilku artykułach obrzucił go rynsztokowymi inwektywami, dodatkowo mocno przeinaczając jego postulaty w celu ośmieszenia go.

    Artur porównał także obecne polskie ustawodawstwo z obowiązującym poprzednio, szczególnie przed 1997 rokiem. Zdroworozsądkowa Ustawa z 1985 r. pozwoliła m.in uchronić nasz kraj przed epidemią wirusa HIV. Niewielu pamięta, że w owych czasach mieliśmy w Sejmie zdeklarowanego obrońcę praw chorych na AIDS i zwolennika legalizacji konopi, w latach ‘89 - ‘91 nawet na stanowisku Marszałka Sejmu! (Mikołaj Kozakiewicz, jedyny z kręgu władz PRL, oprócz późniejszego Rzecznika Praw Obywatelskich A. Zielińskiego, któremu udało się wejść do Sejmu tzw. kontraktowego X kadencji w pierwszych demokratycznych wyborach.) Opisał także rozwiązanie portugalskie, nie wymagające radykalnych zmian legislacyjnych i przez to potencjalnie łatwiejsze do wprowadzenia – oskarżeni w postępowaniach „narkotykowych” stają przed komisją złożoną w większości z lekarzy i pracowników socjalnych, którzy prawie zawsze kierują oskarżonego na program edukacyjny, bez żadnych sankcji kryminalnych.

    Wydarzenie cieszyło się niestety niewielkim zainteresowaniem reporterów. Nadzwyczaj smuci fakt, że spośród i tak nielicznych obecnych, na drugą część konferencji został jedynie przybyły aż z Moskwy reprezentant „Niezawisimajej Gaziety” i niżej podpisany. Szczególnie rozgoryczony musiał być głodujący Radosz. Konferencja przerodziła się w wewnętrzny dialog działaczy, akademików, wszystkich zwolenników depenalizacji. Jacek Charmast wyraził głośną skargę, że niezwykle ciężko jest zainteresować jakiegokolwiek dziennikarza tak trudnym i wymagającym refleksji tematem. Czy winna jest tabloidyzacja mediów, czy też działają tu mechanizmy mentalnej korupcji i autocenzury opisywane przez Chomsky’ego, trudno stwierdzić. Jak wiemy, również komisja pracująca nad nowelizacją Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii, w czym pokłada się pewne nadzieje, nie wysłuchuje głosu społeczeństwa i zainteresowanych działaczy. Nam pozostaje zastanowić się nad przyczynami tego stanu rzeczy i możliwościami przebicia się z „getta” do głównego nurtu.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)