A+ A A-

Inna twarz Ameryki

Minął rok od przełomowych amerykańskich wyborów prezydenckich. Przy ich okazji pisało się u nas właściwie tylko o Baracku Obamie, Hillary Clinton i parze John McCain-Sarah Palin. Było wiele zachwytów nad popularnością Baracka wśród młodzieży, w sieci i oddolnymi kampaniami aktywistów, ale pominięto przy tym tego, który stał się dużo większym fenomenem, Rona Paula.
 
I który postuluje większą niż on „zmianę”. z punktu widzenia konsumenta konopi, Obama jest znacznie lepszy niż Bush, ale Paul jest dużo bardziej interesujący. Szkoda, że tak mało znany. Postaramy się poprawić tę sytuację. Dziś wiadomo, że Obama raczej nie spełnia naiwnych nadziei na liberalizację, ma inne problemy, nie chce ryzykować i ogranicza się do nie przeszkadzania w reformach.
 
Tradycyjnie gros Polaków patrzy w Amerykę jak w obrazek. Mniejszość Stanami gardzi. Z czym kojarzą się większości czytelników? Zapewne z kultem pieniądza i siły, fanatyzmem religijnym, wojnami, koncernami, policyjnym terrorem. Z kolei jako dzieci widzieliśmy w nich kraj wolności i modelową demokrację. Często mówi się też, że są bardzo, bardzo zróżnicowane, że co innego Frisco, a co innego Texas. To prawda, a miejsca te wcale nie stanowią najbardziej skrajnych przykładów. Właśnie Texas reprezentuje postać, o której chcemy nieco powiedzieć. Trzeba jednak, pobieżnie i w uproszczeniu, zarysować pewien kontekst, bo w Polsce (tak proamerykańskiej) wiedza na temat realiów jest niewielka. Pluliśmy na USA choćby za Wojnę z Narkotykami i George’a ‘III’* W. Busha... trudno się dziwić. Jak wytłumaczyć, że aż w 1/4 tego ogromnego państwa obywatele, i ci chorzy, i zdrowi, cieszą się rośliną konopi w spokoju? Jak to możliwe, że właśnie Stany dały nam i jazz, i blues, i rewolucję seksualną, Stany zrodziły hipisów i psychedelię, stworzyły proto-punk, hardcore, grunge, także wiele odmian muzyki elektronicznej, np. detroit, wreszcie hip-hop i całe mnóstwo innych rzeczy? Taki niby najbardziej totalitarny spośród krajów rozwiniętych?
 

Paul a Wojna z Narkotykami
Uważa, że Konstytucja nie pozwala rządowi na regulację czy delegalizację żadnych substancji odurzających. Poszczególne stany powinny same decydować o legalności marijuany w roli używki. Uważa Wojnę z Narkotykami za idiotyzm. Ma ona podłoże rasistowskie. Prohibicja jest przyczyną przestępczości, zaś kartele lobbują za podtrzymywaniem prohibicyjnych praw. Źródłem przemocy są nie narkotyki, ale ich nielegalność, a zamykanie w więzieniach nieagresywnych użytkowników narkotyków przeszkadza walczyć z gwałtami i morderstwami. Nadużywanie narkotyków jest problemem medycznym dokładnie tak samo, jak alkoholizm.

„Nikotyna jest znacznie bardziej uzależniająca, ale nikt nie mówi o niej jako furtce do dalszych uzależnień. (...) Jest wiele niebezpiecznych rzeczy. Pytanie brzmi, czy sami powinniśmy brać za siebie odpowiedzialność, czy też rząd powinien za nas to robić? Ja nie wierzę w państwo-niańkę.”

Dr Ron Paul jest wielkim zwolennikiem marijuany leczniczej. Ludziom, którzy tracą wzrok z powodu jaskry, mają raka czy straszliwe bóle w wyniku chorób czy wypadków, należy się pomoc, a nie Wojna z Narkotykami. To ona powoduje, że jedni umierają w męczarniach, a drudzy tworzą gangi. Uniemożliwia też wykorzystanie potencjału konopi przemysłowych.

W Kongresie był jednym z wnioskodawców podpisanych pod projektami Barney’a Franka (Dem.) o marijuanie leczniczej i o dekryminalizacji posiadania do 100 g.

Twierdzi, że sam nie pali i nigdy nie palił (w przeciwieństwie do paru amerykańskich prezydentów), ani nawet nikt przy nim nie zapalił trawy. Jest lekarzem. Ma piątkę dzieci.



A czego możemy dowiedzieć się o ichniejszej polityce z popularnych mediów? Są dwie partie. Republikanie (R) to religijni konserwatyści i zwolennicy niskich podatków, chudego państwa, postrzegani jako partia biznesu. Demokraci (D) są w większości liberałami (w Ameryce termin oznacza mniej więcej socjaldemokrację), popierają ich duże miasta, mniejszości etniczne i obyczajowe, entuzjaści rozbudowanych programów społecznych. W ramach obu partii istnieją różne stronnictwa i występują też różne stanowiska w sprawach np. aborcji, dostępu do broni, wprowadzenia powszechnej opieki zdrowotnej, polityki zagranicznej itd. Do Republikanów należy Południe (czyli południe, od wschodu do środka kontynentu, Teksasu), rzadziej zamieszkały, ale wielki interior, tereny w głębi lądu, do Demokratów w większości region Wielkich Jezior i ludniejszy, miejski północny wschód oraz wybrzeże Pacyfiku. I tyle. Teoretycznie.

Dr „Nie” Paul należy do Partii Republikańskiej i był-jest najgorętszym przeciwnikiem polityki Busha, polityki Waszyngtonu w ogóle, a nawet po prostu – rządu. Jest określany jako libertarianin, choć niezbyt ściśle, to prędzej minarchizm (małe państwo). W większości kwestii można z góry założyć, że powie „rząd nie ma prawa”, „wolność jednostki i wolności obywatelskie są najważniejsze”, „Konstytucja nie daje władzom takich uprawnień”. Uważa, że Ameryka osiągnęła wielkość dzięki ideałom wolności. Przypomnijmy, że rewolucja amerykańska była dzieckiem epoki oświeceniowej, tak jak francuska i miała wyzwolić człowieka od władców. Były to idee demokratyzmu i republikanizmu; tradycyjnie właśnie Demokraci byli partią milionerów i posiadaczy niewolników, południowców, a wymiana elektoratów zaczęła się w latach 30-tych XX w. i skończyła w 60-tych.**

Paul konsekwentnie przeciwstawia się stale rosnącej finansowej i militarno-policyjnej potędze rządu (oraz korporacji). Jest przy tym tradycjonalistą; ma 74 lata i jest Teksańczykiem. Jest wierzący; oburza go, gdy chrześcijanie popierają prowadzone wojny. Nazywają go także konserwatystą, a nawet najbardziej konserwatywnym kongresmenem od 1938 r. Nie w znaczeniu „monarchistycznym” rzecz jasna: jest on raczej jak żywcem wyjęty z XIX wieku. [Być może to m.in. ówczesna słabość władzy fiskalno-policyjnej umożliwiła krajowi dzikiemu postęp gospodarczy do poziomu niemal równego Eur. Zachodniej, w dosłownie około stu lat zamiast np. tysiąca***. Wtedy również lepiej zdawano sobie sprawę z różnych zagrożeń dla wolności, dobrobytu i rozwoju, jak choćby prawa patentowe, nakładanie podatków bez prawa do bezpośredniej reprezentacji politycznej, przywileje dla banków, dawanie monopolu na przemoc i utrzymywanie kasty profesjonalnych zabójców (niezagrożone kontrolą ani oporem obywateli formacje militarne zaczynają grabić i ciemiężyć własną ludność, subtelnie – instytucjonalnie, ale nieodwracalnie i na masową skalę).]

Skomplikowane, ale dość ciekawe. Ponieważ tak bardzo odbiegają od oficjalnych doktryn, mogą wydawać się kompletnie „z księżyca”. Za ciekawe u Paula uważamy nie tylko połączenie religijności i tradycjonalizmu z obroną wolności, ale też i teorie ekonomiczne, które warto poznać w związku z wiadomo czym: kryzysem. Propaganda uznaje go za populistę (dziwne, w końcu populiści głoszą to, co popularne, np. szerokie uprawnienia policji i duże wydatki budżetowe) i przeważnie bojkotuje.

Paul twierdzi, że obsesja „bezpieczeństwa” nie czyni obywateli bezpiecznymi. Ostro przeciwstawiał się wojnie w Iraku, torturom, ustawie o federalnych dowodach osobistych, inwigilacji oraz regulowaniu Internetu i telekomunikacji. Wydawanie pieniędzy podatników na zagraniczne kampanie i kontrolowanie obywateli nie jest w stanie odstraszyć potencjalnych terrorystów. Podobnie ograniczenie dostępu do broni nie poprawi bezpieczeństwa, bo wtedy będą ją mieć tylko przestępcy****. Sądzi, że jedną z przyczyn zamachów była agresywna polityka zagraniczna. Nie postrzega wydarzeń z 11/9 jako rządowego spisku. Jednak administracja wykorzystała tę tragedię do wzmocnienia swojej pozycji i realizacji własnych zbrojnych interesów. Postuluje obniżenie priorytetu spraw zagranicznych i znaczną redukcję oraz wycofywanie armii, a także zaprzestanie stosowania CIA do przewrotów politycznych itp. operacji. Chce wycofania USA z organizacji międzynarodowych oraz mocnej autonomii stanów w ramach federacji. Układy o „wolnym handlu” uważa za oszustwo i ograniczanie ogólnej wolności tego handlu na rzecz przywilejów dla korporacyjnych lobbies.
Pragnie likwidacji licznych instytucji oficjalnych, jak Departament (amer. ministerstwo) Handlu, Departament Edukacji, Departament Bezpieczeństwa Publicznego, FBI, DEA (Drug Enforcement Administration – słynna specjalna służba tylko od tzw. narkotyków), defederalizacji opieki zdrowotnej. Państwo nie powinno zarządzać życiem obywateli, w dodatku pobierając na to podatki. Ponoć nigdy nie głosował za ich podniesieniem i prawie zawsze jest przeciwko nowym wydatkom budżetowym. Często głosuje „przeciw” jako jedyny z kilkuset, stąd przezwisko „Dr. No”, podobno do niego należało 2/3 wszystkich samotnych głosów w latach ‘95-97 (wiki). Chce zniesienia wprowadzonego w początkach XX w. podatku dochodowego: rząd nie powinien posiadać pracy i życia jednostki. W ‘07 wskazał na fakt, że samo ograniczenie budżetu do poziomu z roku 2000 pozwoliłoby zbierać 42% mniej pieniędzy z podatku od dochodów. Przestrzega przed nagminnym uchwalaniem deficytu budżetowego, bo to zwiększa inflację i tworzy rosnący dług na przyszłość. Jest za ograniczeniem programów socjalnych i przeciw instytucjonalnemu wsparciu dla mniejszości.

Jak przystało na Amerykanina, mocno interesuje się gospodarką i nie sposób pisać o nim, pomijając te sprawy. Szczególnie w czasach kryzysu, na który zresztą ma diametralnie odmienne pomysły niż reszta i który pomógł mu zdobyć część publiczności (w tym wielu młodych wyborców Demokratów). Jest wyznawcą austriackiej szkoły ekonomii (von Mises, Hayek, Rothbard i in.). Postuluje legalizację konkurencyjnych walut, nie podoba mu się odejście od parytetu kruszcowego (powiązania dolara ze złotem), co spotęgowało sztuczną kreację dolarów, wzrost inflacji i przesadzone wydatki budżetowe oraz przyczyniło się do przerostu sektora bankowego i wzmocnienia administracji, dużych firm i finansistów wobec tych, do których pieniądz dociera później, już po dostosowaniu się cen do jego ilości na rynku. Chce zniesienia banku centralnego FED i cofnięcia państwowego wsparcia dla banków, aby upadały, a koniunktura załamała się; uważając, że tylko tak głęboki szok spowoduje powrót do bardziej racjonalnego działania w gospodarce (pomoc zachęca do kontynuacji zachowań, za które przecież podatnik i tak zapłaci). Wszystko razem brzmi jak herezja. Jednocześnie Ron uchodzi za znawcę i wybrano go na szefa parlamentarnej komisji z dziedziny ekonomii. Temat rozwijamy w pełnej wersji artykułu na stronie www.
Ron Paul Revolution
Paul jest członkiem Kongresu od 1976 r. (z przerwami). W wyborach prezydenckich ‘88 kandydował z ramienia Partii Libertariańskiej, zajmując trzecie miejsce z 0,5% głosów. Zaznaczmy, że od przynajmniej pół wieku tylko raz w pewien sposób liczyła się jakaś trzecia siła, więc akurat w Ameryce nie jest to zły wynik. Taki system.
Przed kampanią do wyborów 2008 r. był z początku jednym z dwóch najsłabiej rozpoznawalnych kandydatów (blisko 0%). Szybko pozyskał sporo aktywistów działających w dużej mierze oddolnie i spontanicznie, a także dotacje na kampanię (w połowie ‘07 trzecie miejsce pod względem zebranych środków w obozie republikańskim, 2,4 mln $; to bardzo ważny aspekt w tamtych realiach). W styczniu ‘08 r. ma zebrane ponad 30 mln, ponad 99% funduszy wyborczych pochodzi z wpłat indywidualnych, a aż 47% to datki „zwykłych ludzi”, do 200$. Tylko 16.12.07 zebrał 6 mln $, światowy rekord. Później Federalna Komisja Wyborcza poda w swoim raporcie, że w trzecim kwartale Ron Paul uzyskał największe wsparcie wśród wszystkich kandydatów od pracowników sektora wojskowego. Zapewne dzięki nieprzejednanej postawie antywojennej. Odnosi liczne zwycięstwa w nieformalnych plebiscytach (2 m-ce w Utah, 19% w Illinois, 81% w zachodniej Alabamie). Jako radykalnie antyestablishmentowy kandydat jest zazwyczaj ignorowany przez mass media, milczy na jego temat prorepublikańska telewizja Fox News. Raczej nie zapraszany na debaty, często wygrywał tam, gdzie już się pojawił, otrzymując zwykle po kilkadziesiąt procent głosów, zwłaszcza, gdy sondaż prowadzono telefonicznie bądź internetowo.
W prawyborach jest czarnym koniem, faworytami byli nawiedzeni religijnie Huckabee i Romney, Rudy Giuliani (Nowy Jork i „zero tolerancji”, wycofał się po skandalach obyczajowych i ujawnieniu defraudacji) oraz późniejszy konkurent Obamy John McCain. Pod koniec ‘07 dostaje niemal 10% w Iowa, mimo, że praktycznie nie prowadził tam kampanii, a drugi, popularny Huckabee uznał go za najgroźniejszego rywala. Już w lutym rezygnuje Romney, a namaszczenie przez partię McCaina, ideologicznie zbliżonego do Busha, staje się praktycznie pewne. Paul w międzyczasie broni miejsca w Kongresie zwyciężając u siebie w teksaskim 14-tym okręgu.
W prawyborach w Nevadzie uzyskuje 14%, w Montanie 25%, w Północnej Dakocie 21%, na Alasce 17%, w stanie Washington D.C. 22%, w Pensylwanii 16%, w Oregonie 15%, w Idaho 24%, w Luizjanie, gdzie nie podano danych, zajął drugie miejsce. Czerwcowy Konwent Stanowy Nevady został zdominowany przez zwolenników Paula, ale struktury partyjne po głosowaniu samowolnie wysunęły swoich delegatów, po czym zarząd krajowy unieważnił wybory, polubownie przyznając Paulowi cztery głosy delegackie, a resztę McCainowi.
Nie wycofał się po tzw. Superwtorku, czyli największej, decydującej serii 16 prawyborów jednego dnia. Mimo, że uznał niechybne zwycięstwo Johna McCaina na nadchodzącym Konwencie Krajowym republikanów, postanowił walczyć o promocję i rozgłos. Potem przekierował wysiłek i zebrane środki na Campaign for Liberty, akcję propagującą nie kandydaturę jako taką, a  głoszone idee. Podczas wrześniowego Konwentu zebrał na własnym, osobnym wiecu 10 000 osób, co nie było wcale jego rekordem. W głosowaniu drugi, ale bez znaczenia wobec głównego kandydata.
Ogółem w prawyborach zdobył 1,1 mln głosów. Prawdopodobnie następnym razem nie będzie startować – ma 74 lata. W sondażu konserwatystów z CPAC w sprawie kandydata na 2012 r. zajął trzecie miejsce ex ćquo z Sarą Palin z 13% głosów, za Romney’em i gubernatorem Luizjany.

Time, NBC, NYTimes i inni uznali, że zdominował nowoczesne media. Jeszcze zanim się wycofał, większość analityków uznała go za kompletny fenomen, choć jego popularność zwykle nieco ustępowała Obamowskiej. Bardzo mocno widoczny na MySpace, Facebook, YouTube, Technorati, a nawet w World of Warcraft, gdzie użytkownicy zamieszczali symboliczne odwołania do jego postaci. Rzecz jasna, widać, że najważniejsze karty jeszcze długo rozdawać będą telewizje, a o losach kampanii w olbrzymim stopniu rozstrzygać będzie wielki biznes. Znamienne, że po nałożeniu na ten filtr drugiego filtra niekompetencji i politycznych sympatii polskich dziennikarzy i reporterów, większość z nas nie dowiedziała się nawet o istnieniu Rona Paula, a zamiast o Paulitach i ich grassroots campaign do znudzenia łykała Obamomanię. Z ciekawostek – Paul wykorzystywał propagandowo także własny balon-sterowiec. Kibicował mu słynny kanadyjski aktywista i dosłownie męczennik za ziele Marc Emery (patrz np. Spliff #9).
Obecnemu prezydentowi wytyka kontynuowanie zasadniczej linii retorycznej Busha, zdecydowanie zbyt siłowej i wojennej (oprócz tego, że oczywiście ma zupełnie inne podejście do gospodarki).

Za co można nie lubić Rona Paula? Odnosi się z sympatią do miłowanego również w Polsce Ronalda Reagana. Ten jeszcze jako gubernator nie wahał się wysłać wojsk wewnętrznych do pacyfikacji Uniwersytetu Kalifornijskiego. Rozkręcił Wojnę z Narkotykami na absurdalną skalę. Dyktowana względami propagandowymi polityka karna gwałtownie przerodziła Stany w największe więzienie świata. Co prawda gdy USA nasiliły zbrojenia, ZSRR podupadł, ale amerykańskie życie publiczne i polityka zagraniczna zostały wręcz zmilitaryzowane. Reagan ożywił gospodarkę i obniżył podatki, ale głównie najbogatszym, a rząd federalny i tak się wzbogacił i wzmocnił władzę.
Uchodzi za polityka antyimigranckiego – poparł np. budowę muru granicznego z Meksykiem (również powiązania z niejakim L. Rockwellem wzbudziły niesmak). Opowiada się za prawem do publicznej modlitwy; jest przeciwnikiem prawa do aborcji, ale wierzy, że stany powinny same o tym decydować, podobnie jak o karze śmierci, definicjach małżeństwa: tylko heteroseksualne czy nie?, itd. Korzysta z głosów południowców, rednecków, o co trudno mieć pretensje – jest graczem. (Tu zauważmy, że Teksas wcale nie jest „tym” ścisłym Głębokim Południem, przyłączono go w połowie XIX wieku, są tam duże miasta, liczni są Latynosi.) W Europie taka mieszanka poglądów może wydawać się egzotyczna i zależało nam, żeby opisać zjawisko, także z uwagi na jego zasięg. Innym znanym Republikaninem o podobnych poglądach był Barry „Konserwatysta” Goldwater, ich kandydat na prezydenta w ‘64 r. (historyczna porażka, tylko 38,4%), senator od wczesnych lat pięćdziesiątych do późnych osiemdziesiątych; bardzo kontrowersyjny, wręcz bezczelny, wściekły antykomunista – zarzucano mu dążenie do siłowej konfrontacji z ZSRR, proaborcyjny, wrogi religijnym prawicowcom, zwolennik legalizacji marijuany leczniczej i... równouprawnienia gejów w wojsku; uważał zaciekłą obronę wolności osobistych za niezbędny element „prawdziwego konserwatyzmu”.
Czy jego wizja ekonomii jest zbyt radykalna, trudno nam powiedzieć, ale powinniśmy ją poznać i dyskutować. Ponadto, choć wszechobecność Stanów w każdym zakątku świata większość złości, nie wszyscy z nas chcieliby aż tak diametralnej zmiany jak Paul?
Mimo wszystko, jest ciekawszy niż polski UPR, nie mówiąc o tym, że jego konserwatyzm, religijność oraz antyautorytaryzm chętnie zamienilibyśmy na konserwatyzm, a nieraz religijność i autorytaryzm Kaczyńskich, Tuska i Olejniczaka...

Czemu Stany są zarazem takie zachowawcze i takie wyzwolone, pomimo krótkiej historii i jednego języka? Spróbujemy po amatorsku podociekać. Gigantyczne tereny to niskie zaludnienie i olbrzymi procent ludności w populacjach wiejskich i małomiasteczkowych. Do dziś są krajem w sporej części rolniczym, także dzięki polityce celnej. Blisko im czasami do państwa wyznaniowego, co się z tym wiąże. Ponadto tworzyli je w dużej mierze różni religijni uchodźcy (stąd tolerancja religijna).
Prócz wspomnianych tradycji retoryki oddolnego demokratyzmu i wolności obywateli, największej w świecie wolności wypowiedzi, założycielskiego mitu buntu, te same gigantyczne tereny przyczyniły się do ukształtowania ducha samoorganizacji, samodzielności i indywidualizmu, dużych różnic między oddalonymi społecznościami i poszanowania tych różnic. Skutkowały też kupowaniem niewolników do wielkich plantacji od europejskich mocarstw (można domniemywać, że czując takie zapotrzebowanie, przedstawiciele żadnego z nich nie mieliby oporów przed powszechną eksploatacją). Nieskolonizowany kontynent przyciągnął zza morza miliony przedsiębiorczych jednostek. Kolejne podboje z czasem uzasadniała quasi-nacjonalistyczna koncepcja Manifest Destiny, boskiego przeznaczenia tych terytoriów dla Amerykanów. Przed wymordowaniem prawie wszystkich Indian być może nie powstrzymałyby się i inne narody; co nie zmienia faktu, że poza przyznaniem obywatelstwa i zamknięciem niedobitków w rezerwatach z częściową autonomią, praktycznie nic znaczącego w kwestii tej masowej zbrodni nie zrobiono do dziś. Klimat pogranicza (frontier) wiązał się zarówno z kultem siły, jak i brakiem hierarchii, nieobecnością władzy, przedstawicieli odległego rządu, niechęcią wobec wszelkiego politycznego, kościelnego i ekonomicznego establishmentu, jaki zwykł dławić osadników w europejskich krajach pochodzenia. To oczywiście wszystko uproszczenia, luźne rozważania, ale chyba coś w tym jest.
Najbardziej inny, „amerykański” jest dziś daleki zachód, ten dziki. Dzisiaj nie ma tam żadnej większości etnicznej. Kontrkultura była i jest tam najsilniejsza. Oregon zalegalizował eutanazję, Nevada prostytucję, większość małżeństwa  jednopłciowe, gdzieniegdzie brak stanowego podatku dochodowego. A co z marijuaną? Leczniczo dostępna na całym Zachodzie, rekreacyjnie – prawie wszędzie niekarana, więcej: w referendach za pełną legalizacją w Nevadzie i na Alasce było po 44%, już 3 i 5 lat temu, za Busha. Widział to ktoś w Europie?
 

*Tak nazywali Busha z niechęcią niektórzy rodacy, nawiązując do George’a III, króla Anglii z czasów wojny o niepodległość amerykańskich kolonii.
**Dzięki opiekuńczemu New Dealowi Roosevelta oraz Johnsonowi i Kennedy’emu, a także religijnemu, przeciwnemu rewolucji obyczajowej i równouprawnieniu czarnych przechyłowi drugiej strony. Republikanizm tradycyjnie kojarzył się z wolnością, liberalizmem. To Republikanie, a nie Demokraci chcieli znieść niewolnictwo (elity ze względów gospodarczych, ale mnóstwo prostych ludzi po obu stronach walk żyło ideą). Siły pokojowe i „izolacjonistyczne” bardzo długo były utożsamiane z prawicą.
***Innym powodem jest rzecz jasna możliwość eksploatacji całego podbitego i zasiedlonego kontynentu, w czasach, gdy ziemia była jednym z najważniejszych dóbr. Duże pieniądze przynosił  handel płodami rolnymi oraz skórami, ale dlatego, że jeszcze mało było podatków oraz monopoli. XIX-wieczna Ameryka kojarzy się z absolutną wolnością gospodarczą jednak trochę na wyrost: stosowała nie mniej ceł niż reszta krajów.
****Śmierć z broni palnej ponosi w USA wiele osób, ale bardziej dlatego, że jest dużo przestępczości i biedy, a wiele ofiar to sami napastnicy i/lub osoby zastrzelone przez policję. (Broń służyła też do obrony przed tą policją, np. Czarne Pantery wysyłały za patrolami bojówki do interwencji przeciwko maltretowaniu Murzynów.) W Szwajcarii w rękach obywateli znajduje się aż 2 mln sztuk, ale nie wynika z tego wysoka liczba zabójstw ani napadów.
 
źródła:
http://poprawnypolitycznie.blogspot.com/2008/01/czy-media-wiadomie-cenzuruj-rona-paula.html?zx=a261a07f8b2a90c8
http://www.dziennik.pl/swiat/article57026/Amerykanski_Kononowicz_robi_furore_przed_wyborami.html („Dziennik" porównuje starego, spokojnego i poważnego lekarza, wojskowego, kongresmena przez ponad 20 lat i przewodniczącego komisji finansowych z... Kononowiczem)
http://www.fijor.com/index-jkl.php?a=p&id=296 (punkt widzenia polskiego prawicowca)
http://manageria.gazeta.pl/manageria/1,85811,4868541.html
http://liberalis.pl/category/ron-paul/
http://media.wp.pl/kat,1022939,page,2,wid,11125253,wiadomosc.html
http://www.campaignforliberty.com/
http://www.house.gov/paul/tst/tst2004/tst051704.htm 'The War on Drugs is a War on Doctors'
http://www.nctimes.com/articles/2008/01/27/perspective/8_35_561_26_08.txt 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)