A+ A A-

Z GŁęBI GŁUPA

Dowiedziono już niejednokrotnie, że palenie szkodzi zdrowiu i otoczeniu. Tak w znaczeniu ogólnym, co i w odniesieniu jednostkowym. Że powoduje natręctwa i prowadzi czasem do paranoi jest tym samym skutkiem, co cieplarniany efekt czy ozonowa dziura. Świat się zatruwa nieustannie, chcąc nie chcąc, bezwolnie i mimowiednie, niezależnie od tego, na ile ktoś ulega presji mody czy aktualnej tendencji.

   

Przykłady kultur pierwotnych i prymitywnych pozwoliły niektóre choroby określić mianem cywilizacyjnych. Zgodnie z założeniami koncepcji Gai [Pangća – wszędzie ziemia] nasza planeta zaczyna zdradzać syndromy kilku z nich. Najbardziej widoczne są te, określane mianem psychicznych, w myśl przysłowia, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Kosmiczna psychika, psychologia i psychiatria do niedawna stanowiły domenę wiedzy ezoterycznej, w obrębie której działały mity, baśnie, legendy, przeświadczenia i wierzenia, zabobony, tabu i nakazy. Każdy wybrany aspekt tworzył inną opowieść. Teraz jest już trochę inaczej. Każda informacja jest powtórką i imitacją poprzedniej informacji. Do wiedzy o świecie nie wnosząc nic nowego odnajduje zakorzenienie w obszarze wspólnego mempleksu. Jego obrazem jest na razie synapsa, co kiedyś może śmieszyć, podobnie jak nas niegdysiejsze mapy świata i wyobrażenia jego mieszkańców. Nowa epoka przyniosła inną możliwość interpretacji, zakorzeniając dane aspekty w obszarze dostępnym zbiorowej oczywistości, powszechnej i potocznej. Mem wziął na siebie rolę symbolu i z takim obciążeniem wkroczył w nową erę nauki, choć sama memetyka wydaje się być rówieśnikiem antropologii [teatru] i spirytyzmu a wśród poprzedników wymienia metody filozofii klasycznej i hermeneutyki. Kosmiczny Darwinizm – jak nazywają memetykę jej krytycy – pamiętając o sobie przypomina, że w czasach Darwina pojęcie gen było czysto teoretyczne i służyło abstrakcyjnym rozważaniom.

    Kwestionując dziś istnienie genów stajemy w jednym szeregu z wyznawcami geocentrycznego układu planet i wiernymi wizji, że ziemia jest raczej dyskiem niż kulą. Już starożytni wierzyli, że jest oparta na słupach zanurzonych w pra–oceanie i że na pewno ma jakiś swój kraniec. Wszak wszystkie rzeczy na świecie wyczerpują się i znajdują swój kres. A że jest inny świat można nie wiedzieć. Szczególnie wtedy, gdy informacja przekazywana z poziomu wiedzy pewnej i niewyraźnej na poziom komunikacji ulega korektom, zakłóceniom, defektom i błędom w ujęciach. Duch, jako pojęcie precyzyjniejsze dziś w znaczeniu, nie ma już tak jednolitego wyobrażenia co dawniej. Bliższy mempleksu jest obraz anioła. Aureola jako aura. Istota i Natura. Poznanie toczy się dwutorowo, lecz niekoniecznie wehikuł z toru pierwszego jest zwierciadlanym odbiciem tego z toru drugiego.

     Dziennikarz, na dzisiejszym poziomie rozwoju mediów, ma do spełnienia tę samą rolę, co aktor w minionym wieku, albo poeta i pisarz epoki pogranicza. Może być reporterem, autorem, publicystą i nawet pisać wiersze czy piosenki. Przy intencyjnych skłonnościach audytorium może stać się medium poglądu bądź idei, które nim owładną. I tak jak aktor nawiedzony swą rolą musi i on grać swoją. Kwestią otwartą pozostaje umiejętność improwizacji, fantazjowania i snucia bajek, w dowolnym czasie na zadany temat. Choć było to postulatem nagrody Pullitzera, to po jego wyrugowaniu spadło i uznanie dla samej nagrody. Przestała być celem pracy dziennikarza, gdy pojawiło się pytanie dawniej nie zadane: co dalej, gdy jest już sława i uznanie? Nagrody poprzednie zapewniały byt, podczas gdy laureatom późniejszych ledwo starczył na jednorazowy toast dochód z nagrody. Później się okazywało, że musi zapłacić haracz, podatek i bakszysz od każdej postaci nagrody: osobno za dyplom, za tłumaczenie, za potwierdzenie zgodności. Autograf nabrał odrębnej wartości co bynajmniej nie podniosło ceny rękopisów. Dziennikarz stał się zawodem miłosnym przebranym w strój Arlekina.

    Kwestia stroju utożsamiana bywa z kwestią tonu. Dopiero w poznaniu wyraźnym, w którym odróżniamy mowę wewnętrzną i mowę zewnętrzną, tworzy się to wszystko, co stanowi proces dochodzenia do poziomu owego poznania. Niebezpieczeństwo jest takie, że w miarę zyskiwania pewności tracimy na wyraźności tematu i skazani jesteśmy na wpływ anonimowy, niewidoczny, lecz nie do końca, przez co równie pewny jak principia. Spotkanie poprzedza obecność i jest źródłem pierwszych informacji o bycie. Dodając do tego światło księżyca wchodzimy w obszar tajemnicy, którą opętany dziennikarz staje się recenzentem, by ostatecznie wystąpić w roli krytyka. Dziwnym trafem jest to obszar brzmiący pulsem dubu. Dabu–Dibu–Dap śpiewa nam Cheburashka, małpka raczej niż niedźwiedź, jak twierdzą głoszący, że niedźwiedzie nie jedzą bananów i pomarańczy. Ot, stereotyp, ale jakże różnicujący, bo jeśli człowiek może pochodzić od małpy to czemu by nie od niedźwiedzia. Mała korekta w diecie może powodować zmianę światopoglądu. Mimowolnie i mimowiednie. Palę, nie palę, nie wiem, okazjonalnie, czasami, z potrzeby, dla zabawy. To samo mogę odpowiedzieć na pytanie o banany. Albo o przyprawy. Może za kilka pokoleń trzeba będzie palić, by zapewnić przyrodzie odpowiednie warunki egzystencji? Synowie ziemi są dziećmi jej ducha. Mitologia, jak zwykle, zapomina o córkach. A one są obecne, choć nie spotykane jako źródło informacji, nie tylko tych pierwszych, ale i ostatnich. A tych coraz mniej w powszechnym obiegu. Choć rege, jak powiadają, jest muzycznym wykładem Biblii a wśród tematów Apokalipsa jest jedną z fundamentalnych ksiąg wykładu rasta. Zwróćcie swe oczy na Wschód, skąd przychodzi nowy rege król, a ludzie go nie rozpoznali jako proroka we własnym kraju. Może to dlatego, że zbiorową wyobraźnią zawładnęła księga Kebra Negast i możliwość usłyszenia hymnów i psalmów w ich pierwotnej, oryginalnej postaci. Obrazem tego jest dub i najahbingi, jak również różne etno–trance.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « REGE NOTY [#4] z głębi głąba »