A+ A A-

Marek Balicki: zakaz stosowania marihuany do celów medycznych jest niekonstytucyjny

O medycznej marihuanie, perspektywach depenalizacji i ocenie bieżącej dyskusji nad polityką narkotykową rozmawiamy z dr. Markiem Balickim – ministrem zdrowia w latach 2004-2005, autorem propozycji depenalizacji posiadania na własny użytek; do października ubiegłego roku jedynym głosem rozsądku w sejmie.

 

Marek Balicki: Początek był obiecujący. Wiele wskazywało na to, że poprawka ma szanse na przyjęcie. W ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii zawarta jest sprzeczność. Marihuana jest bowiem wpisana w dwóch różnych tabelach, tj. zarówno w tabeli zawierającej wykaz środków odurzających z grupy N-I, jak i w tabeli ze środkami odurzającymi z grupy N-IV. Z ustawy jasno wynika, że nie można być jednocześnie środkiem N-I i N-IV. Moja poprawka zmierzała do wykreślenia marihuany z tabeli N-IV, zawierającej wykaz środków, których nie wolno stosować w celach leczniczych u ludzi. Chodziło o to, aby marihuana nie była traktowana bardziej restrykcyjnie niż opioidy, które są przecież stosowane w lecznictwie, jak np. morfina. Po zgłoszeniu przeze mnie poprawki, Ministerstwo Sprawiedliwości wykazało zrozumienie i uznało, że tę sprzeczność trzeba usunąć. Nie było argumentów przeciwko przyjęciu rozwiązania, które dopuszcza stosowanie marihuany do celów terapeutycznych. Poprawka, zgodnie z procedurą sejmową, trafiła do komisji sprawiedliwości celem zaopiniowania. W komisji uzyskała poparcie. Za jej przyjęciem głosowali posłowie Platformy Obywatelskiej, w tym poseł Andrzej Czuma, były minister sprawiedliwości. Ostatecznie Platforma odstąpiła jednak od tego poparcia i na posiedzeniu plenarnym Sejmu głosowała za odrzuceniem poprawki. Moim zdaniem wyłącznie z powodów politycznych. I nie chodziło nawet o to, że poprawkę zgłosiła opozycja. Zadecydował raczej lęk przed etykietą ugrupowania promującego marihuanę, tym większy, że zbliżały się wybory parlamentarne. Więc była to po prostu chłodna polityczna kalkulacja, której ja nie akceptuję. Bo władza nie jest po to, żeby kalkulować co o niej napiszą czy powiedzą w mediach, ale po to, żeby rozwiązywać problemy.

MK: Czy oznacza to, że pod przykrywką politycznej poprawności, wśród sejmowej większości jest wola uregulowania medycznej marihuany?

MB: Nawet jeśli jest taka wola, to okazała się niezbyt silna. Ministerstwo Sprawiedliwości nie miało żadnych merytorycznych argumentów przeciwko zaproponowanemu przeze mnie rozwiązaniu. Uznało je za  racjonalne, że poprawka jest potrzebna. Ale zwyciężyła hipokryzja, a właściwie uleganie narkofobii ciągle rozpowszechnionej w społeczeństwie i znacznej części elit.

MK: Czy jest szansa, że w którymś momencie doczekamy się, wzorem np. Portugalii, przeniesienia tematu polityki narkotykowej z rąk ministra sprawiedliwości do ministra zdrowia? Kwestia zapobiegania narkomanii czy medycznego wykorzystania marihuany jest przecież zagadnieniem z obszaru zdrowia publicznego.

MB: Paradoksem było, że dyskusja o stosowaniu marihuany w celach medycznych była prowadzona w komisji sprawiedliwości, a nie komisji zdrowia. Gospodarzem ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii jest przecież minister zdrowia, który nie powinien przekazywać swoich kompetencji Ministerstwu Sprawiedliwości. Jednak nowelizacja, o której mówimy, przygotowana w resorcie sprawiedliwości, była małym krokiem w dobrym kierunku, choć moim zdaniem za małym, aby coś  rzeczywiście zmienić. Ale przynajmniej obrano właściwy kierunek. Wątpię, czy ówczesna minister zdrowia, Ewa Kopacz, zdecydowałaby się na to. Akurat w tej sprawie prof. Zbigniew ćwiąkalski, który jako minister sprawiedliwości powołał zespół i dał inicjatywie zielone światło, był z pewnością bardziej racjonalny. Natomiast trudno powiedzieć, czy jest szansa, żeby obecne Ministerstwo Zdrowia zajęło się tymi sprawami. Jak widać, minister Bartosz Arłukowicz nie może się uporać ze spadkiem, jaki przejął po swojej poprzedniczce i ma dużo problemów, głównie z ustawą refundacyjną i ustawą o działalności leczniczej.

MK: Jak pan ocenia działania, które są obecnie podejmowane przez Ruch Palikota?

MB: Tak naprawdę to debatę o polityce narkotykowej otworzył Open Society Institute i inne organizacje pozarządowe, a także Ministerstwo Sprawiedliwości. To spowodowało, że w mainstreamowych mediach zaczęto poważnie rozmawiać na ten temat i pojawiło się dużo rozsądnych publikacji. Jeszcze 4-5 lat temu było to trudne do wyobrażenia. I dopiero do tej debaty przyłączył się, w charakterystycznym dla siebie stylu, Janusz Palikot. Na dłuższą metę jednak takie metody nie będą skuteczne. Dzisiaj potrzeba bardziej racjonalnego działania. W tych krajach europejskich, w których sprawy poszły w dobrym kierunku, np. w Portugalii, Szwajcarii, Niemczech czy nawet w Wielkiej Brytanii, działano w sposób poważny. Problemu reorientacji polityki narkotykowej nie załatwi się happeningami. Jak będzie ich za dużo, to mogą przynieść skutek przeciwny do zamierzonego. Mogą po prostu zaszkodzić liberalizacji. Uważam, że tylko większościowy mainstream może dokonać oczekiwanej przez nas zmiany, tylko on ma tyle głosów i taką siłę, aby zmienić prawo.

MK: Czy sugeruje pan, że lepiej, aby Palikot trzymał się z daleka od tematu medycznej marihuany?

MB: W żadnym przypadku. Chodzi tylko o zmianę sposobu postępowania. Teraz Janusz Palikot powinien korzystać z wiedzy ekspertów i zgłaszać konkretne projekty ustaw, mówiąc spokojnie o co chodzi. Przede wszystkim potrzebna jest inicjatywa ustawodawcza w dwóch kwestiach: depenalizacji, czyli zniesienia kary za posiadanie niewielkiej ilości na własny użytek, oraz legalizacji marihuany do celów medycznych. Najlepiej, jeśli się je rozdzieli i osobno podda pod dyskusję.

Z punktu widzenia większości użytkowników, niezwykle ważna jest depenalizacja, bo gdy nie ma  zagrożenia karą, to nie ma tych wszystkich nękających działań policji. Dzisiaj, pomimo że jest  możliwość umorzenia postępowania, policja nadal wykonuje wszystkie czynności. A chodzi o to, by wrócić do stanu sprzed 2000 roku, żeby funkcjonariusze nie przeszukiwali wszystkich jak leci. To jest niezwykle istotne.

Drugą ważną sprawą jest legalizacja marihuany do celów medycznych, co, jak w Kalifornii, otwiera drzwi do jej legalnego używania. Taka legalizacja byłaby przejawem pragmatycznego podejścia, którego jestem zwolennikiem. Natomiast Janusz Palikot reprezentuje podejście „rewolucyjne”. Ono ułatwia mu wprawdzie zdobycie jakiegoś poparcia w wyborach, ale nie na tyle aby osiągnąć poziom 40%, i w efekcie nie doprowadzi do zmian, o które chodzi. Nie tędy prowadzi droga do sukcesu.

MK: Wspomniał pan przypadek Kalifornii, gdzie teoretycznie stosowana tylko do celów medycznych marihuana jest w rzeczywistości dostępna bez problemu dla wszystkich. Może stąd lęk Platformy przed medyczną marihuaną, jako otwarciem furtki dla rekreacyjnego stosowania?

MB: Nie sądzę. Przecież między zgłoszoną przeze mnie poprawką a „modelem kalifornijskim” jest jeszcze długa droga. Moja propozycja była tylko pierwszym, ale koniecznym krokiem, aby marihuana mogła znaleźć się w Polsce w legalnym obrocie.

MK: Czy zastosowanie w tym celu może mieć procedura importu docelowego?

MB: To ciekawe pytanie. Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii wprowadza zakaz w sposób niebudzący wątpliwości. Dlatego tak ważne jest, aby usunąć tę przeszkodę prawną. Z kolei procedura importu docelowego dotyczy leków, które nie są w Polsce dopuszczone do obrotu. Zatem, co do zasady, mogłaby zostać wykorzystana do sprowadzenia marihuany do celów medycznych, gdyby nie zapisy ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Dzisiaj wydaje się, że na ich podstawie taki produkt zostanie zatrzymany na granicy. Tak samo dotyczy to wszelkich produktów zawierających substancje zakazane, w tym leków zawierających syntetyczne THC. W tej sprawie powinno się wypowiedzieć Ministerstwo Zdrowia i Główny Inspektor Farmaceutyczny. Każdy obywatel ma prawo skierować do tych dwóch instytucji pytanie o możliwość importu marihuany, a uzyskaną odpowiedź należałoby traktować jako rozstrzygającą.  

MK: Mówił pan o sprzeczności wewnątrz ustawy. Czy nie ma sprzeczności pomiędzy ustawą o przeciwdziałaniu a innymi aktami, np. art. 68.1 Konstytucji, który mówi, że każdy ma prawo do ochrony zdrowia?

MB: Moim zdaniem zakaz stosowania marihuany w celach leczniczych jest niezgodny z Konstytucją. To jest dla mnie jasne. Jeśli są przesłanki do tego, żeby jakąś substancję czy produkt pochodzenia roślinnego stosować do celów leczniczych, to państwo nie ma uprawnień do wprowadzania zakazu. Może jedynie wprowadzać jakieś ograniczenia, jak to zresztą dzieje się w przypadku leków. Ustawa w tym punkcie jest zatem niezgodna z Konstytucją. Pozostaje zaskarżenie załącznika do ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Niestety u nas w niektórych sprawach, zwłaszcza w tzw. ideologicznych, wyroki Trybunału były zaskakujące, więc mniej ryzykowna droga to wykreślenie sprzeczności w ustawie w wyniku inicjatywy ustawodawczej.

MK: Czy zakaz nie narusza też przepisów unijnych, które mówią o swobodzie przepływu towarów pomiędzy państwami członkowskimi? Jeżeli w Niemczech pacjent ma prawo legalnie zaopatrzyć się w medyczną marihuanę, czy zatrzymywanie go na granicy nie narusza ducha wspólnoty europejskiej?

MB: Nie, tutaj  niestety państwo ma prawo tego typu ograniczenia wprowadzać. Natomiast, jak przed chwilą powiedziałem, zakaz używania marihuany do celów medycznych jest moim zdaniem niezgodny z naszą Konstytucją.

MK: Problemem jest zawsze dostępność marihuany w celach medycznych – wymaga nawiązywania kontaktów ze światem przestępczym, wiele do życzenia pozostawia też jakość czarnorynkowej marihuany. Wiele dolegliwości, których leczenie może być wspomagane przez marihuanę, dotyczy osób w podeszłym wieku. Mało który emeryt ma zaprzyjaźnionego dilera.

MB: I na tym polega problem. Restrykcyjna polityka najmocniej uderza zawsze w  najsłabszych. Nawet, jeśli osoba taka zwróci się do lekarza i zapyta o możliwość wykorzystania marihuany, lekarz nie ma żadnej możliwości, żeby jej pomóc. Natomiast pacjent może złożyć skargę konstytucyjną do Trybunału Konstytucyjnego, jeśli uzna, że ustawa ogranicza jego prawa i wolności. Kwestia pozbawienia przez ustawę możliwości stosowania marihuany w celach leczniczych niewątpliwie wyczerpuje te przesłanki.

MK: Niedopuszczenie do stosowania marihuany w celach leczniczych może leżeć w interesie koncernów farmaceutycznych, produkujących leki, które z powodzeniem mogą zostać zastąpione przez kwiatostany konopi. Czy na kształt ustawy mieli wpływy lobbyści firm farmaceutycznych?

MB: Niczego nie można wykluczyć, ale nie sądzę. Tutaj należy winić nawiedzonych, walczących ze wszystkim narkofobów i polityków, którzy chcą się im przypodobać.

MK: Czy po wyborach coś się zmieniło? Czy możemy liczyć na dalsze, bardziej odważne kroki w kierunku racjonalizacji polityki narkotykowej?

MB: Na SLD chyba nie ma co liczyć. Ze zwolenników liberalnych rozwiązań został tylko Ryszard Kalisz. Zabrakło paru posłów z poprzedniej kadencji i jest problem. Leszek Miller jest w tej sprawie konserwatywny, jego sprzeciw rzeczywiście wynika z przekonań. Janusz Palikot jest oczywiście w awangardzie, ale minęło już kilka miesięcy a wciąż nie widać konkretnych projektów. Martwi mnie to, gdyż w tej sprawie nie potrzeba dużo pracy, ale trzeba mieć jakiś plan działania. Tych, którzy teraz są w Sejmie i uważają, że potrzeba nam racjonalnej polityki narkotykowej, czyli polityki opartej na faktach a nie mitach, namawiam do zgłaszania konkretnych pomysłów. Ale, jak już wspomniałem, podzielonych na poszczególne kwestie. Warto zacząć od dopuszczenia stosowania marihuany do celów leczniczych, zgłaszając tę kwestię jako osobną poprawkę w formie projektu nowelizacji ustawy.

MK: Wracając do pani marszałek – jak osoba, która oburzona zakazem palenia papierosów w miejscu publicznym, nazywając go atakiem na jej osobistą wolność, może tak ostro krytykować jakiekolwiek próby liberalizacji prawa narkotykowego, nie widząc w prohibicji naruszania czyjejkolwiek wolności?

MB: No właśnie. To niepoważne, obliczone na poklask części opinii publicznej. Zmorą naszego życia politycznego są  takie populistyczne wypowiedzi pozbawione głębszej refleksji. Dziwi mnie to tym bardziej, że Ewa Kopacz jest lekarzem, a lekarz zawsze powinien  ludziom pomagać.

MK: Czy błąd w ustawie nie powoduje jej nieważności?

MB: Obowiązuje zasada domniemania konstytucyjności ustaw uchwalanych przez parlament. Ustawa może zostać uznana za niezgodną z Konstytucją w wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Zatem, jeśli parlament uchwali, że 2 + 2 = 7, to dopóki nie zostanie to zakwestionowane przez TK, dopóty będzie prawem.

Oceń ten artykuł
(4 głosów)