A+ A A-

Wolne Czechy?! High Five - 5 roślin dla każdego?

01.01.2010 w Republice Czeskiej nabrał mocy uchwalony parę miesięcy wcześniej Kodeks Karny. Najważniejsza zmiana to depenalizacja (niekaralność w sensie kryminalnym) uprawy konopi i grzybów halucynogennych w niewielkich ilościach na użytek prywatny. Konsumpcyjne posiadanie nigdy spenalizowane nie było, teraz jednak są oficjalne limity wagowe.
 
W grudniu rząd przyjął rozporządzenie określające dokładne granice ilości roślin, grzybów i substancji, których uprawa i posiadanie dla własnego spożycia będzie uznawane za zwykłe wykroczenie. A mianowicie: 5 krzewów cannabis, 40 grzybków (dla domowych dawka efektywna to 1 sztuka), do tego koka i kaktusy meskalinowe; posiadanie: marijuana do 15 g, haszysz do 5 g, grzybki do 40 szt., LSD do 5 „sztuk”, ecstasy do 4 „sztuk”, twarde narkotyki (oprócz oczywiście alkoholu i tytoniu) do 1-2 g zależnie od rodzaju. Grzywny za wykroczenie do 15 000 CZK (ok. 2 250 PLN), plus konfiskata środka. Oczywiście, takie sumy będą w praktyce orzekane tylko w najbardziej ekstremalnych przypadkach. Samo ściganie posiadania jest dość rzadkie, podobnie jak przeszukiwanie ludzi i ich domów (oczywiście nie należy tego prowokować). Grzyby nie były dotychczas objęte sankcjami prawnymi, podobnie jak dzisiaj w Polsce, o czym zresztą nie wiedzą ci, co dawali się za nie już skazywać, o czym wspominaliśmy w numerze 18. Limity są dość liberalnie określone (por. np. Holandia: 5 g Cannabis). Wg naszych informacji Czechy stały się teraz szóstym państwem europejskim, gdzie skromne uprawy są prawnie tolerowane (nazwijmy to tak; konwencje międzynarodowe nie pozwalają zresztą na pełniejszą odwilż, a jawnie łamią je chyba tylko... USA). Wyższa ilość roślin jest wyznaczona tylko u naszych sąsiadów z południowego wschodu. W Holandii też pięć, ale na gospodarstwo domowe, a nie na obywatela. Czeski limit miał początkowo wynosić 3 rośliny i 25 grzybów, jednak rząd pozytywnie zaskoczył.
 
Za to u nas wybuchła panika, już w grudniu. Temat wywołał takie emocje, że pozwolimy sobie i my na ocenianie i wytykanie palcami... Zaroiło się od przeinaczeń, jeszcze więcej było oburzenia. Z czasem artykuły stały się bliższe faktów, dominowały wciąż obawy, niezrozumienie (Angora „Słodkie życie okazjonalnego ćpuna”), potępienie, jednak pojawiło się też dużo rozsądnych głosów. Najpierw przeważnie pisano o „zalegalizowaniu narkotyków”. Jak gdyby europejski standard, niekaranie posiadania – w Czechach od zawsze, a nie od teraz! – oznaczał zalegalizowanie, bo polski dziennikarz właściwej legalizacji nawet nie potrafi często objąć umysłem. Później lepiej: „legalizacja posiadania”. Wreszcie sprostowania, ale dalej zaskoczenie, brak kontekstu. Tytuły typu „Wróg u bram”. Wszystkich zliczyć nie sposób. Strach o polską młodzież, narkoturystykę, przemyt. I przeważnie chodziło głównie o sadzenie, właśnie o posiadanie, niekaralne rzekomo od teraz... Wzmożenie kontroli na drogach, dworcach i pociągach w regionie zapowiadali już policjanci, celnicy, straż graniczna, przedstawiciele władz m.in. z Cieszyna, Prudnika, Lubania, Raciborza, Katowic. Mało kto zastanawiał się nad czymś oczywistym: jaki był cel reformy oraz czy policja może i powinna gnębić konsumentów tzw. narkotyków.

Pozytywne komentarze i listy od czytelników publikowały m.in. Metro, Polska: wydanie lokalne Dziennik Zachodni (St. Bubin – w Holandii sytuacja się nie pogorszyła, prohibicja nie działa), także objaśnienia Polskiej Sieci ds. Polityki Narkotykowej, Ziemia Lubańska, Kronika Beskidzka (rzetelne informacje, wyważone, rozsądne opinie), podkarpackie Super Nowości (naczelny: inaczej byłbym za delegalizacją tytoniu i alkoholu, dorośli mają prawo wyboru, a policja i tak rzadko gania dilerów; T. Kamiński, poseł SLD: za legalizacją miękkich, przede wszystkim za złagodzeniem sankcji i profilaktyką; Korwin-Mikke: całkowita legalizacja, jak ktoś chce skoczyć z 4 piętra, nie można delegalizować 4 piętra). W Wyborczej ciekawy tekst D. Stanosz w wyd. bielsko-bialskim, nienajgorszy E. Furtak, tekst znawcy Czech Szczygła lekki i bez formułowania opinii, ale pełen zdziwienia wobec spraw w Europie oczywistych. Wydawcy i redakcje pomalutku (i z wieloletnim opóźnieniem) przyjmują do wiadomości postęp na świecie; czuć też presję młodszych i bardziej otwartych klientów-czytelników. Dziękujemy wszystkim, którzy się do tego przyczynili, „prześladując” media, tak trzymać. Widać to nawet w Gazecie Pomorskiej, obok J. Grzegorzewskiej (pierwsza Holandia, drugie Czechy, kto trzeci?; w Holandii można kupić trawę, a w Czechach herę), obok R. Rejniaka z Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii. W „Subiektywie” w TOK FM interesujące rozmowy m.in. z ekspertem od Czech (który jednak uważał, że to wszystko łut szczęścia, szybko to cofną, a społeczeństwo, poza podejściem do Kościoła i religii, jest podobne do polskiego; z czym nie całkiem można się zgodzić). Jeden z najciekawszych tekstów pióra B. Dżon znalazł się w tradycyjnie zdroworozsądkowym Przeglądzie.

Posiadanie ilości „większej niż mała” (art. 284 kk.) grozi konfiskatą, odebraniem prawa wykonywania niektórych zawodów, więzieniem do roku (za konopie) lub dwóch (inne środki), przy większych lub znacznie większych ilościch odpowiednio 0,5-2 i 2-8 latami więzienia. W przypadku upraw powyżej limitów (art. 285) odpowiednio konfiskata, grzywna i do 0,5 roku (konopie) lub rok (inne rośliny i grzyby), grzywna lub do 3 lat, 0,5-5 lat. [Polska stosuje surowsze represje wobec konsumentów, niż Czechy wobec drobnych i średnich handlarzy!] Więcej informacji zamieszczamy na www. Tło reformy i ciekawostki na str. 3.

Spójrzmy teraz do najbardziej kuriozalnych tekstów prasowych. Paweł Paliwoda w Gazecie Polskiej. W pierwszym zdaniu pisze on, że w Czechach nie spenalizowany jest handel. Że w Holandii głównymi klientami coffeeshopów jest młodzież szkolna, podczas gdy są to turyści, a sami Holendrzy palą mniej niż ich sąsiedzi. Powołuje się tylko na takie badania uniwersyteckie, których wyniki mu odpowiadają i przytacza wypowiedzi osób zainteresowanych prohibicją jako ekspertów. Przedstawia negatywną wypowiedź Kotańskiego na temat legalizacji jako dotyczącą samego złagodzenia represji.                          

Mistrzem okazał się jednak Jacek Drost (Polska, zresztą organizator największej dotychczas prasowo-prokuratorskiej nagonki na nasze pismo), autor aż kilku artykułów. W pisanym przezeń wraz z aż czterema współpracownikami „Narkoturystyka do Czech rozwija się szybko na południu Polski” znajdujemy m.in. tezę, że wcześniej Czesi mieli podobne prawo do nas. Dzięki takim właśnie rzeczom ludziom wydawać się ma normalne to, co w r. 2000 nie mieściło się w głowie: rewizje na ulicach, psy w szkołach, wyroki więzienia. Dla odpowiedniego efektu wyrwano z kontekstu wypowiedź Danieli Kováoovej, „rzeczniczki”, a w rzeczywistości głowy Ministerstwa Sprawiedliwości (które uczestniczyło w przygotowaniu reformy), a także prawdopodobnie przekręcono w przekładzie słowa rzeczniczki karwińskiej policji, nie powiedziałaby raczej „naćpani Polacy”. Wypowiedź komisarza katowickiej KWP chyba w ogóle jest fikcyjna, jak mógłby nie wiedzieć, ile naprawdę wynosi u nas kara za posiadanie? Pisząc, iż w latach ‘99-’04 wiele krajów zaostrzyło sankcje za posiadanie, zgrabnie pominęli fakt, że i tak, by pójść do więzienia za posiadanie, trzeba było naprawdę bardzo intensywnie się starać. Zdanie „Zbliżone do czeskich rozwiązania przyjęły już: Hiszpania, Belgia, Austria, Holandia, niektóre kantony szwajcarskie, a nawet Ukraina” wyjęto z listu PSPN, dotyczyło ono rozwiązań w sprawie uprawy konsumenckiej – depenalizacja posiadania jest bowiem już praktycznie wszędzie na kontynencie, aż po Rosję. Prawdziwa perełka to „erudycyjne” nawiązanie do „ojczyzny Jaroslava Haška”... znanego antymilitarysty, antyklerykała i przez większość życia anarchisty, który być może nie życzył sobie mieć żadnej „ojczyzny”, a na pewno nie marzył o pojawianiu się w paszkwilu w Polsce. Polska, Polska – europejskim piekłem „narkomanów”.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)