A+ A A-

Za posiadanie narkotyków siedzi 5400 osób? To o 5400 za dużo!

Skupię się na obowiązujących w Polsce przepisach. Omówię je w perspektywie i kontekście obecnej polityki karnej i społecznej. Przyznam, że mam poczucie déjà vu – podobne tematy poruszaliśmy już rok, dwa lata temu i w zasadzie niezbyt dużo się, moim zdaniem, zmienia. Będę mówiła rzeczy, które być może są kontrowersyjne, uznane za niesłuszne. Chciałabym, abyście mi Państwo udowodnili, że ja się mylę; to będzie oznaczało, że idziemy w odpowiednim kierunku.

„Współczesna polityka narkotykowa w Polsce” – wystąpienie prof. Moniki Płatek podczas konferencji Open Society Institute poświęconej dyskusji nad kształtem polityki narkotykowej.

Pierwsze pytanie jest takie: gdzie w ogóle pojawiają się narkotyki i jak mają się do problemów, z którymi się stykamy i sobie radzimy bądź nie radzimy? Dwa lata temu, rok temu i obecnie zmagamy się z tymi samymi problemami. Najpoważniejszym, z jakim ludzie w Polsce mają do czynienia, jest bezrobocie. Dalej, w ramach ubóstwa zwraca się uwagę na niesamowite rozwarstwienie społeczeństwa i coraz wyraźniejszą przepaść między osobami bardzo bogatymi a mniej majętnymi. Podkreślany jest też brak perspektyw i to, że rodzi on wyuczoną bezradność. Jako problem w ramach „holizmów” pojawiają się różne: alkoholizm, pracoholizm, seksoholizm, zakupoholizm, natomiast narkotyki i narkomania pojawiają się dopiero gdzieś na końcu tej wyliczanki spraw trudnych. Oczywiście warto zastanowić się dlaczego ludzie sięgają po narkotyki i jest to niesamowite pole do popisu dla zgłębienia jakości naszego życia. Powstaje pytanie, czy jest ono jest zagospodarowane. W Ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii są przepisy, które zezwalają i wymagają działań profilaktycznych, a więc tych, które będą powstrzymywały ludzi od zażywania narkotyków.

Warto podkreślić też, że konsekwentnie i uparcie niezmiernie wybiórczo traktujemy rozumienie pojęcia narkotyków. Cały czas staramy się zapomnieć, udawać, że nie wiemy, że tak naprawdę jeżeli mówimy o narkotykach, to mamy do czynienia z takimi substancjami jak kokaina, heroina, alkohol, amfetamina, tytoń, marihuana, LSD, sterydy anaboliczne, extasy etc. W czasopiśmie naukowym The Lancet z 2009 roku,  opublikowano skalę  poziomu szkodliwości dla zdrowia różnych środków narkotycznych. Za najbardziej szkodliwe uznane zostały heroina, kokaina, alkohol był na trzecim miejscu, następnie był tytoń, kilka istotnych pozycji przed marihuaną. Wiadomo, że wpływ narkotyku na organizm  i jego szkodliwość może być różna także w zależności od takich czynników jak wiek, płeć, rasa, waga, warunków w jakich dochodzi do jego zażycia, umiejętności, wiedzy na temat działania środka czy celu, w jakim jest używany. Zależy to też od tego, czy zażywany jest nałogowo czy raczej rozrywkowo, na rozluźnienie... Nie ulega natomiast wątpliwości, że do najbardziej szkodliwych zaliczony został alkohol. Potwierdzają to badania wykonane w 2010 roku na zlecenie Davida Nutta, doradcy rządu brytyjskiego ds. przeciwdziałania narkomanii, który tym razem zażądał zbadania szkodliwości narkotyku nie tylko na użytkownika, ale i innych osób. Opublikowane także w „The Lancet” wyniki [pisaliśmy o tym w Spliffie #30 – przyp red.] wskazują, iż najbardziej szkodliwy okazał się alkohol, wyprzedzając heroinę, crack, metaamfetaminę, kokainę, nikotynę, amfetaminę. Marihuana znalazła się na tej liście dopiero po amfetaminie; Ecstazy i LSD były w dolnej końcówce tej listy. Nie ulega więc wątpliwości, iż biorąc pod uwagę stopień szkodliwości za jeden z poważniejszych środków narkotycznych uznaje się alkohol, a następnie tytoń. Marihuana, która jest przedmiotem naszych dyskusji i debat, jest środkiem zdecydowanie mniej szkodliwym i przynoszącym mniej szkód innym osobom. Rodzi to problem. Musimy sobie otwarcie powiedzieć, że obok chorób sercowych, alkohol stanowi podstawowy problem zdrowotny Polaków. Używanie papierosów prowadzi do znacznej ilości zejść śmiertelnych. Około trzech tysięcy osób rocznie umiera z powodu nadużywania środków przeciwbólowych, które można kupić bez żadnych recept. Nie mamy natomiast takich danych jeśli chodzi o używanie marihuany.

Jeśli rzeczywiście chodzi nam o zdrowie publiczne i o to, jak ludzie funkcjonują w społeczeństwie, to dlaczego przyjmujemy tak różne polityki w stosunku do tych trzech narkotyków? Proszę pamiętać, że my cały czas, od lat, mamy około miliona nałogowych alkoholików i około czterech milionów ludzi nadużywających alkoholu. Prawie wszyscy mamy skłonność do tego, aby rekreacyjnie, do obiadu, wypić kieliszek wina. W związku z tym nie bardzo można jasno wytłumaczyć, dlaczego ktoś, kto pije kieliszek wina do obiadu, jest porządną obywatelką bądź obywatelem, natomiast ten sam obywatel/obywatelka popalając papierosa marihuany staje się przestępczynią/przestępcą. Mamy tutaj do czynienia z ogromną hipokryzją. Nie da się już dłużej tłumaczyć, że rzecz polega na tym, że jesteśmy przyzwyczajeni – że jeszcze w XVII wieku płacono nam alkoholem i rozpijano naród, dlatego żeśmy się przyzwyczaili, a z marihuaną mamy do czynienia znacznie później i stąd jej zakazujemy. Taki tok rozumowania przeczy wysuwanym argumentom, że jedną z przyczyn karalności marihuany jest właśnie to, iż jest ona szeroko rozpowszechniona.

Przyjmowanie dwóch tak bardzo różnych standardów i polityk zmusza do zastanowienia się nad sensem i istotą tych rozwiązań. Tendencja do różnorodności zakazów w stosunku do różnych  znana jest nie od dziś. Bywało, że to za używanie nikotyny można było stracić nos, a nawet i głowę. Możliwość zakazywania używek, uznając je za niezdrowe, było dobrym pretekstem do egzekwowania i demonstrowania władzy. Jeszcze w XVII wieku w krajach arabskich zakazane były kawa i kawiarnie – bo pozwalały na swobodę rozmów i spotkań, a w 1777 król Prus Fryderyk tak zwany Wielki wprowadził ograniczenia licencji na produkcję i sprowadzanie kawy; chciał przejąć ten biznes dla siebie. Interes finansowy władcy decydował o zaleceniach dla podwładnych. Widzimy więc, że nie chodzi o dobrostan, o zdrowie społeczne i psychiczne – tak naprawdę chodzi o biznes, o różne jego odmiany – raz jest polityczny, innym razem – finansowy. Raz chodzi o demonstrację różnych odcieni władzy, innym razem o różne oblicza ekonomicznych zysków.

W 2005 r. podczas dyskusji nad zmianami w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii padła bardzo słuszna propozycja, żeby wrócić do tego, co było przed rokiem 2000 – żeby posiadanie drobnej ilości narkotyku na własny użytek nie prowadziło do spraw karnych i skazań na karę. Art 62 Ustawy mówi, że „kto wbrew przepisom ustawy posiada środki odurzające lub substancje psychotropowe podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Ustawa nie wymaga tak naprawdę ani od sędziów, ani od policjantów, ani od prokuratorów, aby doprowadzać do sytuacji, w której osoby posiadające drobne ilości trafiają do więzienia. Również dlatego, że w punkcie 3 tego samego art 62, powiedziane jest, że w wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności bądź pozbawienia wolności do roku. Tak naprawdę od początku mieliśmy szansę na to, żeby wypracować politykę, która korzystałaby z innych narzędzi, łącznie z warunkowym umorzeniem. Mogliśmy nie doprowadzać do sytuacji, w której bardzo duża liczba osób jest skazywana z tego przepisu, i co więcej – przebywa w więzieniu. Tak się nie stało. Zastanówmy się, czy powodem tego była rzeczywiście troska o zdrowie i o nową politykę zdrowotna, czy raczej marihuana zaczęła odgrywać rolę tzw. dogodnego wroga. To koncepcja, którą w kryminologii stworzył norweski uczony profesor Nils Christie. Zwrócił on uwagę na fakt, iż ludzie sprawujący władzę mają tendencję do tego, aby w pewnych sytuacjach narzucać wrażenie, iż pojawiło się nowe niebezpieczne zagrożenie. Prezentowane jest jako niezwykle szkodliwe i jednocześnie niemoralne. Jest pretekstem dla uzasadnienia większej mobilizacji sił i wydatków, które oficjalnie mają służyć na zwalczanie zjawiska. Dogodny wróg stwarza dobrą wymówkę dla zaostrzenia prawa, zgarnięcia lepszych kęsów z budżetu, stworzenia dodatkowych ciał kontroli, ograniczenia swobód obywatelskich i swobody dla surowszego karania i ścigania. Dogodny wróg ma to do siebie, że można z nim walczyć, ale trudno go zwalczyć. Jest mało konkretny, mglisty, nie do końca jasny dzięki czemu kontrola podejmowanych przez władzę działań jest utrudniona.

Jak wygląda statystyka? Nowe przepisy weszły w życie w grudniu 2011 r., mamy niewielką wiedzę na temat tego, jak działają. Możemy natomiast prognozować, co się stanie. Mam nadzieję, że nie będę miała racji, lecz wydaje mi się, że jeśli popatrzymy na to, w jakich warunkach funkcjonujemy, gdzie jesteśmy i jaką mamy praktykę, to obawiam się, że przyjęcie artykułu 62.a,  który pozwala w pewnych okolicznościach umorzyć postępowanie przed wydaniem postanowienia o wszczęciu śledztwa, niekoniecznie musi przynieść dobre efekty. Z perspektywy zdrowia publicznego, w myśl zasady „po pierwsze nie szkodzić”, nie ma dobrego argumentu, żeby uznawać posiadanie (proszę pamiętać, że my nie karzemy używania, tylko posiadanie) nawet drobnej ilości narkotyku za przestępstwo. Jeżeli rzeczywiście chodziłoby nam o zdrowie, tzn. o eliminację lub limitowanie warunków, w jakich dochodzi do uzależnienia – inne powinny mieć miejsce praktyki i rutyny. Skazywanie ludzi, wsadzanie ich do więzienia i uznawanie za przestępców -– to na zdrowie dobrze nie wpływa. Musimy pamiętać, że prokuratorzy, którzy oceniali efektywność art. 62 wyraźnie przyznawali, że art 62 nie działa, w tym sensie, że nie przeciwdziała narkomanii, choć świetnie się nadaje do wyrabiania statystyk załatwionych przez prokuraturę spraw. Wydajemy na to ogromne ilości pieniędzy, nie mamy prawidłowych efektów zdrowotnych.

Ktoś, kto jest skazany, uznany za przestępcę, ma znacznie większe trudności w funkcjonowaniu w społeczeństwie. Takie osoby będą miały trudności ze znalezieniem zatrudnienia. W prawie każdej pracy wymagane jest przedstawienia zaświadczenia o niekaralności. Czy takie żądanie jest legalne, zgodne z obowiązującymi wymogami prawa? Nie, to nie znajduje uzasadnienia w obowiązujących przepisach. Wymóg przedstawienia świadectwa niekaralności jest uzasadniony w rzadkich ustawowo wskazanych przypadkach. Teoretycznie więc można się sprzeciwić, postawić i odmówić zasadności żądania. Teoretycznie. W obecnych warunkach rynku pracy pracodawcy, a nie pracobiorcy i wysokim bezrobociu – takie stawianie się przynosi niewielkie efekty. Dalej – osoba, która jest karana, tak naprawdę nie może również na dobre rozpocząć swojej własnej działalności – wymaga to bowiem przystępowania do przetargów. Tam również wymagane jest zaświadczenie o niekaralności. W momencie więc kiedy jesteśmy karani, praktycznie jesteśmy i z takiej możliwości, by zacząć na swoim – wykluczeni. Również jeżeli chcielibyśmy pojechać na wycieczkę obejrzeć Grand Canyon, okaże się, że tego nie zrobimy; nie dostaniemy amerykańskiej wizy. Odmawia się jej bowiem osobom, które tkwią w wykazie osób karanych. Nie wstąpimy do wojska, policji, służb granicznych, nie zostaniemy nauczycielem, kierowcą TIR-ów etc. Musimy się liczyć z tym, że skazani w związku z przestępstwami narkotykami, będziemy mieli problemy nie tylko w  Polsce i w Stanach Zjednoczonych, ale również w większości państw europejskich. Będziemy zresztą wycięci nie tylko z rynku pracy. Musimy więc sobie wyraźnie powiedzieć, że bardzo dużej liczbie osób, w imię zdrowia, ograniczamy możliwości normalnego funkcjonowania w społeczeństwie i wycinamy ich na samym początku drogi (nie możemy udawać, że nie wiemy, że są to osoby przeważnie młodsze).

Trzeba też popatrzeć gdzie jesteśmy, gdzie działamy. Oficjalnie mówiliśmy, że wprowadzamy kary za posiadanie po to, żeby osoby, które handlują narkotykami, nie mogły tego robić swobodnie. Musimy posłuchać byłego ministra sprawiedliwości Piotra Kwiatkowskiego, który powiedział bardzo wyraźnie: przed 1999 rokiem liczba osób, która była łapana, stawiana w stan oskarżenia i osądzana za handel narkotykami, była dużo większa niż po 2000 r. Jesteśmy w sytuacji bardzo niskiej solidarności społecznej. Nie mamy poczucia odpowiedzialności naszych działań za innych. Trudno się dziwić policjantowi, prokuratorowi i sędziemu, że w momencie, kiedy mają gotową sprawę, odhaczoną i załatwioną, gotową szansę na awans, premię i pochwałę ze strony swoich przełożonych, będą oczywiście działać w sposób szkodliwy dla młodzieży, dla kraju i dla zdrowia, ale efektywny w ich pracy. O tym mówią sami prokuratorzy, o tym mówi minister sprawiedliwości, o tym wiemy my wszyscy.

Nic się tu nie zmieniło. Dziś prokurator, jak przed zmianą prawa, musi wykonać swoją pracę i rozliczany jest nie z jakości, lecz głównie ze statystyki. Policjant tak samo chwyta jak chwytał – dla policjantów nic się nie zmienia. Policjant zawsze może podeprzeć się prawem; choć prawdę mówiąc skądinąd nakazuje mu ono również co innego, o czym za chwilę.

Art 62. Ustawy jest czytelny i konkretny. Pozostałe wymagają interpretowania, myślenia i podejmowania działań zbiorowych. Przykładowo jako prokurator mogę postępowanie umorzyć przed wydaniem postanowienia o wszczęciu śledztwa – oznacza to jednak, że aby to zrobić, będę musiała sprawie poświęcić czas, zastanowić się, pomyśleć; a z czego jestem rozliczana  – z  tego, że  umarzam? Bardzo dobrze, jeśli będę miała mądrych szefów, którzy powiedzą „o to chodziło w tej ustawie”. Ale mogę być również podejrzana o to, że się lenię, że się migam. Dlatego trzeba się liczyć z tym, że bardzo niewiele się tutaj zmieni. Nadal bowiem efektywność prokuratury określa się wynikami, w których liczą się statystyczne słupki dotyczące skazań.

Rzecz następna – przestańmy udawać. Jesteśmy w kraju, w którym ludzie mają skłonność do uzależnień. Alkoholizm i narkomania to jedne z nich, ale bardzo wielu z nas cierpi również na pracoholizm, seksoholizm, kompulsywny hazard i parę innym holizmów. Widzimy, że rzeczywiście jest potrzeba zmiany polityki społecznej i nastawienia na to, żeby myśleć o jakości życia, a nie tylko o tym, żeby ewentualnie leczyć. To wymaga poważnego potraktowania przepisów, wzięcia pod uwagę nie tylko litery, ale i ducha ustawy.

Proszę zauważyć, że zazwyczaj mówimy przy tej ustawie wyłącznie o artykule 62. Ustawa ma natomiast na samym początku wyraźnie powiedziane, że przeciwdziałanie narkomanii realizuje się poprzez odpowiednie kształtowanie polityki społecznej, gospodarczej, oświatowo-wychowawczej i zdrowotnej. Jesteśmy w kraju, w którym stać nas na to, żeby kupować bardzo drogie zabawki latające dla wojska, natomiast w tym samym czasie zamykamy szkoły, przedszkola, księgarnie. Zamykamy kawiarnie, teatry, kluby, osiedlowe księgarnie i w te miejsca wypuszczamy banki, które stać na płacenie podwyższanych czynszów. Kurczymy środki na kulturę, zamykamy opery, wyrzucamy młodzież z placów przerabianych na parkingi, odbieramy nawet w parkach przestrzeń społeczną, gdzie dawniej spotykali się starsi i matki z dziećmi i oddajemy ekskluzywnym, drogim restauracjom dostępnym dla nielicznych. Likwidujemy bezwzględnie i bezmyślnie tę sferę oświatowo-wychowawczą i społeczną, gdzie liczy się jakość życia. My tymczasem liczymy tylko zysk finansowy.

Jeśli będąc policjantem czy prokuratorem, mamy do dyspozycji (gdy rzecz dotyczy nakładu pracy) tanią, szybką rzecz z art. 62 Ustawy, to nie będziemy korzystać ze wstępnych przepisów, które wymagają zaangażowania się w prewencję i uznanie, że służy jej dbałość o jakość życia, której nie służy z kolei bezrefleksyjne stosowanie art. 62 Ustawy. Tymczasem systematyka prawa uczy, że na wstępie zamieszczamy priorytety i wiążące zadania Ustawy, one więc przede wszystkim powinny być realizowane. Tylko wtedy, gdy pomimo efektywnego wdrożenia występuje problem, jako środek subsydiarny, pomocniczy, ostateczny – w grę wchodzić powinien środek karny. Tyle tylko, że tu mamy do czynienia z pewnym trikiem. Jeśli kogoś skazujemy, policja, prokuratura, sędziowie i cała służba penitencjarna, korzystają z mojej kieszeni, jako podatniczki. To jest mój budżet i państwa tu zebranych, wydatki na te sfery idą bowiem z budżetu ogólnego. Natomiast zadania podstawowe z art. 2 Ustawy wymagają ich realizacji ze środków własnych podmiotów wykonujących działania w zakresie przeciwdziałania narkomanii. To władza lokalna ma być na tyle świadoma i mądra, by się tym zająć. Ona ma rozumieć, że tu nie chodzi tylko – o czym mówią kolejne przepisy, od art. 10 i następnego – że mają to być pogadanki o szkodliwości narkotyków, które swoją drogą też by się przydały.  

Mając do dyspozycji przepisy karne, rezygnujemy z wysiłku, by wytłumaczyć ludziom dlaczego nie powinni sięgać po używki. Ograniczając się do zakazów karnych i karania, zwalniamy siebie z obowiązku myślenia i tłumaczenia, dlaczego ktoś ma naprawdę nie brać. W efekcie, czy wiemy, jak używanie marihuany przeszkadza w produkowaniu naszych własnych endorfin, które się wyzwalają np. kiedy zaczynam tańczyć? Czy my wiemy, do jakiego stopnia zażywanie narkotyków takich jak np. marihuana bądź alkohol, prowadzi do tego, że mogę popaść w depresję? Czy o tym się mówi? Czy jest powiedziane, jak zażywanie narkotyków wpływa na wypróżnianie, zatwardzenie i trudności z przemianą materii? Tej wiedzy brak i brak jest partnerskiej płaszczyzny wymiany informacji i rozmowy. Jest bowiem skłonność, tradycja i praktyka do tego, iż tam gdzie stawiamy na  przepisy karne i do nich się odwołujemy, to pozostała, również profilaktyczna działalność,  idzie na bok do lamusa lub ogranicza się do działań pozorowanych. Na działalność karną przeznaczamy pieniądze i wokół niej realizujemy działania, które nazywamy przeciwdziałaniem narkomanii. To co mnie dziwi, to że bez przerwy mówimy o narkotykach, a nie mówimy o nauce tańca, o organizacjach pozarządowych, o wycieczkach w góry i spędzaniu czasu, które rzeczywiście prowadziłyby do stworzenia jakiejś przeciwwagi dla np. marihuany. Jedyne co oferujemy, to gdy już jest za późno miejsca leczenia dla ludzi, którzy nadużywają narkotyków i alkoholu. Proszę pamiętać – to, że do obiadu pijemy wino, wcale nie oznacza, że ktokolwiek z nas stanie się uzależnionym od alkoholu. Podobnie ktoś może rekreacyjnie palić papierosa z marihuany. Jeśli  zostanie złapany i z tego powodu, uznany za przestępcę ma szczególnie przechlapane – skoro nie zostanie uznany za uzależnionego, chorego to będzie tylko i wyłącznie przestępcą i nie będzie dla niego żadnej ścieżki wyjścia.

Każdego roku zamykamy za narkotyki 20 tysięcy ludzi. Nie jest ważne, czy w tej chwili odsiaduje wyroki już nie 7000 osób, jak jeszcze kilka lat temu, a 5400 – to nadal jest o 5400 za dużo. Jeśli za posiadanie narkotyków ktoś ląduje w więzieniu z etykietą przestępcy i przechlapanym życiem, to jest to o każdego człowieka za dużo. Spięłam się w tej sprawie kiedyś na wizji z przedstawicielką parlamentu, która była za karaniem więzieniem z art. 62 Ustawy jako sprawnego środka przeciwdziałania narkomanii. Po programie podszedł do nas pan, który obsługiwał kamerę i opowiedział historię swojego 18 letniego – dziś 20 letniego – brata, który za pierwszym razem dostał wyrok w zawieszeniu, za drugim razem dostał wyrok w zawieszeniu, ale za trzecim razem poszedł na rok do więzienia. W pierwszym miesiącu został kilka razy zgwałcony, w drugim był parę pobity, w trzecim miesiącu wciąż w więzieniu zaczął brać narkotyki – po pół roku zwolnili go, aby mógł zacząć się leczyć. I to nie jest historia jednostkowa. Składa się akurat tak, że często osoby które biorą narkotyki są wrażliwe. Często nie są to ludzie bez bagażu doświadczeń i siły wewnętrznej przydatnej na wejściu do więzienia. Są narażeni za murami na trudności poradzenia sobie w świecie, który rządzi się prawami wymuszającymi inne zachowania niż te, które obowiązują na wolności. Czas więc przestać udawać, że nie wiemy, że więzienie nie jest miejscem gdzie można kogoś leczyć, zadbać o jego zdrowie psychiczne i status społeczny oraz, że warunki w więzieniach nie służą dobrej jakości życia, która służy przeciwdziałaniu narkomanii.

(Monika Płatek - Profesor UW, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji. Jest kierowniczką Zakładu Kryminologii w Instytucie Prawa Karnego WPiA UW. Tekst powstał w oparciu o wystąpienie z dnia 28-03-2012)

Oceń ten artykuł
(3 głosów)