A+ A A-

Pierwsze polskie demo przeciwko represjonowaniu konsumentów

Pierwsze polskie demo przeciwko represjonowaniu konsumentów. Pierwsze polskie demo przeciwko represjonowaniu konsumentów.
Dla wielu dzisiejszych uczestników Marszu Miliona Blantów (Wyzwolenia Konopi) może to być zaskoczenie, ale walka z kryminalizacją użytkowników środków psychoaktywnych nie zaczęła się wraz z przyjęciem w naszym kraju w r. 2000 jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw antynarkotykowych w Europie. Pierwsza taka demonstracja w Polsce miała miejsce już w 1992 roku w Warszawie, a jej przebieg był dość dramatyczny.

Walka o zmianę niekorzystnego prawa faktycznie przybrała na sile po r. 2000, z tej prostej przyczyny, że nowelizacja ustawy w bezpośredni sposób dotknęła bardzo wielu ludzi. Jak większość zainteresowanych doskonale wie, wtedy to wprowadzono bezwzględną karę za posiadanie nawet najmniejszej ilości tzw.narkotyków.
 
Może to być niespodziewane dla wielu osób walczących z represyjnym prawem antynarkotykowym obowiązującym obecnie, ale liberalna z dzisiejszego punktu widzenia ustawa, wtedy dla wielu osób o wolnościowych poglądach nie była wystarczająca. Postulat legalizacji tzw. miękkich narkotyków wydawał się w kręgach wolnościowych rozsądną i pożądaną alternatywą. Warto jednak zaznaczyć, że w środowisku wolnościowym nie było zgodności co do samej legalizacji. Część osób uważało, że w zupełności wystarczy, jak państwo odstąpi tylko od karania za spożycie oraz uprawę substancji (roślin) psychoaktywnych. Argumentowano, że w przypadku, gdy położy ono na tej sferze swoje łapy, natychmiast obwaruje ją rozmaitymi przepisami oraz ograniczeniami (podobnie jak w przypadku alkoholu i papierosów) i obłoży ogromnymi podatkami, co przełoży się chociażby na drastyczny wzrost cen.

Jednak nie to było główną przyczyną zorganizowania wówczas demonstracji, lecz przeciwstawienie się pojawiającym się coraz wyraźniej planom zaostrzenia przepisów prawnych dotyczących narkotyków i innych środków psychoaktywnych. Już wówczas głośno mówiło się o konieczności wprowadzenia kary więzienia za posiadanie narkotyków na własny użytek, co miało powstrzymać intensywnie rozwijający się w naszym kraju narkobiznes (jak to się udało w rzeczywistości, możemy dziś obserwować).

I to właśnie przeciwko tym pomysłom miała być wymierzona manifestacja. Warto chyba w tym miejscu przypomnieć, jak wówczas prezentował się klimat wokół tego tematu, bo jakby nie patrzeć, od tego czasu zaszły dość istotne zmiany.

Początki lat 90-tych, czyli nikt nic nie wieManifestacja "Legalna marihuana ulgą dla organów ścigania", Warszawa 21 czerwca 2003
Przede wszystkim wiedza o narkotykach w społeczeństwie była nieporównanie mniejsza niż obecnie, wizerunek osoby palącej marijuanę w oczach przeciętnego Polaka niewiele się różnił od przysłowiowego narkomana z dworca. Przekonanie, że istnieje prosta droga od zapalenia skręta do wstrzykiwania kompotu była dość powszechna, nawet wśród osób na co dzień zajmujących się leczeniem uzależnionych. Wiedza, czym się różni marijuana od haszyszu, jaka jest zależność miedzy konopią a marijuaną, była w społeczeństwie mniej więcej na poziomie takim kaczyńskim. Przeciętny policjant nie bardzo wiedział, jak wyglądają poszczególne używki, co oczywiście miało swoje dobre strony. Dopiero systematyczne szkolenia w następnych latach zmieniły ich stan wiedzy na ten temat. Wtedy też pojawiają się pierwsze kampanie edukacyjne skierowane do rodziców, choć trzeba przyznać, że ich poziom pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Przede wszystkim dlatego, że uczono w nich rodziców głównie tego, w jaki sposób mają kontrolować swoje dzieci pod kątem ich styczności z narkotykami. Niemal nigdy nie padały propozycje rozmowy z dzieckiem, nawiązania nici porozumienia. Jakby z góry zakładano, że to jest nierealne i w zasadzie stanowi zbędną stratę czasu. Za to roiło się od porad i zachęt, aby ordynarnie kontrolować swoje potomstwo, przeszukiwać im rzeczy osobiste, przetrząsać szafki. Krótko mówiąc według tych programów nastolatków należało traktować jak potencjalnych oszustów i krętaczy, którym pod żadnym pozorem nie można ufać. Należy za to jak najczęściej obserwować ich źrenice, czy aby nie są rozszerzone (jeżeli tak, znaczy się potomek zażywa amfetaminę, no w najlepszym przypadku marijuanę), jeżeli posiada bibułki do tytoniu, albo małe plastikowe zamykane torebeczki, to oczywisty sygnał, że gówniarz pali trawę/haszysz, itd. w tym stylu. Tamten przekaz to był swoisty znak czasów: o żadnym wzajemnym zaufaniu między rodzicami a dziećmi nie mogło być mowy. Inna sprawa, że tego rodzaju podejście właściwie niewiele się zmieniło do dziś.

Najbardziej popularne używki na początku lat 90-tych to marijuana, haszysz, LSD, grzyby halucynogenne i robiąca wówczas dość gwałtowną karierę amfetamina.
Kto był ich konsumentem? Przede wszystkim były to raczej środowiska związane z rozmaitymi subkulturami młodzieżowymi: hipisi, fani reggć, punkowcy oraz szeroko pojęta tzw. młodzież alternatywna. Używki i narkotyki nie dotarły wciąż na szerszą skalę do innych kręgów, bywalcy popularnych wówczas dyskotek trzymali się jeszcze od nich z daleka.

Rodzące się mafie i gangi dopiero powoli, ale za to systematycznie budowały siatki dystrybucji na szerszą skalę. Właściwie panowała, jeżeli chodzi o rynek narkotykowy, wolna amerykanka i stosunkowo często dochodziło wtedy do prób opanowania przez poszczególne grupy przestępcze jak największego terytorium. Wiele dziś znanych środków syntetycznych lub półsyntetycznych miało dopiero wejść na rynek w następnych latach. Główną rolę w straszeniu społeczeństwa narkotykami, podobnie zresztą jak to jest obecnie, wzięły na siebie mainstreamowe media. To tam można było przeczytać o zalewającej kraj fali narkomanii, o coraz młodszych dzieciakach sięgających po śmiertelnie groźne i natychmiast uzależniające substancje. Regularnie ukazywały się w prasie artykuły prześcigające się w szukaniu sensacji czy w telewizji – reportaże o stale rosnącym zagrożeniu narkomanią. W połączeniu z ogromną ignorancją w tym temacie wśród polskich parlamentarzystów, doprowadziło to do wytworzenia atmosfery narastającej psychozy, a w końcu do wspomnianego wcześniej drastycznego zaostrzenia Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.
 
Anarchiści jako pierwsi
Wróćmy jednak do 1992 roku, wtedy to Ruch Społeczeństwa Alternatywnego skupiający większość warszawskiego środowiska anarchistycznego, wsparty przez innych sympatyków wolnego dostępu do używek psychoaktywnych, jak chociażby legendarną dziś grupę artystyczną Praffdatę (por. nazwa jednej z lepszych knajp z końca dekady –red.), postanowił zorganizować manifestację przeciwko planom zaostrzenia ustawy antynarkotykowej. 12 marca 1992 w Warszawie dochodzi do pierwszej w Polsce demonstracji sprzeciwiającej się planom penalizacji posiadania narkotyków pod dosyć wymownym hasłem „Nie wpieprzajcie nam się w życie prywatne”. Informacja o planowanej manifestacji poprzez rozklejone na mieście plakaty z wspomnianym hasłem i zaproszeniem na demo dotarła zarówno do sympatyków, jak i przeciwników nielegalnych używek.

I właśnie nie tyle sama demonstracja, ale zajścia bezpośrednio ją poprzedzające miały najbardziej dramatyczny przebieg. Doszło bowiem wtedy do (bynajmniej nie pierwszy raz) współdziałania Policji i nazi skinheadów, werbowanych wtedy do bojówek przez działające bez większych przeszkód rozmaite faszyzujące partie i ugrupowania. Tym razem jednak sytuacja była o tyle inna, że Policja nie starała się nawet zachować pozorów braku tej współpracy. I tą ostentacyjnością, jak się okazało, wyprowadzili z równowagi nawet obserwujących akcję oficerów UOP-u (poprzednika ABW).

Atak na demonstrację
Na miejsce dema organizatorzy wyznaczyli plac przed galerią Zachęta. Przed godziną siedemnastą, czyli jeszcze przed czasem (w związku z tym, zanim dotarła większość manifestantów), zebrała się za kordonem policji grupa około 80 nazi skinów. Nieliczni początkowo uczestnicy demonstracji nie mogli przewidzieć tego, co za chwilę się stanie. Otóż nagle kordon prewencji, niczym biblijne Morze Czerwone, rozstąpił się przed obciętymi na łyso bojówkarzami. Setka uzbrojona w drzewce i wojskowe buty nazioli ruszyła na zupełnie niespodziewających się takiego obrotu sprawy demonstrantów. Kilka osób starało się stawić opór, większość jednak rozbiegła się przed znacznie liczniejszym przeciwnikiem, kilka osób zostało dość poważnie rannych i musiało być zabranych do szpitala, jednej osobie wybito zęby, ktoś inny miał poważnie uszkodzone oko, wymagające potem paru poważnych operacji. Po przeprowadzonym szturmie i kilkuminutowym zamieszaniu nazi skini zostali w końcu odgrodzeni przez kordon policji, po czym karnie uformowali swój pochód i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku oddalili się, zgodnie ze swoim zwyczajem, pod ambasadę Izrćla.
Badacz subkultur i ruchów młodzieżowych, nieżyjący już prof. Jerzy Wertenstein-Żuławski opowiadał potem, że obserwował te wypadki razem z kilkoma funkcjonariuszami UOP-u. Ci ostatni, zbulwersowani tym co właśnie zobaczyli, podeszli do dowodzących akcją policjantów i zasugerowali im nie przebierając w słowach, aby na przyszłość, jeżeli chcą już pacyfikować demonstrację, robili to przy pomocy swoich ludzi, a nie wysługiwali się w tym celu naziolami.

Marsz idzie dalej
Pomimo brutalnego ataku manifestacja jednak się odbyła. Po mniej więcej pół godzinie zebrało się już około 400 osób, ze schodów Zachęty zaczęli przemawiać do zebranych przedstawiciele RSA, Praffdaty, pojawił się nawet nieżyjący już szef Monaru Marek Kotański. Jednak tego występu raczej nie mógł zaliczyć do udanych, gdy zaczął bronić pomysłów zaostrzenia ustawy antynarkotykowej, został po prostu przez demonstrantów wygwizdany. [Co oczywiście nie znaczy, że musiał marzyć o aż tak skrajnym przykręceniu śruby, jak dziś, nie mówiąc o tym, że pod koniec życia trochę zliberalizował swoje poglądy – przyp.red.] Po wszystkich przemowach uformował się pochód; wyruszył na ulice Warszawy, punktem docelowym był Belweder, wówczas jeszcze siedziba Prezydenta RP. Adrenalinę czuć było w powietrzu, bo liczono się z ponownym atakiem ze strony nazioli lub Policji. Do niczego takiego już nie doszło. Oficjalne media niespecjalnie przejęły się atakiem na demonstrację, skupiły się za to na prezentowaniu uczestników demonstracji jako osób mniej lub bardziej uzależnionych lub po prostu jak narkomanów, co zdaje się w niewielkim stopniu zmieniło się do dnia dzisiejszego. Ciężko powiedzieć z obecnej perspektywy, czy ta manifestacja przyniosła jakiś skutek, faktem jednak jest, że do pierwszej nowelizacji ustawy doszło dopiero pięć lat później, w 1997 roku (a i potem przez trzy lata nie karano jeszcze za posiadanie na własny użytek).


Ruch Społeczeństwa Alternatywnego – organizacja anarchistyczna, która powstała w Gdańsku w 1983 r. Grupa toczyła walkę z władzą komunistyczną (m.in. przez demonstracje uliczne, z których najgłośniejsza miała miejsce w 1985 r., gdy demonstranci zatrzymali na 40 minut oficjalny pochód pierwszomajowy, a później w walkach ulicznych rozbili oddziały ZOMO, raniąc ponad 70 funkcjonariuszy, dwóch śmiertelnie, przy ok. 10  własnych rannych), prowadziła kampanie na rzecz zniesienia przymusowej służby wojskowej (później kontynuował ją Ruch Wolność i Pokój, do którego weszła część uczestników RSA) i przeciw budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu, obie zakończone sukcesem: służba zastępcza i porzucenie planów budowy.

W 1984 r. utworzyli Porozumienie Grup Niezależnych „Wolność”, zrzeszające grupy młodzieżowe, które sprzeciwiały się ugodowej wobec komuny polityce kierownictwa Solidarności. RSA współpracował m.in. z Solidarnością Walczącą, Wolnymi Związkami Zawodowymi, KOR, KPN, FMW, PPS-RD, Pomarańczową Alternatywą, z działaczami KOR; mieli konflikt z Wałęsą i ks. Jankowskim jako „siły niepolskie i niekatolickie”. W II poł. lat 80-tych powstały grupy RSA w Szczecinie, Poznaniu, Warszawie, Białymstoku, Chełmnie i in. W maju-czerwcu 1988 r. RSA, wraz z formacją artystyczną Totart i miejscową grupą Ruchu Wolność i Pokój, utworzyła Międzymiastówkę Anarchistyczną, poprzedniczkę Federacji Anarchistycznej. [Ciekawostka: były też znane dziś nazwiska, np. RSA współtworzył Skiba, a z WiP parę osób wylądowało w UOP, działał tam też Rokita... takie czasy.] Po 1989 r. ruch nie zaniechał działalności, uznając, że nowy system nie ma nic wspólnego z ideałami pierwszej Solidarności i jej programem – Samorządną Rzeczpospolitą. Organizował akcje ogólnokrajowe, m.in. w/s podatków, nacjonalizmu oraz lokalne, m.in. w/s niszczenia targowisk, sprzedaży wodociągów firmie francuskiej, co doprowadziło do uwięzienia za łapówki pierwszego prezydenta Gdańska. (Anarchopedia, Wikipedia, „Ruch Społeczeństwa Alternatywnego 1983-1991. Wybór tekstów”, Oficyna Wydalnicza Bractwa Trojka, Poznań 2009 i inne)

Praffdata:
niezależna grupa artystyczna powstała w 1984 roku i skupiająca muzyków, malarzy, poetów, aktorów i innych twórców. Przez kolejne lata grupa organizowała happeningi i akcje uliczne o tematyce społecznej, politycznej; działania edukacyjne, pro-ekologiczne, a także komercyjne. W 1995 roku organizuje na Cyplu Czerniakowskim w Warszawie „Wyspę Świętojańską” – festival legalise’it! (www.dedlajn.com)


Oceń ten artykuł
(0 głosów)