A+ A A-

KROTKA SERIA: Czyli sPISek władzy...?

Bez ceregieli - zacznę z grubej rury tym razem. Wszedłem do pracy i otwierając jeden z internetowych serwisów informacyjnych zauważyłem dwa intrygujące artykuły. Oba dotyczyły legalizacji narkotyków miękkich i oba odnosiły się w pewien sposób do projektów proponowanych przez lewicę. Nie muszę mówić iż pomysł legalizacji osobiście mi do gustu przypadł i to bardzo. Zacząłem się jednak zastanawiać nad tym na ile jest to faktyczna odpowiedź na społeczne potrzeby, a na ile jest to walka przedwyborcza.

 

Jakiekolwiek nie byłyby moje wnioski postanowiłem poczekać na reakcję środowisk prawicowych i... nie skończył się tydzień, gdy w tym samym serwisie ukazały się kolejne dwa artykuły: jeden dotyczył przesłuchania imć Wojewódzkiego Jakuba - na okoliczność „dilerki”, drugi (tak przypadkowo umieszczony zaraz pod newsem o Wojewódzkim) opowiadał o dwunastolatce, która w stanie ciężkim została odwieziona na pogotowie po tym jak przedawkowała heroinę!
Oczywiście wszelkie środowiska "lewackie" i artystyczne to lumpy i degeneraci, o czym i ja się dowiedziałem w 2005 roku, na poznańskim Pikniku Kanaby, gdzie młodzi ogoleni na łyso (jak mniemam bo zamaskowani byli szalikami skrzętnie) panowie, skacząc po ulotkach, gadżetach i stoisku kanabowym (w tym po gramofonach) oświadczyli wszystkim zebranym co sądzą o wolnym wyrażaniu poglądów i legalizacji w ogóle..

Postrzeżenie wywołane wyczytanymi w sieci wiadomościami, popchnęło mnie natomiast do takiego oto pytania: jaką odpowiedź da nam przeciętny obywatel widzący świat przez pryzmat mediów kontrolowanych (choć zdaję sobie sprawę z tego, iż jest to zbyt silne w tym miejscu słowo) przez prawicę?

Założę się, iż odpowiedź ów osobnik dał by taką: "idole nastolatków plując na Nasz Rząd propagują narkomanie i inne zboczenia. Biedna dwunastoletnia dziewczynka zapewne dostała pierwszą działkę gratis i wzięła by być jak gwiazda muzyczna. A gdyby tylko zachowane były wartości i promowani byli godni prawdziwego podziwu idole, to do takich rzeczy by nie doszło. A gdyby tego było mało, to grupy jakichś lewackich degeneratów chcą legalizować <”.
Oczywiście przypadek wspomnianej dziewczynki jest ogromną tragedią, czego kwestionować nie mogę i nie chcę. Natomiast powiedzmy to głośno: legalizacja miękkich narkotyków nie zaprowadzi nas do totalnej degeneracji młodzieży, nie zaowocuje narkomanią na szeroką skale; nie będzie tak, że wszędzie wokoło będą leżeć naćpane nastolatki - bo dostęp łatwy i przyzwolenie społeczne będzie.
W newsie o wspomnianej dwunastolatce przeczytałem (i tu cytat): „Początkowo funkcjonariusze podejrzewali, że narkotyk dziewczyna zażyła przez przypadek. Ktoś mógł go dodać do napoju lub jedzenia. Śledczy odrzucili tę wersję zdarzenia, kiedy dowiedzieli się od lekarzy, że pacjentka ma uszkodzone płuca.
- Musiała palić heroinę (brown sugar) od dłuższego czasu - mówi jeden z policjantów."
Pomyśleć chwile dłużej wystarczy i wpadamy na to, że gdyby zalegalizować narkotyki miękkie, to tak naprawdę dostęp do tzw. twardych narkotyków będzie trudniejszy. Z ulic znikną "dilerzy pierwszego kontaktu" i łańcuch na poziomie dziecko - twardy narkotyk ulegnie załamaniu. Kolejna sprawa to, to że jak mówi porzekadło „zakazany owoc smakuje lepiej”, założyć więc można iż pośrednim efektem może być też spadek zainteresowania paleniem ze strony nieletnich.
Oczywiście zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli sprawdzić jak to jest być dorosłym, ale podobnie jest w przypadku legalnego alkoholu. Dodajmy jeszcze że czego by nie mówić, to diler nie spyta dziecka, czy jest pełnoletnie...
Na ten temat można mówić wiele, ale prawda jest taka, że legalizacja sama w sobie niczego nie załatwi i musi być poparta rzeczową, pozbawioną zabarwień wartościujących edukacją i profilaktyką.
Wracając do sprawy projektu lewicy i pytania czy jest to walka o wyborców czy nie, to odpowiedź moja jest prosta: jeżeli efektem finalnym takiego pomysłu będzie zalegalizowanie (lub w ostateczności depenalizacja) narkotyków miękkich, to dylemat związany z powodem takiego zaangażowania polityków mam ....... gdzie indziej, bo i tak liczy się efekt.

Na koniec: kiedyś przeprowadzono w Polsce ankietę wśród uczniów o ich doświadczeniach związanych z narkotykami. Okazało się, że 65% gimnazjalistów, doskonale wiedziało co jest czym i zażywało narkotyki sporadycznie... kolejne 30% przebywało w pomieszczeniach i miejscach, w których narkotyki zażywano - czyli było świadkami i biernymi uczestnikami "brania"! Pozostałe 5% przyznało, że wcześniej się z narkotykami nie spotkali i nie wiedzą kto z ich otoczenia może je zażywać, kto nie, ani też nie potrafią rozróżnić podstawowych rodzajów narkotyków. Ale to nic - najlepsze było to, że tuż po opublikowaniu tych, drastycznych w sumie wyników, przeprowadzono w jednym z programów TV sondę wśród rodziców - najśmieszniejsze było to, że wyniki były odwrotnie proporcjonalne! 95% rodziców absolutnie wykluczyło możliwość, jakoby "jego kochane dziecko miało jakikolwiek kontakt z narkotykami".

Oceń ten artykuł
(0 głosów)