A+ A A-

Strzyc czy nie strzyc, oto jest pytanie

Wśród hodowców konopi od dziesiątków lat trwa spór, gdzie wciąż nie widać rozstrzygnięcia. Czy usuwać kwitnącym krzewom duże liście (tzw. wachlarzowe – fan leaves) to kwestia rodząca mnóstwo „flejmów”. Jak właściwie jest z tym fenomenem? Pierw przedstawię argumenty „fryzjerów”, potem trochę z biologii roślin i na końcu własne zdanie co do tego problemu.
 
Nie łudzę się, by jakiś pojedynczy tekst mógł zakończyć spór ciągnący się chyba od początku uprawiania w ogóle. Nie byłbym zdziwiony, gdyby podobne rozbieżności opinii istniały pomiędzy sąsiadującymi plemionami wyrabiającymi setki lat haszysz w Afganistanie lub między dwiema świątyniami gdzieś w Nepalu.
 
Czemu odcinać?
Właśnie, czemu odcinać liście? Zaprezentuję, co twierdzą w świecie zwolenników. Roślina mająca mniej liści lepiej prosperuje, gdyż jest bardziej zwarta, zużywa mniej energii i zasobów na łodygi, które nie muszą być tak potężne, dźwigając mniejszą masę. Wielkie liście zużywają więcej energii, niż są w stanie dać organizmowi, są wymarzonym celem dla szkodników i chorób. Obcinka ma powodować, że roślinę szybciej oczyścimy z resztek nawozów przed żniwem (łatwiej i rychlej przepłukujemy). Co więcej, niższe i do tej pory przycienione kwiatuszki odsłonią się, zyskując na wadze i konsystencji. Masywne usuwanie liści zmniejsza ryzyko ataku pleśni, w gęstwinie panują idealne warunki do jej rozwoju i rozprzestrzeniania. Gałęzie, z których oderwiemy będą mieć więcej bogactwa dla rozwoju kwiatów.
    Niektórzy idą aż tak daleko, że twierdzą, iż liście są praktycznie niepotrzebne i co tydzień-dwa usuwają wszelki nowo rozwinięte. Krzaczki tworzą nowe i tak w koło do żniw. Chlubią się skompresowanymi topami i utrzymują, że ta metoda niesie lepsze plony.

Trochę botaniki
    Liście są przede wszystkim elektrowniami i fabrykami materiału do budowy roślinnego ciała. Jest tam największe stężenie chlorofilu, dzięki któremu wychwycone fotony świetlnej energii są wykorzystywane do cząsteczek ATP i w ciągu cyklu fizjologicznego do dalszej produkcji związków organicznych. Powstają cukry, skrobie, główny budulec. Liście zacieniają mniej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Z największą wrażliwością dostrzegamy zieloną część spektrum widmowego światła. [Zielony chlorofil wyłapuje najlepiej światło czerwone, a także niebieskie (to dlatego fotosyntezie służą bardziej lampy HPS, również MH, świetlówki słabiej). Jest dla nas zielony, bo odbija zielone światło. – przyp. red.] Z tego powodu zdaje nam się, że pod liśćmi jest ciemniej, niż w rzeczywistości. Ich tkanka nie jest tak gruba, by nie przepuścić naprawdę wielkiej ilości promieni (85%).
    Od spodu znajdują się pory (stomata), służące m.in. do wchłaniania z powietrza dwutlenku węgla, krytycznego budulca w procesie fotosyntezy. Jak również do wydychania, choćby nadmiaru chloru, który w skromnych dawkach jest potrzebny jako sygnał czy do niektórych fitohormonów, ale w większej koncentracji jest bardzo trujący. Ekshalacja służy także odprowadzaniu wody (pary wodnej), to zresztą dzieje się nie tylko poprzez pory ale i bezpośrednio powierzchnią. Zastępuje ją świeża woda z korzeni, transportująca również substancje odżywcze. Kolejna funkcja tego procesu to termoregulacja: w wyższej temperaturze większe parowanie chłodzi roślinę, gdy zimniej, pory są przymknięte.
    Jeśli chodzi o zagadnienie niżej położonych kwiatostanów... trzeba mieć na uwadze, że właściwie nie mają więcej chlorofilu niż łodygi! Bezpośrednie światło niewiele im da, co do wzrostu [red.: ten właśnie argument jest u nas chyba podnoszony najchętniej; fakt jednak, że to m.in. pod wpływem naświetlenia, szczególnie z zakresu UV-A i UV-B tworzy się dodatkowa ilość żywicy, z drugiej strony, póki kwiat rośnie, nie na tym się skupiajmy]. Wyznawcom szkoły zalecającej obrywanie/obcinanie dużych liści chodzi więc bardziej o niedostatek światła na liściach przy niższych kwiatach, bowiem logicznie produkty metabolizmu kierowane są w najbliższe miejsce zapotrzebowania. Gdy dolne szczyty znajdują się w cieniu, usuwanie liści w zasadzie im jeszcze zabiera. O wiele efektywniej byłoby te gałązki, często powyciągane i rzadkie, jeszcze przed rozpoczęciem kwitnienia zlikwidować, ponieważ i tak wiele nie urodzą.
    Last but not least, liście mogą być awaryjnym magazynem substancji odżywczych, a co więcej, niejakim „buforem” przy przenawożeniu. Jeżeli niechcący przytrujecie swój krzaczek, w mniej cennych częściach zbierze się nadmiar, spadną, ale reszta przeżyje. Przy niedoborach składniki odżywcze zostaną wycofane z liści, spadną, ale reszta przeżyje.

Zostawiać liście, czy usuwać?
    Moje poglądy i doświadczenie są takie, że masowe zrywanie liści jest w najlepszym wypadku zbyteczne. Oprócz sytuacji wyjątkowych, jestem przeciw. Sztucznie „strzyżenie” listowia, którego konopia nie gubi samoistnie potrzebuje dobrych powodów; do części przesłanek ustosunkowałem się w poprzedniej partii... co jeszcze mógłbym dodać?
    Mniej energii na rozwój łodyg oznacza, że i kwiatostany otrzymają słabsze podparcie, pod ich ciężarem prędzej się połamią. Może i strzyżone rośliny są bardziej zwarte, ale chyba dlatego, że mają mniej siły rosnąć. Liście wachlarzowe są dobrym miejscem do ataku bakterii, wirusów i grzybów, ale bez tego atak nastąpi na części wewnętrzne [tu akurat się nie zgodzimy – red.]. Lepszy wzrost dolnych gałęzi? Dość zależne od odmiany, jedne reagują na te zabiegi lepszym wzrostem, inne przeciwnie.
    Usuwanie liści nie powinno być celem samym w sobie i należy je przeprowadzać wtedy, gdy ma rzeczywisty, a nie magiczny cel. Pozbywajmy się tych, które chorują. Tych, które już pożółkły i bardziej zacieniają, niż cokolwiek produkują – tu można pospieszyć roślinkę i tak je zrzucającą. Wtedy, gdy zbliżamy się do finalnej fazy rozwoju i boimy się pleśni ze względu na wilgotność lub naturalną podatność danej odmiany, odcinamy, od zewnątrz do wewnątrz.
    Co zatem zalecam? Trzymajcie liście na miejscu, póki nie macie uzasadnionej pewności, że roślinie nie wadzą.
Oceń ten artykuł
(3 głosów)