A+ A A-

PATTI SMITH - Poniedziałkowe dzieci

Piękna to powieść. I dobra i mądra. I ucząca, jeśli jeszcze czegokolwiek może nas nauczyć literatura. Poetycka, rzec by można. Gdy zacząłem ją czytać, myślałem, że nie dotrwam do końca. Tymczasem końcówka przynosi efekt piorunujący. Zaczynam łączyć w wyobraźni rozproszone wątki i przedstawiony świat powoli staje się moim. Pamięć przywołuje muzykę, kwitowaną w opisie do funkcji epizodu, choć cała powieść nie miałaby bez niej sensu.

Drugiego września 1975 roku otworzyłam drzwi do studia Electric Lady. Gdy szłam po schodach, przypomniałam sobie, jak Jimi Hendix zatrzymał się, żeby porozmawiać chwilę z onieśmieloną dziewczyną. […] Przez pięć tygodni nagrywaliśmy i miksowaliśmy moją pierwszą płytę Horses. Jimi Hendrix już nigdy nie wrócił, żeby stworzyć uniwersalny język muzyki, ale dla przyszłości naszej kultury zostawił po sobie studio, które tchnęło jego nadziejami. Podobnie jest z innymi postaciami, pojawiającymi się w powieści.

Wspominane są na mgnienie oka i tylko możemy się domyślać istnienia środowiska wzajemnie wspierających się artystów. Patti Smith opisuje relacje personalne jako raczej osobiste niż socjalne. Nie tłumaczy kto jest kim. Dylan, Ginsberg, Warhol i inni. Jednozdaniowe epizody stają się zasadą selekcji audytorium. Punktami na mapie artystycznej drogi, jaką podąża autorka. Nawet gdy pisze coś, co ma uniwersalne znamiona, wiadomo, że podstawą jest para: Patti Smith i Robert Mapplethorpe.

Stworzyliśmy dla siebie nawzajem przestrzeń – wspomina. Zdjęcie na okładce Horses jest jego autorstwa. Gdy patrzę teraz na to zdjęcie, nie widzę siebie. Widzę nas. Dwoisty jest tu podmiot narracji. Jedno nie istnieje bez drugiego. A jednocześnie każde żyje i tworzy po swojemu co innego. Paradoks, jakiego można się spodziewać nawet wtedy, gdy mgliste mamy pojęcie o dziejach awangardy. Artysta szuka kontaktu z intuicyjnym poczuciem boskości, ale żeby tworzyć, musi się wyrwać z tego uwodzicielskiego i bezcielesnego świata. Żeby płodzić dzieła, musi powrócić do świata materii. Odpowiedzialność artysty polega na znalezieniu równowagi między mistycznym porozumieniem a mozołem tworzenia. Pamiętnik wspólnoty jakim są Poniedziałkowe dzieci budzi nadzieję, że może i mnie przydarzą się jeszcze podobne przygody. Jeżeli spotkanie jest źródłem poznania, to może jest szansa dla miłości i dla świata.

Gdy książek jest coraz mniej, to wyznając minimalizm jako apofatike na tej jednej możemy poprzestać, choć to ani utopia, ani społeczna krytyka, ani głos pokolenia. Patti Smith głosi pochwałę stałości, choć w zmieniającym się świecie sama też się zmienia. To, co stałe, jest jak skała. Autorka unieruchomiona przez zdjęcie tańczy jednak. I czasem się uśmiecha.

Artykuł z 45 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


(@udioMara)

Oceń ten artykuł
(1 głos)