A+ A A-

Lęk i odraza w Las Vegas

Po ponad trzydziestu latach od ukazania się oryginału, w końcu dostajemy do rąk polski przekład jednego z kanonicznych dzieł kontrkultury będący jednocześnie ważną analizą jej kryzysu. Prezentacja anarchicznej i subiektywnej metody gonzo journalism w akcji i jedna z ważniejszych amerykańskich powieści ostatniego półwiecza – niespełna dwa miesiące temu ukazało się w Polsce tłumaczenie legendarnego Lęku i odrazy w Las Vegas Huntera S. Thompsona.
W Polsce powieść Thompsona aż do niedawna była znana głównie za sprawą nakręconego przez Terry’ego Gilliama na jej podstawie filmu Las Vegas Parano, z Johnym Deppem i Benicio del Toro w rolach głównych. Otoczony swoistym kultem, szczególnie wśród konsumentów wszelkiego rodzaju nielegalnych używek, film stanowi adaptację książki. Podejrzewam, że większości czytelników Spliffa jego fabuła jest dobrze znana, streśćmy ją jednak w kilku zdaniach: dziennikarz z LA Raoul Duke (alter ego samego Thompsona) dostaje zlecenie napisania relacji z wielkich wyścigów motocyklowych w Las Vegas. Po otrzymaniu sporej zaliczki wydaje ją na wynajęcie luksusowego samochodu i wyładowanie jego bagażnika po brzegi wszelkimi możliwymi dragami. W towarzystwie swojego samoańskiego adwokata wsiada w samochód i rozpoczynają długi trip, którego owocem nie będzie bynajmniej gotowy reportaż, a raczej zdemolowane pokoje hotelowe, deprawowane pokojówki i ogólny chaos. Cała rzecz dzieje się na początku lat 70, już po psychodelicznej rewolucji ubiegłego dziesięciolecia, w przededniu reelekcji Nixona. Dokonana przez Gilliama adaptacja zachowuje niezwykłą zgodność z literackim oryginałem i wiernie obrazuje wszystkie psychodeliczne zwidy głównych bohaterów, ich paranoje i lęki. Może nawet ekranizacja jest zbyt wierna oryginałowi – natłok kwasowych wizji, dziwaczne kolory i falujące kształty robią niesamowite wrażenie, ale przyćmiewają czasami podawaną zza kadru narrację, a właśnie wyłożona w niej ponura refleksja jest najważniejszym elementem powieści Thompsona.

Wydanie powieści w naszym języku pozwala odświeżyć sobie historię tripu do Las Vegas i spojrzeć na nią nieco innym okiem. Sam bowiem autor w licznych Lęk i Odraza w Las Vegaswywiadach, pytany o Lęk i odrazę... zwracał uwagę mniej na same sceny tripów, bardziej na towarzyszącą im główną myśl – refleksję o końcu kolorowych lat 60-tych, o „załamaniu się fali”. Podróż, którą sam główny bohater określa jako poszukiwanie amerykańskiego snu, staje się metaforą duchowych poszukiwań wszystkich psychodelicznych guru minionego dziesięciolecia. Chaotyczna i napędzana narkotykami wyprawa zaczyna męczyć i dezorientować samych jej uczestników, w tripach Raoula i Gonza nie ma miejsca na duchowe oświecenie i wszechogarniającą miłość, ich miejsce zajmują wybuchy przemocy i paranoja. Tytułowe lęk i odrazę bohaterowie odczuwają nie tylko w stosunku do otaczającej ich tandetnej rzeczywistości stolicy hazardu, ale przede wszystkim do siebie i swojego zachowania. Kryjąc się za zaskakująco trzeźwymi wewnętrznymi monologami Raoula Thompson piętnuje wszystkie błędy minionej ery – atakuje Leary’ego za przeświadczenie o zbawczej roli psychodelików, wspomina o zamykających dekadę paroksyzmach przemocy w rodzaju festiwalu w Altamont, zakończonego kilkunastoma ofiarami śmiertelnymi. Zły trip głównych bohaterów powieści jest też złym tripem całego pokolenia, które ocknie się nagle w pełnej podejrzeń i policjantów rzeczywistości, przypominającej krajowy konwent antynarkotykowy, na który w końcu trafią Raoul i Gonzo.

Thompson, który w dość czytelny sposób przedstawił siebie w postaci Raoula miał pełne prawo do podjęcia takiej krytyki „od środka”– cała podróż do Las Vegas oparta jest bowiem na rzeczywistych wydarzeniach, a i realia lat 60-tych wraz z ich kulturą narkotykową znał od podszewki z autopsji. O postaci autora i wypracowanej przez niego metodzie gonzo journalism (skrajnie subiektywnego, niepokornego dziennikarstwa z nonszalancją odnoszącego się do założonego „tematu” tekstu) można by napisać właściwie osobny artykuł. Dość powiedzieć, że pozostający zawsze w centrum wydarzeń Thompson, wtedy m.in. korespondent Rolling Stone, był czołowym kronikarzem epoki, a jego książki, obok słynnej Próby kwasu Toma Wolffe’a, najcenniejszymi jej dokumentami.

W Polsce jednak Thompson wciąż jest mało znany, Lęk i odraza, pierwsza jego książka przetłumaczona na nasz język w całości jest więc, równocześnie obok nielicznych fragmentarycznych przedruków, jedną z pierwszych prób przybliżenia jego postaci. Pozostaje tylko pytanie, na ile potrzebna i na ile aktualna jest taka próba? Wydawca książki najwyraźniej też zadał sobie to pytanie zaopatrując polskie wydanie w krótkie, acz treściwe posłowie autorstwa Jakuba Żulczyka przybliżające postać autora i kontekst powstania powieści. Wysoki poziom polskie wydanie zawdzięcza też świetnemu, „kumatemu” tłumaczeniu Marcina Wróbla i Macieja Potulnego oraz przedrukowaniu pokręconych ilustracji Ralpha Steadmana, które towarzyszyły też pierwszym jej wydaniom.

Pozostaje tylko cieszyć się, że rzecz tak cenna i istotna zarówno dla kontrkultury, jak i szeroko pojętej literatury współczesnej w końcu zostaje u nas wydana, szczególnie, że prezentuje nieco inne spojrzenie na narkokulturę końca lat 60-tych (a może i na narkokulturę w ogóle?), niż utrwalone w stereotypach. Przy okazji rzuca też nowe światło na jego kultową, ale często opacznie rozumianą filmową adaptację.  
Czekamy na kolejne przekłady dzieł Thompsona.


Lęk i odraza w Las Vegas. Szaleńcza podróż do serca „amerykańskiego snu”.
Wydawnictwo Niebieska Studnia, Warszawa 2008.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)