A+ A A-

pogoda burzliwa, ale i niespodzianki ciekawe

Minęły następne dwa miesiące, podczas których zmieniło się bardzo wiele, a zarazem nie zmieniło się nic. Nic, czyli żadnych przełomowych wydarzeń. Dyżurna kwestia nowelizacji ustawy narkotykowej to wciąż zagadka. Najpierw przedłużające się wciąż milczenie, nasuwające wniosek, że stwierdzono brak szans przed wyborami. Później minister Kwiatkowski kolejny raz mówi, że obecnie mamy do czynienia z absurdem i zapowiada wniesienie trochę złagodzonej ustawy do Sejmu w kwietniu (publicznie powtarza, żeby leczyć, leczyć, bez nadmiernych jednak obaw, przymusowego leczenia z nieistniejącego nałogu ani z miękkich narkotyków w jej tekście nie ma, chodzi o przekaz).
To już około dwóch długich lat i trzeci minister, który ma szansę ten sam projekt przepchnąć. Jego poparcie jest niepewne. Tymczasem w dominujących mediach i w wypowiedziach polityków zupełnie inne rzeczy, których trudno się było spodziewać i to pomimo odbywającej się równocześnie kampanii przeciw „dopalaczom”. Raz po raz pozytywne słowa, zwykle ostrożne, lecz depenalizacja, niekaranie konsumpcyjnego posiadania dragów, a nawet legalizacja Cannabis są już poważnie dyskutowane jako normalny współczesny temat. Po czym rozbija się samolot i nie można się spodziewać niczego, albo wszystkiego, nie tylko w naszej sprawie, ale w dziesiątkach innych. Jeżeli czegokolwiek, to że omawiana ustawa zejdzie na dalszy plan, a być może zostanie zamrożona.
 
Nim numer dotrze w ręce czytelników, upłynie trochę czasu od katastrofy, tym bardziej więc nie robimy dziś nagle żałoby po tych, którzy wczoraj byli naszymi przeciwnikami (co nie musi też znaczyć, że świętujemy). Żegnamy bohaterkę wczesnej Solidarności A. Walentynowicz, a także osobę z rodziny naszego kolegi i współpracownika (przykro nam, K.). Co do reszty, milczymy; ale pytanie, co dalej i tak pozostaje. Skłonność do nadmiernego celebrowania tragedii wiąże się z olbrzymim wzrostem sympatii do martwych, a w przypadku większości, która za nimi wcześniej nie przepadała, wręcz im to uwłacza. Pozwolimy sobie więc zachować spokój. Wydarzenie oznacza między innymi wybory już latem, przy czym B. Komorowski już funkcje prezydenta jako formalny zastępca pełni, SLD straciło kandydata, podobnie PiS, któremu brakło ludzi, ale ma mnóstwo pozytywnych uczuć społeczeństwa. Nie jest jasne, czy nowy szef państwa będzie oznaczał, że rzeczywistość zmieni tylko dekorację, czy coś więcej, czytelników zastanawiających się, czy oddać (ważny) głos mogą jednak interesować poglądy paru kandydatów na wiadome zagadnienia światopoglądowe. Komorowski jest przeciw legalizacji narkotyków, na czacie „Super Expressu” napisał też, że nie widzi w Sejmie większości do zmiany Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. W tym kontekście lepiej mieć Tuska nadal jako premiera (nie będzie ew. weta), choć od niego można oczekiwać tylko (i aż) drobnej liberalizacji, jak obecnie. Na „nie” wypowiadał się też Szmajdziński, proamerykański i promilitarystyczny, co lub kogo tamta strona teraz zaproponuje, trudno powiedzieć. A. Olechowski ocenił, że wszyscy kandydaci PO byli „silnie konserwatywni”. Rzekł, że „jest gotów rozważyć” legalizację miękich narkotyków (m.in. w TVN24). „Musimy wyjść z tej przegrywanej przez nas Wojny z narkotykami (termin amerykański, ale administracja Obamy przestała go już używać). I może jest wyjście w postaci dozwolenia pewnych narkotyków czy zliberalizowania reżimu w tej dziedzinie. Ale nie zrobiłbym tego bez porozumienia szerszego europejskiego.” Dodając, że nie chce szczególnej tolerancji, „wyspy” na tle otoczenia. Jak na to, do czego byliśmy przyzwyczajeni, naprawdę nieźle. Nie wiadomo, czy zdaje sobie sprawę, że Polska jest „wyspą represji” i czy byłby gotów choćby na dorównanie średniej europejskiej. Tutaj zwłaszcza ostatnio legalizacją nazywa się zniesienie kar za konsumpcję, obowiązujących bodaj tylko w czterech z kilkunastu krajów postkomunistycznych, a nie to, do czego zmierzają pomalutku społeczeństwa zachodnie. Pokazuje to, jak cofnęliśmy się mentalnie przez zaledwie około dziesięć lat penalizacji konsumpcyjnego posiadania. Centrolewicowiec T. Nałęcz podkreślił różnicę opowiadając się za zdepenalizowaniem. Oczywiście, zawsze może się okazać, że to wszystko kiełbasa wyborcza i najlepiej oddać nieważny głos protestu. (Inny kandydat, od dawna głoszący całkowitą wolność dla wszelkich narkotyków, z różnych powodów się dla nas nie liczy; jest bliskim prawicy w wydaniu narodowokatolickim konserwatystą i wiemy, że na niego na pewno nie warto liczyć.) Niezależnie od kwestii, czy można od nich czegoś oczekiwać, cieszymy się, że przynajmniej deklaracje nie są już stuprocentowo negatywne, temat liberalizacji wreszcie istnieje i jest traktowany jako istotny.

W „Teraz My” oglądanym przez 1,5 mln osób spiera się dwóch zwolenników depenalizacji, a nie miłośnik represji ze sceptykiem. Spotkanie min. Kwiatkowskiego z eksministrem, odwiecznie zaangażowanym M. Balickim, tematem są sposoby na walkę z narkomanią. Padają statystyki o skazanych użytkownikach i o leczeniu. Redaktorzy Sekielski i Morozowski (dziennikarze roku Grand Press ‘06) zwracają uwagę, że nie każdy przecież potrzebuje leczenia, mówią o referendum w sprawie legalizacji marijuany jak alkoholu w Kalifornii, pytają o zdanie (MB przyznaje, że on by zagłosował na tak). Kwiatkowski zachwala swój projekt, dobry bo umiarkowany, nie dający prawa posiadania, dający możliwość niekarania. Rozmówcy wytykają, że to zmieni zbyt mało, że policja dalej będzie skupiać się na gnębieniu konsumentów. W TVN, w dobrym wieczornym paśmie, całkiem nieźle, jak na nasze realia. „Polityka”, relacjonując na pierwszych stronach badania politologiczne na średniego szczebla regionalnych działaczach PO, gdzie spytano m.in. o legalizację miękkich narkotyków („nie ma zasadniczo zgody”), komentuje rezultaty jako „pośredni etap kształtowania się poglądów w sferze praw i wolności [...] jak się wydaje, są skłonni akceptować pewne zachodnie trendy cywilizacyjne, ale z wyraźną konserwatywną korektą [...].

Polska dowiaduje się, że marijuana pomaga na raka, stwardnienie rozsiane, aids, paraliżującą spastykę mięśni i chroniczny ostry ból, z mediów głównego nurtu. Wyborcza publikuje reportaż pt. „Nielegalne ciasteczka z nadzieją”, o anonimowym pacjencie, prawie nieruchomym i gnijącym żywcem od 15 lat, tracącym w amputacjach kolejne palce, który odzyskuje resztki życia dzięki dostarczanym potajemnie konopnym wypiekom. Autorka wspomina o innych ludziach, o legalności leczenia w innych krajach, inhalatorach bezdymnych, czyli waporyzerach i lekach z kwiatów Cannabis. Nie inaczej w telewizji publicznej („Pytanie na śniadanie”). Przypomnienie bodaj pierwszego i od r.’04 jedynego tekstu o wielkiej leczniczej mocy THC, z działu nauki Rzeczpospolitej; historia kobiety z nowotworem i jej problemu z lekarzem w szpitalu; informacje o wszystkich krajach, gdzie wolno, w pasku napis „Polskie podziemie chorych”. Rozmawiają prof. Vetulani i wicemin. zdrowia. Gospodarze opisują, jak trudne jest teoretycznie dozwolone sprowadzenie medykamentu zarejestrowanego za granicą. Twardowski wije się: trzeba przestrzegać prawa, wszędzie jest różnie, na receptę lub bez recepty, odmienne filozofie, granice wolności, my się boimy jej skutków, nadużywania. Minister może dopuścić przywóz, gdy jest b. dobrze uzasadniona konieczność, lekarz musi mieć konsultanta i wniosek, rozważyć czy nie wystarczy jakichś z dziesiątek tysięcy naszych lekarstw, może w przypadku raka, ale nie przy bólach. THC to tetrahydrokaBANinol. Naukowiec mówi o względnie mało ryzykownym leku, którego postać czarnorynkowa bywa fałszowana groźnymi substancjami. Prowadzący mają smutne miny i mówią, że pacjenci sadzą sobie konopne krzewy sami. Jeszcze nic wielkiego, ale wszystko przed nami.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)