A+ A A-

52UM - Introwersja

Kiedyś to było nasze marzenie: realizować program w sposób, jaki umożliwia nam dzisiejsza technika i technologia. Bez uciążliwych prób i nudnych ćwiczeń, bez praktyki i sporów o każdy szczegół. Jak się komuś nie podoba, niech zrobi to po swojemu – głosi przesłanie nowej epoki. Zawsze może być głośniej lub ciszej i to jest jedyne zmysłowe doznanie związane z muzyką.

Wszystko inne to raczej projekcje i urojenia. Nawet naukowe odkrycia potwierdzające intuicję. Biologia i neurologia wpisują muzykę w świat materii, przy klasycznym podziale na dwa. Tym drugim jest jest idea lub duch. Tak uczymy się o świecie najpierw, by potem przekonać się, że ten uproszczony podział nie pasuje do naszych doświadczeń, sumujących się jakoś w większą całość. Osobiście jestem zwolennikiem filozofii Sokratesa, który jako rzeźbiarz głosił, że ostateczna forma tkwi potencjalnie w tworzywie i tylko trzeba ją umiejętnie wydobyć na zewnątrz niego. Dla nas takim tworzywem są dźwiękowe ścieżki, tzw. tracki. Przygłaśniane lub wyciszane w trakcie słuchania zmieniają charakter nagrania i bywa, że słuchając możemy nie poznać, że jest to jedno i to samo. Tak jak dawniej, gdy w albumach o sztuce były tylko czarno–białe reprodukcje. Kolor potrafił wywołać szok i odmienić świadomość. Tak tutaj, w tym albumie, Harmonie jako dub i jako piosenka to ta sama rzecz w dwóch różnych wersjach. Może kiedyś zgram je sobie jako jedną, ale póki co nie chce mi się, bo i po co? Gdy cel jakiś mi zaświta, zrobię to, co podpowie mi intuicja.

Trzeci szum jawi mi się jako wersja intro do dwóch poprzednich albumów. Gdzieś tam jest jeszcze Czarna noc i czarny dzień z płyty Warsaw Beat, jakieś reminiscencje z prób i koncertów formacji Falarek Band. Odwrotność projektu. Bez niego to, co przedtem nie do końca jest jasne i czytelne. Natomiast to, co potem, przekracza ramy projektu. W ten sposób staje się niewidoczne, niewidzialne i poniekąd nieprzewidywalne. W ramach tej samej struktury tworzymy nową rzecz z nieistniejących elementów. Każdy żywioł ma tu swoją opozycję, każdy na swą lukę, brak i defekt, każdy jest przeciwieństwem i negacją, każdy stanowić może nową alternatywę, skupiającą sprzeczności i paradoksy. Skrajne sytuacje skupiają się jako jedno gdzieś w pobliżu centrum. Osnute jest ono mgłą tajemnicy i niedopowiedzeniami mistycyzmu. Ezoteria jako ego–trip jawi się tu jako wersja jednej z utopii. Albo fenomen, bez którego nie wiadomo, co zrobić ze swoją wiarą i wiedzą. I w tym wszystkim szum. Nawet ten informacyjny. Jako brzmienie świata poprzedzające muzykę. Ponad to wszystko są to zwyczajne piosenki o miłości. O istnieniu, stanowiącym fundament, podstawę i principium prawdy, piękna i dobra, za którym podążać można w miarę możności.

Artykuł z 49 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


@udioMara

Oceń ten artykuł
(1 głos)