A+ A A-

Brotherhood of Eternal Love

Liczne źródła opisujące kontrkulturę lat sześćdziesiątych, a w szczególności jej związek z psychedelikami pomijają zwykle jej aspekty ekonomiczne.

Ja tymczasem głowiłem się nie raz nad takimi błahostkami  jak cena i dostępność narkotyków, kanały ich dystrybucji – czy wreszcie – nad beneficjentami handlu dragami w tak spragnionym ich środowisku jak Haight – Ashbury podczas Lata Miłości. Jeżeli podobne przyziemne zagadnienia nurtują i Was, możecie zaspokoić swoją ciekawość zgłębiając nader interesujący wątek Bractwa Wiecznej Miłości – „Hippisowskiej Mafii”. Punktem wyjściowym takich dociekań można zaś uczynić najstarszą i najobszerniejszą poświęconą mu pozycję – Brotherhood of Eternal Love Stewarta Tendlera i Davida Maya.

Wydana po raz pierwszy w 1984 r. praca pary reporterów stała się w krótkim czasie dość popularna – nic dziwnego, do niedawna bowiem stanowiła jedyną monografię niesławnej „Hippie Mafii” (dopiero w 2010 r. ukazała się druga – Orange Sunshine Nicholasa Shou). Grupa ta, o której można znaleźć tylko pojedyncze wzmianki w klasyce kwasowego reportażu – Acid Dreams czy w Storming Heaven była tymczasem u szczytu swej działalności odpowiedzialna za ponad połowę światowej podaży LSD, przecierała też nowe szlaki w imporcie haszyszy z Afganistanu, zaś jeszcze wiele lat po kolorowej dekadzie, nazwiska jej członków wypływały na całym świecie przy takich sprawach jak – odbicie Leary’ego z więzienia, rozkwit brytyjskiego rynku LSD, pojawienie się microdotów, a nawet – zabójstwo Aldo Moro (sic!). Nic więc dziwnego, że tak spektakularna działalność musiała budzić ciekawość – koniec końców także organów ścigania. Ale od początku...

Braterstwo Wiecznej Miłości zostało założone w 1967 r. przez Johna Griggsa – kalifornijskiego hippisa przed trzydziestką. Początkowo stanowiło tylko jedną z licznych komun, obficie pączkujących na Zachodnim Wybrzeżu, jednak w niecałe dwa lata, po dokooptowaniu do niej chemików – Scully’ego, Sanda i słynnego Owsleya przerodziła się w prężną manufakturkę LSD. To jednak, co odróżniało działalność Bractwa od wielu innych grupek parających się handlem nielegalnymi substancjami, to swoista filozofia, która im przyświecała – otóż misją „Hippisowskiej Mafii” było zapewnić całym Stanom (a potem – całemu światu) dostępu do dobrej jakości LSD w jak najniższej cenie, słowem – wzorem Prankstersów – zasypania społeczeństwa psychedelikami. Najbardziej niesamowite jednak, że zadanie to, zostało w dużej mierze wykonane – dzięki hurtowej produkcji Braterstwo zdołało zbić uliczną cenę swojego flagowego produktu – Orange Sunshine – do dolara za dawkę, natomiast łączna podaż pomarańczowych pastylek liczona była w milionach. Niestety, tak intrygujący wątek „misji” przyświecającej natchnionym dealerom jest w reportażu Tendlera i Maya potraktowany nader pobieżnie – tu i tam pojawia się kilka zdań o poglądach założycieli grupy, czy kontrowersyjne zalecenie Leary’ego – „każdy zwolennik psychedelików powinien trochę podilować dla dobra społeczności”, brak jednak choćby próby szerszego i bardziej kompleksowego ujęcia ideologii grupy. A szkoda – bowiem zderzenie początkowego idealizmu Griggsa i paczki z twardymi realiami globalnego handlu narkotykami w organizacji liczącej ponad pół tysiąca członków (taka była finalna skala zjawiska) mogłoby by wypaść niezwykle ciekawie. Niestety, takie subtelności reporterów najwyraźniej nie interesują – więc i czytelnik może tylko się zastanawiać jak przebiegała mentalna droga od apostołów LSD do milionerów handlujących kokainą.

To, czego brak w warstwach ideologicznej czy psychologicznej, Brotherhood of Eternal Love nadrabia jednak porządnym researchem i drobiazgowym oddaniem ekonomicznej struktury handlu psychedelikami. Po dość pobieżnym (i niewytrzymującym porównania z takim na przykład Acid Dreams) wstępie – zarysowaniu kontekstu kulturowego późnych lat sześćdziesiątych wraz z obowiązkowym „who is who” (ileż razy można czytać te same anegdotki o Huxleyu i Hofmannie...) autorzy wskakują na swojego konika – zakładanie nowych laboratoriów, transport sprzętu, przepływy pieniężne, porcjowanie, franczyzy – to zasadnicza treść reportażu. To wszystko może oczywiście sprawiać wrażenie dość surowej relacji – i tak właśnie jest – tego nie czyta się z wypiekami na twarzy, czytelnik spragniony jednak przede wszystkim konkretnej porcji wiedzy i faktów swoją ciekawość zaspokoi.

Dość surowej treści wtóruje, niestety, styl – suchy, mało efektowny, momentami wręcz monotonny. Nieliczne anegdotki (zwykle traktujące o szokującej niefrasobliwości bonzów od LSD, w rodzaju tej o Owsley zapominającym swojego fałszywego nazwiska, pod którym ukrył w skrytce bankowej prekursory), czy próby fabularyzowania wypadają dość blado i tylkoBrotherhood of Eternal Love podkreślają surowy charakter pozycji. Niezbyt komunikatywna jest też struktura opowieści – co prawda generalnie prowadzonej chronologicznie i ułożonej w opowieść o powolnym upadku grupy (wnioskuję właściwie tylko na podstawie efekciarskich tytułów rozdziałów, autorzy bowiem co do zasady skutecznie ukrywają swoją ocenę), w poszczególnych sekcjach rozbijanej na wielogłos głównych graczy w psychedelicznym biznesie. Tych postaci jest zaś dość sporo i po kilkunastu narracyjnych skokach można łatwo zgubić się w gąszczu łączących ich relacji, a także w ściślejszej chronologii. Wśród głównych rozgrywających pojawia się jednak kilka niezwykle interesujących figur, nie dość wyraźnie omawianych w innych pozycjach z dziedziny – na czele z finansującym wiele przedsięwzięć Bractwa milionerem-playboyem Hitchcockiem (dość pobieżnie potraktowanym w Acid Dreams), czy enigmatycznym poliglotą Ronaldem Starkiem – który prawdopodobnie był wtyką CIA i sposobem agencji na inwigilację kontrkultury. Nazwisko Starka powraca potem przy próbach produkcji syntetycznej kokainy, czy w związku z Czerwonymi Brygadami – pozostaje tylko mieć nadzieję, że niedosyt związanych z nim informacji wynika z jego niejasnej tożsamości, a nie z badawczej niechlujności autorów.

Pomimo oczywistych braków i pewnego oporu stawianego przy lekturze Brotherhood of Eternal Love warte jest jednak polecenia tym, którzy szukają szczegółowego opracowania na temat czarnego rynku psychedelików. Wiele zawartych w książce informacji nie jest też szczególnie znanych i może stanowić dobry punkt wyjścia do dalszych poszukiwań – tak jest chociażby z korzeniami brytyjskiego rynku microdotów, relacjami kontrkultury z Czechosłowackimi wytwórniami LSD, czy w szczegółach efektownego odbicia Leary’ego z więzienia. Niemniej, tak ciekawy fenomen jak Braterstwo Wiecznej Miłości zasługuje na bardziej zniuansowane i wykraczające poza cyferki i strzępki anegdot opracowanie – książka Tendlera i Maya pozostanie więc, nawet pomimo udoskonaleń w reedycjach, tylko ciekawostką dla pasjonatów.

Artykuł z 51 numeru Gazety Konopnej SPLIFF

Robert Kania

 

 

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « Kwaśne sny Koks w wielkim mieście »