A+ A A-

SŁOWOTOK POD KONTROL!

  Socjalny wizerunek to najlepszy dokument i świadectwo istnienia ducha czasów. Tak nazywają jedną z czterech kosmicznych sił i mocy zawiadujących światem. To, co ponadto, jest już z innego świata. Tomasz Stańko zapytywany o związki z arche swej muzyki zamienia odpowiedź w anegdotę na temat środowisk, choć skąd-inąd wiadomo, że swego czasu było to wiodącym tematem badań, rozważań, refleksji i dociekań szerokiego kręgu artystów uwikłanych w awangardę minionego wieku. Z autobiografii wydobywanej z pytań Rafała Księżyka nic takiego nie wynika.
 
Słowo jazz pojawia się tu niewiele częściej niż rock, reggć czy performance. Mówię o wrażeniach z pierwszego czytania, bo może w szczegółach jest to trochę inaczej. Ale skoro wywiadowca może przeinaczać fakty, zdarzenia i chronologie, relacje i związki między nimi, tym bardziej może sobie na to pozwolić czytelnik, pozbawiony pamięci i zdolności kojarzenia jednego z drugim. Tomasz Stańko jest świetny w tym, czego nie pamięta. Może dlatego całą tę księgę czyta się w mgnieniu oka, niczym reportaż albo relację z podróży po nieistniejących światach. Aż dziw, że nie ma w niej kulinarnych przepisów, poprawiających kondycję i mających wpływ na natchnienie artysty. Pojawia się wprawdzie słowo makrobiotyka, ale czy w kontekście jogi, czy biegania, to tajemnica znana tylko rozmówcom. Czytelnik skazany jest na domniemania, równie odległe od tekstu, co muzyka, którą próbuje przedstawić. Każdy muzyk wie, że lepiej się gra niż słucha, niemniej zdanie audytorium też jest nie bez znaczenia. Stańko niejednokrotnie o tym przypomina, szczególnie w odniesieniu do nowej epoki. Bardziej Go kręcą współczesne alianse niż dawniejsze eksperymenty. Ostatecznie, gdy mówi o tym, co będzie, to nie do końca wiadomo, czy w momencie ukazania się książki miało już to miejsce, czy jeszcze nie. Z historią nie jest już tak prosto. Działa ona siłą faktu, jaki nie znalazł jeszcze swej interpretacji. Granie z Komedą to niemal taki sam epizod jak picie i palenie, czy późniejsze ćpanie i oczyszczenie. Ale jak sam to kiedyś powiedział, nie można być jednocześnie obserwatorem własnej twórczości i twórcą tego, co podlega obserwacji. Może dlatego z całej tej opowieści niewiele wynika dla czytelnika. Porównując ją z biografią Milesa Davisa (w obydwu polskich tłumaczeniach), nie przekracza ona stereotypu kreowanego przez media. – Nie pamiętam – mówi nasz Mistrz trąby, w tych momentach, gdy historia wydaje się zakręcać w kierunku odwrotnym niż naturalny przebieg czasu. Nie pamiętam, co mnie wtedy inspirowało, bo teraz i tutaj nie ma to żadnego znaczenia. Nie jest to żaden wzór ni przykład dla nikogo i nie jest to droga, jaką możnaby teraz podążać. Takie ostatecznie może być przesłanie tej autobiografii. Aczkolwiek dla przyszłości zawiera ona w sobie potencjał ubogacający każdą możliwą opowieść. W tym sensie zyskuje walor duchowy, cokolwiek by na ten temat mieli sądzić uczestnicy dialogu oraz jego czytelnicy. Ostatecznie w historii polskiego jazzu jest to pierwsza tego rodzaju opowieść i to jest tu chyba najważniejsze.

Tomasz Stańko, Autobiografia. Desperado.
Rozmawia Rafał Księżyk.
Wydawnictwo Literackie 2o1o
Oceń ten artykuł
(0 głosów)