A+ A A-

Śmierć smartom - mafie świętują

Coraz czarniejsze chmury nad smart dragami i smart shopami w Polsce. Podobnie jak w przypadku łagodniejszej (w kwestii „posiadania”) nowej ustawy, zgłaszanej przez ministerstwo sprawiedliwości, legislacyjnych działań antydopalaczowych nie wstrzymuje kampania wyborcza. Co prawda także ich nie przyspiesza, kandydaci szczęściem zbytnio się tym nie zajmują.
 
O ile bowiem liberalizacja być może zostanie za kilka miesięcy w końcu przyjęta, równoległe zaostrzenie anty-smartowe jest pewne. Niedawno projekt poparła już sejmowa komisja zdrowia.
 
Na listę substancji zakazanych wchodzą mefedron (środek amfetaminopodobny) oraz syntetyczne kannabinoidy JWH-073,-398,-250,-200, HU-210 i CP47,497 wraz z homologami. Substancje te znajdują się w mieszankach „ziołowych”, czyli legalnych substytutach konopi, które mają podobne do niej działanie. Niektóre z nich są już zakazane w kilku krajach.

Syntetyczne kannabinole bywają znacznie efektywniejsze od THC i nieraz mają bardziej wybiórcze działanie na poszczególne receptory (najczęściej agonistyczne, aktywujące CB1 przy stosunkowo słabszym oddziaływaniu na CB2). Z tego powodu uważamy je za wielką nadzieję dla medycyny w tym stuleciu, oczywiście jeśli nie będzie chorych przepisów. Przykładowo HU-210 jest mocniejszy kilkaset razy, działa dłużej, jest silnie neuroprotektywny i stymuluje neurogenezę w hipokampie w mózgu (czyli chroni przed niszczącym wpływem popularnych używek i narkotyków, pomaga w chorobie Alzheimera i innych), ma wyraźne właściwości przeciwlękowe i przeciwdepresyjne, a także przeciwzapalne i przeciwbólowe. [Dość podobnie zresztą jak sam słabszy, naturalny pierwowzór, THC.]

To i tak nie wszystko. Minister zdrowia będzie miał prawo wycofać z rynku każdą substancję, jaką uzna za potencjalnie szkodliwą (w praktyce zapewne cały asortyment smart shopów, ponownie razem z nieszkodliwymi czy wręcz słabszymi od melisy ziółkami, dziecko z kąpielą), kierując ją na 18 miesięcy do „kwarantanny” w celu zbadania, po czym będzie ona dopisywana do listy „narkotyków”. Prawdopodobne, że smart shopy podupadną. Narkomafie już pewnie zacierają ręce, jak przy okazji każdej dosłownie prohibicji. To najsurowsze na całym świecie(!) rozwiązanie. Dość kuriozalne także z prawnego punktu widzenia, nie wpominając o moralności czy logice. W rozmowie z Rzeczpospolitą prof. M. Kulesza z UW wyraził opinię, że samo ograniczanie wolności obywatelskich najzwyklejszym rozporządzeniem, nawet bez ustawy, nie powinno mieć miejsca; ponadto minister może zbyt łatwo ulegać niewłaściwym opiniom i wycofywać rzeczy, które nie są zbytnio szkodliwe. Z kolei adwokat J. Forystek zwrócił uwagę, że jeśli środek zawiesza się niepotrzebnie lub wbrew prawu unijnemu, powinno się wypłacać odszkodowania. O ignorowaniu podobnych przeszkód prawnych już w #24 wspominaliśmy. Głównym motorem reformy jest PO, szczególnie minister zdrowia Kopacz, a także podlegające pod ten resort niesławne Krajowe biuro ds. przeciwdziałania narkomanii.

W maju szereg substancji zbliżonych do kannabinoidów oraz amfetamin zdelegalizowała Irlandia. Zapowiedziano także ustawę zakazującą wszelkich środków psychoaktywnych, a raczej pewnie części z nich, arbitralnie wskazanych. W internecie i w prasie dało się wyczuć sprzeciw, słychać głosy, że alkohol odurza tak samo, że to wzmocni mafie i uniemożliwi rozsądną regulację rynku. Gazeta Wyborcza (m.in.) błędnie podała, że za sprzedaż dopalaczy grozi dożywocie, a za posiadanie siedmioletnie więzienie. Takie rzeczy są możliwe tylko w Polsce, albo na Białorusi. W Irlandii praktycznie nie da się trafić do pudła za banalne posiadanie, zgodnie ze standardami obowiązującymi niemal wszędzie od Władywostoku po Lizbonę. W rzeczywistości kara taka jest przewidziana za posiadanie w celu sprzedaży, a sensacyjne dożywocie – za produkcję, import itp. wielkie operacje. I to budzi opór, nam ku zastanowieniu. W sondażu obok internetowej wersji artykułu GW za nielegalnością dopalaczy opowiedziało się 46% głosujących, przeciwko 52% (27% z nich podkreśliło konieczność państwowej kontroli i słonego akcyzowania).

PSL chce obowiązkowych testów na obecność dopalaczy w moczu dla gimnazjalistów. W MEN lobbuje za tym poseł Mieczysław Łuczak. Tu już widać nie tylko ciągoty antyliberalne i antydemokratyczne, ale i wyraźny brak szacunku dla prawa choćby ze względu na to, że dopalacze są legalne. Ale równość jest dla frajerów, a prawo dobre jest wtedy, kiedy stoi po stronie Kalego.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)