A+ A A-

Rowerzyści, kierowcy, smart drugs - nowości

Przygotowywana nowelizacja kodeksu karnego ma wprowadzić zmiany w przepisach dotyczących nietrzeźwych kierowców. Ust. 2  art. 42 kk ma pozwalać na orzekanie łagodniejszych sankcji np. wobec rowerzystów pod wpływem narkotyków. Najważniejsza modyfikacja będzie polegać na tym, że nietrzeźwy kierowca straci uprawnienia tylko do prowadzenia pojazdów tej kategorii, co pojazd prowadzony w momencie kontroli (przykładowo – kto prowadził pijany samochód, traci prawo jazdy na samochód, kto jechał pijany rowerem, dostanie zakaz jazdy rowerem, ale prawo jazdy kat. B zachowa).
 
W większości przypadków: sąd będzie miał swobodę w orzekaniu zależnie od okoliczności zdarzenia, nieco podobnie jak w nowelizacji Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Półtora roku temu Trybunał Konstytucyjny zwrócił uwagę, że rowerzyści są karani surowiej niż kierowcy aut, tym bowiem ograniczano tylko uprawnienia na samochody, a rowerzystom na wszystkie pojazdy.

Po delegalizacji kolejnych smart drugs (mefedronu i kilku syntetycznych kannabinoli) władze planują zlecenie i zamówienie dla drogówki narkotestów wykrywających te substancje. Rzecz jasna nie ma to wielkiego sensu, ponieważ wycofano je z handlu i zastąpiono nowymi. Nie wiadomo nawet, czy będzie się dało wyprodukować testy precyzyjnie wykrywające te środki ani ile to będzie nas, podatników kosztowało. Prof. Maria Kała, dyrektorka wydającego certyfikaty Instytutu Ekspertyz Sądowych ma wątpliwości, czy pomysł uda się w pełni zrealizować. Nie jest też jasne, na ile obecnie używane próbniki wykrywają THC i jego metabolity, a nie kannabinoidy zbliżone budową, te już wyjęte spod prawa i jeszcze niekontrolowane. Tymczasem Bogumiła Bukowska, wicedyrektorka Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii (podlegającego Ministerstwu Zdrowia i finansowanego z naszych podatków) z rozbrajającą szczerością przyznaje, że nie dysponuje badaniami potwierdzającymi negatywny wpływ nowych środków na sprawność psychofizyczną.

Bardziej dokładne badania krwi kosztują ok. 1-1,5 tys. zł, a na wyniki czeka się do trzech miesięcy (do tego czasu podejrzany ma zatrzymane prawo jazdy na podstawie nieudokumentowanych podejrzeń, co rażąco narusza wolności obywatelskie, a także wielu osobom może zrujnować pracę i życie; można się domyślać, że po ewentualnym oczyszczeniu z zarzutów nie otrzymamy ani przeprosin, ani odszkodowania). Czy nie powinniśmy choćby poprzez takie polowanie na czarownice próbować powstrzymać nieodpowiedzialnych kierowców od prowadzenia pod wpływem smart dragów? Po pierwsze, o wiele lepsze byłyby prozaiczne testy psychofizyczne, jakie czasem stosuje policja niektórych państw, policjant ocenia, czy ktoś jest w stanie prowadzić i w razie wątpliwości zabiera dokument np. na 24h. Po drugie, zamienniki raczej nie są popularne w innych krajach – gdyby nie tak skrajna, jak u nas forma prohibicji, problem w ogóle by nie istniał.

Władze zabrały się już za delegalizację kolejnych dwóch syntetycznych kannabinoidów.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)